Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Gitara „hand made”

Przegląd Australijski, kwiecień 2009

Lutnictwo jest naprawdę pasjonującym zajęciem, pełnym tajemnic zawodowych, wymagającym ogromnej cierpliwości. To nie jest taśma!


Stanisław Seroczyński – nafciarz, muzyk i lutnik. Absolwent Technikum Przemysłu Naftowego w Krakowie, szkoły podstawowej muzycznej w Krośnie, Studium Nauczycielskiego we Wrocławiu (kierunek: wychowanie muzyczne) i średniej szkoły muzycznej w klasie kontrabasu prof. Henryka Piskorskiego. Ukończył też studia pedagogiczne w Opolu – pedagogikę kulturalno-oświatową na Wydziale Filozoficzno-Historycznym. Był pracownikiem wrocławskich domów kultury. W latach 60. i 70. ubiegłego wieku związany z jazzowym środowiskiem muzycznym Wrocławia. Zgodnie z uprawnieniami zawodowymi był muzykiem zespołowym w imprezach estradowych, kontrabasistą, gitarzystą i pianistą. Grał na kontrabasie w różnych zespołach jazzowych, a także w ostatnim składzie Jerzego Pakulskiego, w Sali Lustrzanej „Pałacyku”. Czasami na koncertach zastępował Włodzimierza Plaskotę z wrocławskiej „Elity”.

Stanisław Seroczyński

Wszystko zaczęło się od prośby Jędrka i jego mamy Kasi, której odrzucić nie sposób: – Dziadku! Zrób mi gitarę!

Jędrek uczy się w IV klasie gitary, u znakomitego nauczyciela – Marka Zielińskiego. Chodzi do Szkoły Muzycznej I stopnia nr 2 we Wrocławiu. W tym mieście również mieszka, dziadek zaś w Adelajdzie. To muzyk – Stanisław Seroczyński, ksywka „Dziadek”, którą to ksywką ochrzciło go środowisko jazzowe Wrocławia kilkadziesiąt lat temu. Gdy podczas koncertu Stanisław Seroczyński pochylał głowę nad kontrabasem, widać było jego początkującą łysinkę. I dlatego został „Dziadkiem”. Znany jest on również w naszym polonijnym środowisku, bo jako muzyk jest obecny na prawie wszystkich imprezach organizowanych przez adelajdzką Polonię.

W ubiegłym roku Stasiu (ja go tak nazywam) postanowił zabawić się w lutnika i robić... gitary.

– Ten pierwszy instrument „Jędrkowy” – jest już gotowy, ale Jędrek na nim nie zagra. Zostanie u mnie na pamiątkę – wyjaśnia Stanisław Seroczyński. – Robię następne trzy gitary i, jak sądzę, ta dziesiąta – gitara klasyczna – na pewno do Jędrka do Wrocławia trafi. Dziadek jest perfekcjonistą i pragnie sprezentować wnukowi instrument możliwie najlepszy.

W sklepach muzycznych na całym świecie gitar zatrzęsienie. Jak to mówią – do wyboru i koloru. A ty robisz instrument ręcznie! Dlaczego?

– Bo „hand made” na całym świecie – także w produkcji wszelkich instrumentów – to muzyczny top. Kontrabasy, skrzypce, wiolonczele, gitary... wykonane ręcznie są poszukiwane, to „rolls-royce” w świecie profesjonalnych artystów. Wykonane są z najlepszych i odpowiednich gatunków drewna. Mają doskonały dźwięk Są to instrumenty – co zrozumiałe – znacznie droższe od tych „przemysłowych” i tylko wybitni muzycy mogą sobie na nie pozwolić.

Zajmujesz się naprawą fortepianów, pianin i pianol. Potrafisz rozebrać je do ostatniej śrubki i podkładki a potem złożyć ponownie, nawet z zamkniętymi oczami...

– ...jest to żmudna praca, ale satysfakcjonująca i wcale z niej nie zrezygnowałem. Gitary zacząłem robić na życzenie mojej córki Kasi i jej syna Jędrka. A który dziadek wnukowi odmówi?!

Nie znam takiego dziadka. Ostatnio podziwiałam cię na scenie Polskiego Teatru Starego w kabarecie „Oto Polska”. Ty grałeś na kontrabasie, Cecylia Koprowska na pianinie, Jacek Szociński na perkusji. Kiedy znajdujesz na to wszystko czas?

– Lubię to co robię, więc czasu starcza mi na wszystko, nie tylko na granie. Nie narzekam.

Zapytam więc u kogo uczysz się teraz sztuki lutniczej?

– W Adelajdzie jest sporo znakomitych ludzi, którzy robią rozmaite instrumenty muzyczne. Mam przyjaciela, Irlandczyka, który mi w tym pomaga. Peter O'Dwyer robi klasyczne gitary już od trzydziestu lat. Ponadto obłożyłem się fachową literaturą na ten temat i z wielu propozycji wybieram dla siebie najlepsze i możliwe do wykonania. Przyznaję, że teraz na początku uprawiania tego zawodu pracuję na wyczucie, metodą prób i błędów, dlatego dopiero dziesiąta wykonana przeze mnie gitara – po nabyciu odpowiedniego doświadczenia – trafi do Jędrka.

Jakimi przyrządami posługuje się lutnik?

– Potrzebne są między innymi dłuto, młoteczek, szablon, ścisk, linijka...

A gdzie maszyna?

– Mam trzy – do cięcia drewna, do jego heblowania i szlifowania.

No właśnie. Drewna! Australia raczej nie cierpi od jego nadmiaru...

– Ależ... na Tasmanii rośnie wszystko co potrzebne, a ponadto drewno sprowadza się z całego świata. W Adelajdzie można je na pewno kupić. Do stworzenia jednej gitary potrzebne są trzy gatunki drewna. Wśród nich mahoń, brazylijskie drzewo różane, jodła, wiśnia amerykańska... Elementy jodłowe wyciągam ze starych i zużytych pianin. Taka płyta świetnie rezonuje, bo ma co najmniej sto lat. Dla stworzenia gitary należy ją tylko odpowiednio przyciąć.

Niewątpliwie od jakości tego drewna zależy barwa dźwięku każdego instrumentu?

– „Jakość drewna” to szerokie pojęcie. W drewnie przeznaczonym na instrument muzyczny ważny jest nawet układ jego słoi, bo one decydują o rezonansie pudła, o barwie dźwięku, o ostatecznym brzmieniu całego instrumentu. Lutnictwo jest naprawdę pasjonującym zajęciem, pełnym tajemnic zawodowych, wymagającym ogromnej cierpliwości. To nie jest taśma! Tu każde cyzelowanie jest ważne. Ręka się leciutko obsunie, 2 milimetry krzywizny w przycięciu jakiegoś elementu i.. to już nie to, co być powinno!

A co sprawia ci największą trudność?

- Trudne jest sklejenie gryfu z pudłem. Wciąż się tej sztuki uczę.

Życzę więc powodzenia i dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011