Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Polski architekt w Nowej Zelandii

styczeń 2009

Maciej Cichy – architekt, absolwent Politechniki Gdańskiej, obecnie przebywa w Nowej Zelandii


arch. Maciej Cichy

Maćku, ponieważ przeprowadzam wywiady z ciekawymi ludźmi, chciałabym Cię prosić o wypowiedź dla „Przeglądu Australijskiego” Przede wszystkim – z jakiego powodu znalazłeś się w Nowej Zelandii? I dlaczego w Nowej Zelandii, a nie w Australii, co jak słyszałam było Twoim pierwszym pomysłem?

– Społeczeństwa i systemy w Australii i Nowej Zelandii są do siebie bardzo podobne. Będąc obywatelem Nowej Zelandii można mieszkać i pracować w Australii bez ograniczeń. Wyjechałem do Nowej Zelandii sześć lat temu. Kierowały mną chęć przygody, zdobycia doświadczenia zawodowego za granicą i nauczenia się języka angielskiego. A ponadto – kiedy wyjeżdżałem – byłem w trudnej sytuacji zawodowej. Zawsze też byłem zafascynowany opowieściami o pracy polskich inżynierów i architektów za granicą. Myślałem też, że nawet jeśli wrócę do Polski, to będę w lepszej sytuacji na rynku pracy, mając doświadczenie zawodowe za granicą i znając specjalistyczny język angielski w mojej branży.

Przed wyjazdem próbowałem prowadzić własną działalność. Generalnie projekty które robiłem, były uzyskane w przetargach. W 2001/2002 przetargów było coraz mniej i wymagania co do doświadczenia zespołu projektowego, (historii projektów, które zespół projektowy biorący udział w przetargu wykonał) stawały się coraz bardziej rygorystyczne. Nie mogłem też przystąpić do egzaminu na uprawnienia projektowe w Polsce, bo nie odbyłem wymaganej praktyki na budowie. Pracy na budowie – takiej, która by spełniała wymagania praktyk zawodowych, które trzeba odbyć przed przystąpieniem do egzaminu na uprawnienia – po prostu nie mogłem wówczas znaleźć.

Mojego wyuczonego zawodu też nie chciałem zmieniać i nie chciałem podjąć jakiejkolwiek pracy, która pozwoliłaby mi się utrzymać. Kiedy wyjeżdżałem w roku 2002, Polska nie była jeszcze w Unii Europejskiej. W tym czasie myślałem, że jedyne kraje do których była największa szansa wyjazdu to były Australia i Nowa Zelandia. Żeby wyjechać do Stanów Zjednoczonych trzeba by było wygrać zieloną kartę, a otrzymanie pozwolenia na pracę w Australii, czy Nowej Zelandii wydawało się formalnością. Tak więc w internecie znalazłem firmę, która się reklamowała, że organizuje wyjazdy do Nowej Zelandii i Australii. Firma obiecywała że znajdzie mi pracę, że wiza pracy jest tylko formalnością i poradzono mi, że lepiej będzie jeśli wyjadę do Nowej Zelandii, a nie do Australii. Jak później się okazało żadnej pracy mi nie znaleźli, a uzyskanie pozwolenia na pracę też nie było takie proste. Jakoś sobie poradziłem i po intensywnych poszukiwaniach znalazłem swoją pierwszą pracę w Nowej Zelandii.

Czy pracujesz w swoim zawodzie?

– Tak, pracuję w swoim zawodzie. W tym roku zdałem egzamin na uprawnienia architektoniczne. W tej chwili w pracy głównie zajmuję się administracją kontraktów, przetargami i prowadzeniem projektów. Od dwóch lat pracuję przy projektach dużych warehouse’ów, których wygląd jest powtarzalny, tak że moja praca nie wymaga kreatywności artystycznej.

A czy mógłbyś powiedzieć jak oceniasz obecne „szybkie” budownictwo jednorodzinne w Nowej Zelandii i w Australii?

– Nie wiem czy dobrze zrozumiałem Twoje pytanie. Zakładam że mówiąc „szybkie” budownictwo masz na myśli prefabrykowane domy w szkielecie drewnianym, czy też w niektórych regionach w szkielecie z profili stalowych. Buduje się w tym systemie bo jest to tutaj tańsza technologia niż budowa domów murowanych. No i mniej skomplikowany, parterowy dom szkieletowy bez piwnicy, a takich domów jest bardzo dużo, można postawić bardzo szybko. Przy masowej produkcji powtarzalnych domów i ich elementów dodatkowo obniża się koszty.

Umiejętności budowania w konstrukcji drewnianej są tu też bardziej powszechne. Jest to uwarunkowane nie tak odległą historią. Pierwsze domy osadników podczas kolonizacji nowych terenów były budowane z drewna, z materiału wtedy powszechnie dostępnego w Nowej Zelandii i w Australii w części nabrzeżnej. Dom murowany wymaga więcej nakładów. Upraszczając, najpierw trzeba by było zbudować piece, żeby wypalić cegły i cement, wydobyć glinę, wapień, dostarczyć paliwo: węgiel czy też drewno; przetransportować już gotowe materiały na miejsce budowy i powoli murować. Cały ten proces wymaga też wielu specjalistycznych umiejętności. Łatwiej było dostarczyć statkiem piły, gwoździe, tak że przeciętny osadnik wyposażony w proste, przenośne narzędzia mógł sobie wybudować schronienie. Domy w szkielecie drewnianym to jest to do czego ludzie są tutaj przyzwyczajeni, a jednorodzinne domy murowane są „nowością”.

Duża część domów jednorodzinnych budowana jest przez inwestorów budowlanych (developer’ów). Myślę, że z punktu widzenia przeciętnego przedsiębiorcy zasady obowiązują te same jak w innych gałęziach gospodarki, dążenie do jak największego dochodu, przy jak najmniejszym nakładzie. Estetyka budynku jest oczywiście brana pod uwagę w kontekście tego jak się wygląda na tle konkurencji i na końcu oczekiwań potencjalnego klienta.

Dziękuję, właśnie o takie informacje mi chodziło. Ciekawa jestem jednak, czy biorąc pod uwagę to wszystko co powiedziałeś, lepiej i korzystniej jest kupować gotowy dom czy też budować go od podstaw?

– Myślę, że to zależy jakie mamy oczekiwania, jak bardzo jest to dla nas ważne żeby mieć dom, który sobie wymarzyliśmy, taki specjalnie zaprojektowany dla naszych potrzeb i czy okoliczności temu sprzyjają, na przykład czy jest dostępna wolna działka w tej okolicy gdzie chcemy mieć dom.

Dla osoby nie związanej z budownictwem i nie zainteresowanej budową własnego domu łatwiej jest kupić gotowy dom, niż samemu szukać działki i brać udział w procesie projektowania i budowy. Także osoba z przeciętnym dochodem jeśli kupuje dom, wybiera z tego co jest dostępne na rynku, w granicach swoich możliwości finansowych. Czy dom odpowiada specyficznym potrzebom danej osoby i czy dom jest „ładny” jest bardziej na drugim planie.

Biorąc pod uwagę, że zdecydowana większość społeczeństwa mieszka tutaj w domach jednorodzinnych, to to „szybkie”, masowe budownictwo trzeba by porównywać do masowego budownictwa wielorodzinnego w innych krajach, jeśli chodzi o komfort i jakość życia. Myślę, że przecięty nowozelandzki czy australijski dom – jeśli chodzi o przestrzeń, funkcję – dobrze służy potrzebom współczesnego człowieka. Nie wspominam o braku ocieplenia w starszych budynkach i braku centralnego ogrzewania.

Także budowanie z drewna jest tutaj bardziej przyjazne środowisku niż budowanie z „bloków”. Wiąże się to z ilością energii jaką trzeba zużyć żeby wyprodukować cegłę czy cement, oraz zanieczyszczeniem i „zniszczeniem” środowiska naturalnego podczas produkcji. Jeśli chodzi o estetykę, architekturę, to jest tu sporo, pod każdym względem, wysokiej jakości domów zbudowanych w szkielecie drewnianym. Dom w szkielecie drewnianym można także tak wykończyć, że będzie wyglądał zupełnie jak „tradycyjny” polski dom jednorodzinny.

To jest bardzo obszerny temat. Muszę jednak dodać, że nie specjalizuję się w projektowaniu domów jednorodzinnych. Przez większość mojej praktyki zawodowej tutaj zajmowałem się głównie projektami przemysłowymi, no i ostatnio dużymi halami handlowymi.

To co powiedziałeś jest bardzo ciekawe i na pewno zainteresuje czytelników i to nie tylko tych mieszkających w Australii czy Nowej Zelandii ale również w Polsce. Ale mam kolejne pytanie: co robisz na Uniwersytecie w Auckland?

– Zawsze lubiłem się uczyć i byłem zainteresowany dalszymi studiami, żeby pracować jako naukowiec albo żeby coś nowego odkryć czy wymyślić.

Żeby móc podejść do egzaminu na uprawnienia architektoniczne w Nowej Zelandii, musiałem ukończyć kurs na Uniwersytecie w Auckland. Podczas tego kursu zetknąłem się z broszurami reklamującymi stypendia doktoranckie dla studentów zagranicznych. Złożyłem podanie o takie stypendium, dołączyłem listy polecające z wydziału architektury w Auckland i z mojej polskiej uczelni, indeks z ocenami z polskiej uczelni, a także moje portfolio z moimi studenckimi projektami. Przyznano mi stypendium, które pokrywało opłaty za studia, które tutaj dla studentów zagranicznych są spore. Ponieważ pracowałem na cały etat to rozpocząłem studia na pół etatu. Z tymi studiami to za bardzo nie mam czym się chwalić, ciężko mi było się zmobilizować do nauki po całym dniu pracy. Dlatego teraz zacząłem pracować trzy dni w tygodniu, żeby móc poświęcić więcej czasu na studiowanie.

Czy pobyt na południowej półkuli traktujesz jako rzecz przejściową, czy też znalazłeś tu swoje miejsce na ziemi?

– Teraz jestem w Nowej Zelandii i główną rzeczą na której staram się skoncentrować jest skończenie moich studiów. Im szybciej, tym lepiej. Poważnie do tego podchodzę, bo jak już wcześniej wspomniałem, nawet ograniczyłem czas mojej pracy zawodowej do trzech dni w tygodniu, co nie było i nie jest wcale dla mnie takie łatwe. Właściwie to mógłbym powiedzieć, że teraz Nowa Zelandia jest moim miejscem na ziemi. A gdzie będzie moje miejsce na ziemi za rok to ja nie wiem. Hahaha…

Jak wyglądają Twoje kontakty z Polonią?

– Nie biorę aktywnego udziału w życiu Polonii. Mam paru dobrych znajomych Polaków w Auckland, z którymi się od czasu do czasu spotykam.

W Australii są polski media – gazety i radio A jak jest w Nowej Zelandii? Czy masz potrzebę aby czytać i słuchać po polsku, czy też starasz się wtopić w społeczeństwo anglojęzyczne?

– Często kontaktuję się z rodzicami w Polsce przez Skype’a, koresponduję też z rodziną i znajomymi z Polski przez internet. Czytam Wirtualną Polskę i czasem internetowe wydanie Gazety Wyborczej. Także mam na bieżąco wiadomości z Polski.

Jeśli chodzi o „wtopienie się” w społeczeństwo anglojęzyczne, to nie wydaje mi się że za bardzo zmienił się mój sposób myślenia i moje postępowanie od przyjazdu tutaj. Jeśli się zmieniłem to bardziej z powodu nowych doświadczeń życiowych, no i oczywiście zmieniłem się z wiekiem. Tak więc ludzi postrzegam tak samo, lubię i nie lubię te same rzeczy jak w Polsce.

Rugby, narodowego sportu Nowozelandczyków i Australijczyków nie oglądam, bo nigdy nie byłem fanem obserwowania zmagań innych. Zresztą wolałbym poczytać dobrą książkę, niż śledzić wydarzenia w lidze rugby. Poza tym na co dzień w pracy spotykam się głównie z Nowozelandczykami. Ale pracowałem też z Anglikami, Australijczykami, Kanadyjczykami, Holendrami, Amerykanami, Chińczykami, itd. Większość z nich miała ukończone studia techniczne, no i może dlatego nie było między nami jakichś różnic kulturowych, które trzeba by było przezwyciężać.

Może masz jakieś nowe ciekawe spostrzeżenia, wynikające z porównania warunków na przykład klimatycznych? Interesuje mnie bardzo jak prędko można się przyzwyczaić na przykład do tego, że w grudniu jest pełnia lata?

– Do tego, że w grudniu jest pełnia lata nie musiałem się przyzwyczajać, jest po prostu inaczej. Raczej trzeba się przyzwyczaić do tego, że nie można odwiedzić bliższej i dalszej rodziny w okresie świąt, jeśli dla kogoś to jest ważne.

Jeśli chodzi o klimat w Auckland to dużo pada, w zimie temperatury nie są niskie, około ośmiu stopni w dzień, ale jest duża wilgotność powietrza i wydaje się, że temperatura jest niższa. Z tego co wiem klimat w Melbourne jest zbliżony do klimatu w Auckland. W Melbourne jest trochę cieplej i bardziej sucho, ale zdarza się bardzo rzadko, że w zimie w Melbourne spadnie śnieg. Jeśli chodzi o klimat australijski to ten zależy od miejsca, inny jest klimat w Melbourne, Perth czy w Cairns na północy. Wydaje mi się, że w lecie temperatury w Auckland są podobne jak w Polsce. Generalnie pogoda jest bardziej zmienna i w krótkim czasie może się zmienić ze słonecznej na deszczową i odwrotnie.

W sumie to wolę lato w Polsce niż w Nowej Zelandii. Noce w Auckland nie są tak ciepłe jak w Polsce w lecie, dni są krótsze i w ciągu dnia na słońcu łatwo się przypiec. Wczoraj słyszałem ostrzeżenie w wiadomościach, że przeciętnie po 10 minutach na słońcu mogą wystąpić oparzenia skóry. Ja to wolę trochę zachmurzone niebo. Zaś latem w Polsce można popływać w jeziorze także w czasie lekkiego deszczu jeśli ktoś naprawdę lubi pływać. No ale na zdjęciach to lepiej wyglądają takie słoneczne plaże.

Czy mieszkając na Antypodach starasz się kultywować polskie tradycje?

– Nie jest to dla mnie takie ważne, żeby kultywować polskie tradycje. Nigdy nie interesowałem się folklorem, śpiewami, tańcami i obrzędami ludowymi. Bardziej zawsze mnie interesowała historia, i historię Polski jak i mojego rodzinnego miasta myślę że dość dobrze znam.

Jeśli chodzi o „kontakt z polskością” to śledzę na bieżąco wydarzenia w kraju i mam kontakt z moją rodziną. Lubię polskie tradycyjne jedzenie, ale kto ma czas żeby je przygotowywać. Lepiej obejrzeć dobry film, zamówić pizzę i wypić zimne piwo. Oczywiście pamiętam, ze pisanek nie robi się na Boże Narodzenie tylko na Wielkanoc. Hmm, a może to odwrotnie…?

Jakie są Twoje plany na przyszłość?

– Mój najważniejszy plan to skończyć studia, poza tym nie mam sprecyzowanych planów. Na pewno robić coś co nie pozwoli mi się nudzić i nie jest zbyt szkodliwe dla mnie i otoczenia.

Dziękuję za rozmowę i życzę Ci spełnienia się planów i marzeń.

Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011