Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Reportaż z podróży

grudzień 2008

Rozmowa z Piotrem Listkiewiczem o jego filmie „Brama do Indii”


Piotr Listkiewicz – pisarz, dziennikarz, tłumacz, ekolog, wegetarianin, właściciel i redaktor naczelny STUDIA WYDAWNICZEGO „ZA PRÓG”. Przebywa na emigracji w Australii.

Piotr Listkiewicz w Indiach

Piotrze, cieszę się, że wróciłeś już ze swojej dalekiej podróży. Gdzie byłeś tym razem, jak długo i czy zabrałeś ze sobą kamerę?

– Byłem przez miesiąc w Indiach. Kamera stała się od jakiegoś czasu główną częścią mojego ekwipunku, więc i tym razem ją wziąłem, chociaż tam, gdzie byłem gros czasu, nie wolno filmować. Moim celem było pokazanie prawdziwych Indii, a nie tych, które się ogląda z przyciemnionych okien klimatyzowanych autokarów podczas wycieczek organizowanych przez biura podróży. Indie mają bowiem dwa oblicza: to oficjalne, piękne i wspaniałe, przeznaczone dla turystów i polityków oraz to drugie, codzienne, prawdziwe, odarte z fałszu i blichtru. Dla kontrastu pokazuję oba i wydaje mi się, że ten kontrast jest szokujący.

Czy chciałeś zrealizować pewien scenariusz, czy też od początku planowałeś zrobić reportaż z okien samochodu?

– Miałem pomysł, ale nie udało się go zawrzeć w jakimś konkretnym scenariuszu. Byłem nastawiony na filmowanie „nieoczekiwanego” i tak też się stało – co krok spotykały mnie zaskakujące niespodzianki. Chwilami nie mogłem się zdecydować, w którą stronę zwrócić obiektyw, bo po obu stronach ulicy ukazywały się widoki warte uwiecznienia.

Delhi, gdzie powstała większość materiału filmowego, jest olbrzymim miastem o populacji 16 milionów. Jest to liczba szacunkowa, bo nikt nie jest w stanie policzyć ludzi, którzy nie mają stałego miejsca zamieszkania – uważa się jednak, że jest ich znacznie więcej, prawdopodobnie ponad 20 milionów. W takim molochu trudno poruszać się na piechotę, a poza tym, w niektórych miejscach nie zawsze jest bezpiecznie. Turyści tam nie zaglądają, więc mieszkańcy nie są przyzwyczajeni do ich widoku i mogą być problemy.

Korzystałem z taksówek i riksz, co pozwoliło mi na złapanie wielu ciekawych scenek z codziennego życia Indii w stosunkowo krótkim czasie. Mówiłem kierowcy: – nie próbuj mnie wozić po pięknych supermarketach i miejscach odwiedzanych przez turystów, gdzie są zabytki architektury, sztuki i kultury – pokaż mi prawdę o Indiach, ludzi – jak żyją, pracują, jak naprawdę wyglądają. Patrzyli na mnie dziwnie, ale rozumieli, a potem, po kilku sfilmowanych scenach, wiedzieli już o co mi chodzi i pokazywali mi Indie bez osłonek.

Twój reportaż „Brama do Indii” można oglądać w Studio Wydawniczym „Za Próg”, a także na łamach „Przeglądu Australijskiego” i w „You Tube”. Czy może dostępny jest jeszcze w innych mediach?

– Głównym nośnikiem reportażu jest oczywiście YouTube, zaś różne inne witryny internetowe jedynie odsyłają do niego. Jednakże oglądanie za pośrednictwem „Za progu” lub „Przeglądu Australijskiego” pozwala oglądać film na większym ekranie i w nieco lepszej jakości. Chociaż wiele się poprawiło w YouTubie, jakość nadal jest niska głównie ze względu na dużą kompresję filmowych plików. Do moich filmów kieruje również knowacz.pl, blog Roberta Leśniakiewicza i inne witryny. Planuję zamieszczenie linków w Onecie i Wirtualnej Polsce. Proszę się zatem nie zrażać jakością skupiając się raczej na treści.

Na razie reportaż składa się z dwóch odcinków. Twój poprzedni film „W poszukiwaniu Aborygeńskich Bogów” miał odcinków trzynaście. Czy „Brama do Indii” też będzie przez Ciebie kontynuowana?

– Nakręciłem mnóstwo materiału i wystarczyłoby go z powodzeniem na film pełnometrażowy, ale po jego przejrzeniu stwierdziłem, że 20 minut (dwa odcinki) w zupełności wystarczy. Więcej nie można wytrzymać i strawić.

Czym kierowałeś się nie dając komentarza słownego? Mimo wyrazistych kontrastów jakie widzimy na filmie – być może jednak komentarz mógłby coś więcej wyjaśnić?

– Na pewno tak, ale... W założeniach był bardzo oszczędny komentarz i zabierałem się do jego napisania kilkakrotnie. Gdy jednak podłożyłem muzykę okazało się, że wszelkie moje dodatki są zbędne. To co widać i słychać mówi (a nawet krzyczy) samo za siebie. Wydaje mi się, że moja narracja wprowadziłaby jedynie dysonans i rozpraszała uwagę widza. Każdy widz zobaczy to, co ma zobaczyć – każdy zwróci uwagę na coś innego. Akcja filmu toczy się bardzo szybko i szczegóły często umykają uwadze, ale moim zamiarem było oddanie całości atmosfery bez koncentrowania się na detalach.

Odbiór via Internet niektórych irytuje, bo film się powoli „wgrywa” do pamięci komputera, zatrzymując się co chwila. W przypadku „Bramy do Indii” ma to swoje dobre strony, bo mamy szansę zobaczyć to, co podczas płynnego oglądania nam często umyka. Najlepiej więc cierpliwie odczekać aż film się przeładuje, a następnie odtworzyć go jeszcze raz przyciskając guzik „reply”.

W reportażu oglądamy skrajne kontrasty – wspaniałe świątynie i… nędzne lepianki, luksusowe samochody i… riksze, a także wozy zaprzęgnięte w wychudłe woły, reprezentacyjne dzielnice lub kurorty i.... slumsy. Wydaje mi się, ze przydały by się informacje mówiące nam co właśnie oglądamy. Jakie to miasto, dzielnica, budowla, świątynia? A może pominąłeś świadomie te szczegóły chcąc zwrócić uwagę na globalny charakter zjawiska?

– Piękne, nowoczesne i zabytkowe budowle Indii możemy znaleźć w książkach, albumach, folderach turystycznych i oczywiście w Internecie. Czy to ważne, gdzie one są, jak się nazywają, kiedy zostały wybudowane i przez kogo? Jakie to ma znaczenie w obliczu tego, co się widzi na ulicach? 99,9% tych 800 milionów ludzi w ogóle ich nie zauważa. Cóż można powiedzieć o willi wyłaniającej się spoza drzew podczas podróży pociągiem? To że na jej właściciela niewolniczo pracują mieszkańcy tych slumsów, które on wspaniałomyślnie pozwolił im wybudować na kawałku swojego pola? W Indiach faktycznie nadal panuje ustrój feudalny i na wsiach oraz obrzeżach miasteczek ludzie pracują za kawałek chleba. Co można powiedzieć o pięciogwiazdkowych hotelach i kurortach? Kto tam przyjeżdża? Bogaci Amerykanie i Europejczycy oraz hinduscy bonzowie, aby wysikać się do złoconego kibla i wykąpać w kryształowej wannie... To też Indie, ale jest to fałszywy lukier na razowym chlebie.

– Prawdziwe życie Indii toczy się na ulicach miast, miasteczek i wsi. Dla mnie bardziej wymowny jest chłopak wiozący na rowerowej rikszy olbrzymią stertę worków, pudeł lub butli gazowych. Kobieta z sześciorgiem dzieci w kucki gotująca ryż gdzieś pod murem lub na krawężniku ulicy; dzieci bawiące się w śmieciach u podnóża świątyni; stara kobieta zagubiona wśród szalonego ruchu pojazdów; brat grający na bębenku i siostra wyprawiająca fikołki, żeby zarobić na rodzinę. Szerokie, dwukierunkowe ulice z wysepkami pośrodku, na których mieszkają całe rodziny pod plandekami. Zaułki, w których toczy się handel wszystkim, co świat ma do zaoferowania. Krowy pasące się na torach kolejowych. To są prawdziwe Indie.

Tak zwane „kultury” są zawsze tworzone przez wielkich tego świata. Gdy w Europie rozkwitał wspaniały renesans i oświecenie, narody nadal żyły w mrokach najgłębszego średniowiecza. Słynny Taj Mahal to puste mauzoleum, w którym nie ma żadnego ciała – pomnik pychy muzułmańskiego cesarza. Budynki rządowe stoją na przestronnych terenach, gdzie zbiera się nieliczne liście natychmiast gdy tylko spadną z drzewa, zaś dalej ludzie stłoczeni są w śmieciach do granicy absurdu. Dla przeciętnego Hindusa te budowle, świątynie, ogrody, zabytki nie mają żadnego znaczenia. Są, bo zawsze były. Są dla nich jedynie częścią krajobrazu jak drzewa, ale drzewo przynajmniej daje cień i owoce, zaś tamte budynki nie oferują niczego konkretnego – np. nie można tam zamieszkać, nie wolno tam nawet wejść.

Kultura Indii to nie lukier, lecz ten razowy chleb, który się pod nim ukrywa.

W reportażu widać biednych ludzi, którzy uśmiechają się i są życzliwie nastawieni do operatora. Brak negatywnych emocji. Opatrzyłeś swój ostatni reportaż hasłem CIESZ SIĘ Z TEGO, CO MASZ! Do kogo kierujesz to przesłania? Kto ma się cieszyć i co powinien docenić?

– Indie często kojarzy się z duchowością. Ludzie z Zachodu jeżdżą tam w różnych celach, n. p. hippisi i inni zwolennicy ruchu New Age jadą, bo narkotyki są tanie i łatwo dostępne; inni nawiedzają liczne ashramy, gdzie korzystają z darmowej gościnności różnych guru. Jeszcze inni szukają prawdziwej duchowości. Lecz im bardziej rośnie materializm, tym bardziej zmniejsza się duchowość. W Indiach ludzie bogaci starają się coraz bardziej naśladować mieszkańców Zachodu. Zanika wiara, która napędza i osładza życie zwykłych Hindusów. Twardnieją serca, a twarze odzwierciedlają wszystkie niskie emocje ze złością i chciwością na czele. Stare porzekadło mówi, że „daj Hindusowi odrobinę władzy, a poniewierać cię będzie przy każdej okazji”. To jest ego, które potęguje się w miarę bogacenia i co za tym idzie, w miarę zdobywania władzy. U biednych ludzi tego nie ma. Są pokorni i pogodzeni z losem. To im pozwala na ciężkie życie na luzie. To tylko pozorny paradoks, bo choć życie jest faktycznie ciężkie, pokora obniża negatywną determinację i nie wyzwala chęci walki za wszelką cenę i po trupach innych. Stąd olbrzymia tolerancja, pozytywne nastawienie, uśmiech.

– Wsiadłem do autokaru, który miał wieźć nas, białych. Siedzenia były trzyosobowe. Na jednym z nich rozsiadły się dwie tęgie panie. Nie było żadnego wolnego miejsca, więc poprosiłem, żeby się trochę posunęły. Spojrzenia jak sztylety. Hindusi bez pytania zrobiliby miejsce, tak samo jak temu rowerzyście, który przejeżdża przez skrzyżowanie pomiędzy rozpędzonymi pojazdami. Na Zachodzie dawno by już nie żył.

Czy sądzisz, że nasze konsumpcyjnie nastawione społeczeństwo może nagle zmienić swoje nastawienie? To chyba niemożliwe?

– Film jest adresowany przede wszystkim do Polaków, którym wiecznie źle i którym ciągle za mało. Spójrzmy na ulice Delhi. Indyjscy nauczyciele duchowi mówią, że człowiekowi do życia potrzebna jest na raz taka ilość pożywienia, która mieści się w dwóch dłoniach oraz tyle, żeby utrzymać duszę i ciało razem. Któż z nas chciałby żyć według tej zasady? Noc w eleganckim hotelu kosztuje 4 tys. i więcej rupii – kierowca miejskich autobusów zarabia 1200 rupii miesięcznie, a służąca 100 rupii miesięcznie plus wyżywienie i dach nad głową, czyli odżywianie się resztkami i spanie na podłodze w kuchni, gdy państwo pójdą spać. Cóż można kupić za 100 rupii, czyli za około 6 zł?

W Indiach okazuje się, że wcale nie potrzeba mieć pełnej jedzenia lodówki i szafek. Dzisiaj żyję i cieszę się, że żyję, zaś o jutrze za bardzo nie myślę, bo to jutro może w ogóle nie nadejść. To jest reguła życia nie tylko w Indiach. Żaden człowiek nie jest pewien dnia ani godziny, bez względu czy jest Hidusem, czy Polakiem. Hindus jest w każdej chwili gotów do przejścia na „tamtą stronę”, Polakowi wydaje się, że będzie żył wiecznie, chociaż szpitale i cmentarze temu zaprzeczają. Hindus wie, że jego życie nie zależy od niego, Polak uważa, że sam kieruje swoim narodzeniem, życiem i śmiercią.

Motto: „ciesz się z tego, co masz” ma uzmysłowić widzowi, że to co mamy jest tymczasowe, przejściowe, nietrwałe. Pieniądze, władzę, sławę można w każdej chwili stracić. Dom może się zawalić, samochód może nas zabić, bank może zbankrutować, pracodawca może nas wyrzucić z pracy. I co wtedy? Ciesz się życiem i nie marnuj go, bo każda jego sekunda jest bezcenna. Ciesz się z tego, co masz i nie zabijaj się, żeby mieć więcej i więcej. Pamiętaj, że abyś ty miał więcej, wielu ludzi musi mieć mniej. Nie walcz z wiatrakami, bo każda wygrana jest faktycznie pyrrusowym zwycięstwem.

Obawiam się, ze mało kto lubi myśleć o tym, że wszystko jest przejściowe i niepewne. To raczej nie wyzwala w nas radości życia. Ale Twój film zmusza do myślenia. Pokazuje nam dysproporcje i niesprawiedliwość świata… Uświadamia nam, że w codziennym pędzie do zdobycia kolejnych dóbr nie myślimy o tym, aby coś poprawić, zmienić…

– Radykalne zmiany na skalę globalną są trudne i długotrwałe, o ile w ogóle możliwe. Mojego filmu nie będą oglądać politycy i decydenci, którzy mają wpływ na sytuację na świecie. Film jest dla takich jak Ty i ja, dla jednostek, które widzą potrzebę zmian i chcą coś w tym kierunku zrobić, dołożyć swoją cegiełkę. Zaczynajmy od siebie. Im więcej nas będzie, tym lepszy będzie świat.

Tak, wielu ludzi nie lubi myśleć o tym, co im nie pasuje. Chcą fałszywego, ckliwego lukru bojąc się ukrywającego się pod spodem razowego chleba. Jednakże to właśnie ten „razowy chleb” jest rzeczywistością. Słyszałem ostatnio o wyrzucaniu ludzi z dawno spłaconych mieszkań własnościowych. Jeśli nawet „własne” mieszkanie nie jest własne, to co my faktycznie mamy?

Radość życia, Jurato, rodzi się z życia bez problemów. Lecz problemy stwarzamy sobie sami chcąc ciągle więcej i więcej. Pragnienia, marzenia, dążenia są często zupełnie nierealne jak przysłowiowa gwiazdka z nieba, a jednak nie zaprzestajemy walki z losem, brnąc coraz dalej i głębiej w samowykreowane problemy. Zastanówmy się nad nimi i zacznijmy je ograniczać.

Na zakończenie pragnę zadać tradycyjne pytanie o Twoje plany na przyszłość?

– No cóż, w świetle tego, co przed chwilą powiedziałem, nie mam żadnych dalekosiężnych planów, lecz po prostu będę nadal robił to, co cały czas robię, dopóki będę żył. Reportaż poszedł do Warszawy do oceny i korekty. Gdy ją dostanę spróbuję szczęścia na jakimś festiwalu.

Dziękuję za rozmowę i życzę aby Twój film zdobył nagrodę na którymś z naszych festiwali.

Rozmowę przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Obejrzyj: Piotr Listkiewicz „Brama do Indii”


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011