Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Polska uzdrowicielka w Australii

marzec 2008

Australia jest jak wielki ślubny tort. Każdy kawałek jest inny i każdy bardzo smakowity


Ewa May – pisarka, dziennikarka, reporterka, trener rozwoju osobistego, uzdrowicielka, autorka m.in. książek "Klucze życia" i „Uzdrawianie Pola Życia” oraz płyt CD z ćwiczeniami relaksacyjnymi. Jej nazwisko figuruje w drugim wydaniu encyklopedii "WHO is WHO" w Polsce. Należy do Polskiego Cechu Bioenergoterapeutów i jest członkiem kandydatem National Federation of Spiritual Healers United Kingdom. Stworzyła w Warszawie Centrum Zdrowego Życia "SANA". W ramach jego działań organizowała i prowadziła kursy, seminaria, spotkania, wyjazdowe treningi oraz indywidualne sesje uzdrawiania i konsultacje. W swojej pracy terapeutycznej pomaga ludziom odkryć przyczyny ich problemów i znaleźć sposoby na ich rozwiązanie, uczy technik diagnozowania energetycznego i pracy z polem życia, technik medytacyjnych i oddechowych. Obecnie przebywa w Australii.

Od jak dawna jest Pani na emigracji?

– Od prawie dwu lat. Ale nie czuję, że jestem na emigracji. Ja nie wyjechałam z Polski, bo musiałam. Nie wyemigrowałam z kraju za chlebem, za lepszą pracą, z powodu prześladowań itd. Wyjechałam z kraju zasobnego, nowoczesnego, wolnego. Miałam w Polsce dobre i całkiem szczęśliwie ułożone życie.

Ja jednak uwielbiam zmiany i nowe wyzwania, bo to mnie rozwija i czyni ciekawym moje życie. Wiedziałam, że nie będzie mi łatwo na początku. Ponadto jeszcze dwa lata temu słabo znałam język angielski. Ale już po czterech miesiącach w szkole językowej wystartowałam do Brimbank Short Story Award i zdobyłam tam trzecią nagrodę za opowieść (na swój własny temat o niezwykłych przyczynach mojego wyjazdu z kraju do Australii) p.t. „Blessing of the Murray River”.

Nie czuję emigracyjnego rozdzielenia, choć tęsknię za moimi polskimi krajobrazami, miejscami, zapachami, no i oczywiście za przyjaciółmi i rodziną.

Zwiedziła Pani wiele kontynentów. Dlaczego wybrała Pani właśnie Australię?

– To nie ja wybrałam, to przeznaczenie za mnie wybrało. Do Australii „pofrunęłam” za swoją miłością i teraz tutaj buduję moje szczęście i nowe życie. Po prostu zakochałam się! Przyjechałam tutaj do swojego męża, który mieszka w tym kraju od 25 lat. Uznałam, że to będzie dla mnie ciekawe wyzwanie: poznać Australię, nauczyć się tu żyć, odkryć coś nowego dla siebie. A także odwiedzać Polskę, wracać do niej, by dzielić się tym, co tu przeżywam i poznaję.

Ja podążam w życiu za intuicją i znakami przeznaczenia. To małżeństwo wniosło do mojego życia nowe wartości. Mój mąż jest kochanym i mądrym człowiekiem. A do tego jeszcze Australia jest prawdziwym Rajem na Ziemi. Jest tak piękna i różnorodna, ubrana w niezwykłe legendy i święte miejsca Aborygenów, w ich fascynująca kulturę. Miałam okazję dotknąć tego, posmakować, poznać, poczuć wszystkimi zmysłami podczas naszej niedawnej siedmiodniowej podróży przez centralną i wschodnio-południową Australię. Ten magiczny „outback trip” opisałam w reportażu.

W jakiej części Australii Pani zamieszkała?

– Mieszkam na południu Australii, w Melbourne, stolicy stanu Victoria.

Piotr Listkiewicz powiedział na naszych łamach, że Australia jest jak narkotyk. Czy Pani też tak uważa?

– Och tak… można się w niej zakochać, uzależnić od jej piękna i egzotyki. Gdy się chociaż raz posmakuje tego luzu i wolności, wszystkich kuchni świata, uśmiechów przechodniów i miłych pozdrowień w sklepie, możliwości rozkładania się na trawie z całą rodziną i lunchem w cudownych zakątkach ogrodu botanicznego bez konsekwencji kary za deptanie trawy, gdy się dotknie czerwonej ziemi bosymi stopami i usłyszy na żywo dźwięki didgeridoo i gdy góry, rzeki, jeziora, ocean, busz, pustynia, upalne słońce i śnieg, najdziksza natura i tuż obok cywilizacja… gdy to wszystko jest tuż tuż obok siebie na mapie jednego kraju… To jest ten narkotyk! Australia jest jak wielki ślubny tort. Każdy kawałek jest inny i każdy bardzo smakowity.

Podobno ostatnio zajęła się Pani reportażami filmowymi dotyczącymi również kompleksu Wiszącej Skały?

– Tak, reportaże filmowe to moja nowa pasja. Tak wiele można pokazać i przekazać w ten sposób. Cieszy mnie możliwość niezwykle żywego dzielenia się z ludźmi tym czego na własne oczy nie mogą zobaczyć i poznać. Krótki reportaż o „Wiszącej Skale” zrobiłam w ubiegłym roku. Początkowo z myślą, by zaprezentować go na IV Zjeździe Ludzi Nowej Ery, który odbywał się w Polsce koło Wrocławia. Dostałam zaproszenie od organizatorów do wirtualnego uczestnictwa w zjeździe, jako jeden z prelegentów. Wielokrotnie w Polsce byłam prelegentem tego rodzaju zjazdów, traktujących o niewyjaśnionych zjawiskach – takich jak kręgi zbożowe, właściwości miejsc mocy, czy tajemnice piramid.

Czy współpracuje Pani z Peterem Listkiewiczem w pracach nad jego książką „Tajemnica Wiszącej Skały”, której fragmenty można przeczytać w „Przeglądzie Australijskim”?

– Można powiedzieć, że aktualnie współpracuję z Piotrem Listkiewiczem w pracy nad jego książką o tajemnicach wiszącej skały, a także o miejscach mocy Aborygenów i ich kultach. Podzieliłam się z nim moimi doświadczeniami, odczuciami i wiedzą na ten temat oraz intuicyjnym wglądem w hologram, czyli w niewidzialny zapis zdarzeń pod Wiszącą Skałą. Mam pewnego rodzaju dar odczytywania tego, co się wydarzyło w danym miejscu w dowolnym czasie. Ale tu uprzedzam! Nie zajmuję się poszukiwaniem osób zaginionych, ani rozszyfrowaniem kryminalnych zagadek. Raczej koncentruję się na historii miejsca, jego kultów, zwyczajów ludzi, ich przeżyć i odkrywaniu tego, co zakryte.

Na czym wobec tego konkretnie polegała współpraca?

– Piotr Listkiewicz wspomniał o tym na łamach „Przeglądu Australijskiego”. W dużej mierze czerpie on z moich umiejętności odczuwania wibracji miejsc, ich historii i dokładnego określania gdzie one się znajdują. Również z umiejętności wglądu w to, co się wydarzyło. To jest tak, jakbym z tej wibracji odczytywała treść wydarzenia i jego sens. Ponadto, po chwili medytacji w takim miejscu, widzę bardzo wyraźne i logiczne obrazy, wydarzenia….jakbym oglądała trójwymiarowy film. Potem konfrontujemy to z zapisami, ze źródłami na ten temat.

O Australii mówi Pani pięknie i z wielkim przejęciem. Mnie jednak nurtuje taka myśl, że w tym kraju najprawdopodobniej nie będzie Pani mogła wykorzystać w pełni swoich niezwykłych umiejętności. W Polsce zajmowała się pani uzdrawianiem i miała stałych pacjentów, cierpiących między innymi na nerwice, depresje i dolegliwości psychosomatyczne. Teraz nie mogą oni na Panią liczyć?

– Ależ myli się pani! W tej chwili prowadzę sesje uzdrawiania pola życia przez internetowy komunikator SKYPE lub MSN z kamerą video. Odległość nie jest przeszkodą, jeśli się potrafi nawiązać bardzo bezpośredni i zaangażowany kontakt z osobą po drugiej stronie „okienka” tak, by zapomnieć na chwilę, że dzielą nas tysiące kilometrów. Widzimy się i słyszymy doskonale. Moja pacjentka nie musi ruszać się z domu, z wygodnego własnego fotela, a ja mogę – przebywając w Australii – prowadzić w ten sposób sesje z osobami znajdującymi się w dowolnym miejscu na świecie. W tym oddziaływaniu energiami odległość nie ma znaczenia.

Czy taka terapia na odległość przynosi spodziewane rezultaty?

– Cała procedura uzdrawiania pola życia, jaka odbywa się przez Internet przynosi wymierne rezultaty (budzenie się z depresji, zmniejszenie bólu, wyregulowanie wysokiego ciśnienia, uzdrowienie relacji z mężem, itd.). Mogłabym mnożyć przykłady… Jestem wdzięczna technologii komputerowej i Internetowi, że otworzyły w ten sposób świat dla LFT i mogę pomagać ludziom żyjącym tysiące kilometrów ode mnie, nie ruszając się z Australii.

Do prowadzenia takiej działalności konieczna jest chyba odpowiednia baza?

– Tą bazą jest na razie mój dom w Sunshine w Melbourne, a ściślej jeden pokój przeznaczony na sesje. Na spotkania i seminaria wynajmuję czasami piękne japońskie ZEN STUDIO w Elwood (dzielnica Melbourne). Pracuję wszędzie tam, gdzie ludzie mnie potrzebują. Mam nadzieję, że podobnie jak w Polsce i potem w Szwecji, moją bazą będą centra holistycznego uzdrawiania, czy ośrodki rozwoju osobistego, kliniki medycyny naturalnej, czy kluby polskie, bo ci potrzebujący to także Polonia australijska, dla której prowadzę warsztaty i indywidualne konsultacje.

Przeczytałam, że Pani motto życiowe brzmi: „w życiu spełnia się to, w co naprawdę głęboko wierzysz, a więc uwierz, że możesz już TERAZ wypełnić swoje życie Miłością, Obfitością i Szczęściem". Czyżby to było aż tak proste?

– To jest proste i jednocześnie nie jest.

W życiu spełnia się to, w co głęboko wierzymy. To wiara… przenosi i wznosi góry lub je obraca w gruzy. Podświadomość i współpracujący z nami nieustannie Wszechświat nie pyta, czy to dla nas dobre czy złe. Czy tego chcemy naprawdę, czy tylko tak sobie myślimy, bo się czegoś bezpodstawnie boimy, czy tez zagrożenie jest prawdziwe. Podświadomość skanuje nasze myśli i uczucia, a następnie realizuje z całą mocą i przyciąga jako pierwsze to, co dominujące w naszym umyśle.

Proste nie jest… Ale jest to możliwe.

Jeżeli tak jest – to dlaczego tak wiele osób jest nieszczęśliwych i zagubionych?

– Dlaczego? Bo ciągle szukają tego klucza, zamiast go znaleźć. On jest tuż pod ręką, łatwo dostępny w każdym momencie. Podobnie jak układ słoneczny, człowiek jest wyposażony przez Stwórcę w swoje SŁOŃCE – niewyczerpywalne źródło energii dla całości układu, jakim jest jego organizm, psychika, mentalność oraz cały hologram pola życia jaki tworzy wspólnie z innymi ludźmi.

Jest Pani autorką dwóch, wydanych w Polsce, książek. Czy może Pani powiedzieć więcej na ich temat?

– „Klucze życia” mówią o pracy z tzw. zdrowymi kluczami myślenia i reagowania, jakie w rezultacie pomagają transformować niemoc w moc, porażkę w sukces, a cierpienie i depresje w zadowolenie, zrozumienie i skrzydła u ramion.

Natomiast „Uzdrawianie pola życia” jest książką o pracy z hologramem pola życia, jakie tworzymy od początku naszej egzystencji. Mówi o kształtowaniu go świadomie w kierunku szczęścia i zdrowia, we współpracy z podświadomością, którą uczymy się kierować i używać dla naszego dobra.

Jaki cel przyświecał Pani w trakcie pracy nad książkami?

– Obie książki powstały w wyniku mojej pracy nad zrozumieniem życia i mechanizmów jakie nim rządzą. Są zbiorem moich osobistych obserwacji, doświadczeń oraz doświadczeń wielu ludzi. A celem moim było pomóc wielu ludziom znaleźć KLUCZE do spełnienia i szczęścia. A także opublikować sprawdzone procedury służące uzdrawianiu, samouzdrawianiu, samodoskonaleniu. Celem moim było inspirować ludzi do myślenia, motywować do zmiany życia na lepsze.

Przez dwa lata byłam gościem na antenie radiowej „Trójki” w programie Grażyny Dobroń „Zdrowym być”, gdzie miałam okazję popularyzować KLUCZE i ich działanie.

W książce „Klucze życia” przyrównuje Pani martwienie się kłopotami do wirusów umysłu, które te kłopoty pomnażają. Nie jest łatwo walczyć z wirusem. Czy jest to w ogóle możliwe bez pomocy z zewnątrz?

– Jeśli wirusy już nas zainfekują, to bez początkowej pomocy z zewnątrz bywa to trudne. Taką pomocą może być mądra książka, która to tłumaczy, właściwie skonstruowane afirmacje (program antywirusowy, czyli przeprogramowanie podświadomości), rozmowa z mądrym człowiekiem który ma na nas pozytywny wpływ, a także własne wnioski i przemyślenia wynikające z uważnej obserwacji przyczyn i skutków, rezultatów naszych myśli, reakcji i działań.

Czy zaleca Pani medytację?

– Bardzo pomocna w resetowaniu wirusów umysłu jest MEDYTACJA ODDECHOWA Z AFIRMACJĄ.

Medytacja oddechowa wprowadza nas w stan głębokiego relaksu, uwalnia umysł od negatywnych i zbędnych myśli, robi nam dostęp do zasobów podświadomości i pomaga nadać afirmacji (kod antywirusowy) właściwy poziom wibracji, który umieszcza ten kod na stale w polu podświadomego umysłu. A on raz tam umieszczony już tam swoje zadanie wykonuje precyzyjnie.

Na zakończenie – tradycyjne pytanie – jakie są Pani plany na przyszłość?

– Hmm... proszę pozwolić mi się trochę rozmarzyć.

Chciałabym kontynuować moje podróże, pisać i publikować reportaże po Australii, emitować, udostępniać ludziom, którzy pragną poznać ten piękny ląd jakim jest on dzisiaj i kulturę Aborygenów. Proszę pamiętać, że moje reportaże wyposażone są również w element „magicznego” odkrywania miejsc i przyrody.

Ponadto, mam plan aby kontynuować i rozwijać moją pracę jako Life coach i LFT uzdrowiciel. Zamierzam przetłumaczyć moje książki na język angielski i wydać je tutaj, a także nagrać nowe płyty CD z medytacjami po angielsku. Planuję napisać nową książkę o „życiu po życiu”, czyli o swoich doświadczeniach osobistych po przeprowadzeniu się do Australii. Pragnę być coraz bardziej szczęśliwa z moim mężem i czuć się coraz bardziej spełniona tu jako kobieta. No i największe moje marzenie – stworzyć z dala od miasta, w pięknym zakątku w czystej naturze, dom-retreat, gdzie mieszkałabym razem mężem i jednocześnie byłoby to miejsce otwarte dla tych, którzy pragną zaznać spokoju, przyjaznej domowej aury, posmakować ekologicznego lifestyle i organicznej kuchni, pośpiewać razem przy wieczornym ognisku oraz uzdrowić siebie na warsztatach pola życia. Taka mała Shambala, czyli Przestrzeń Miłości. Już teraz do niej zapraszam.

Dziękuję za rozmowę i życzę Pani spełnienia się tych wszystkich planów i marzeń.

Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011