Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Muzyczna podróż

maj 2008

Wojciech Świętobor Mytnik – poeta, muzyk, kolekcjoner płyt: - Pamiętam, że mój dziadek miał przepiękną australijską serwetę, na której widniał żaglowiec, struś, kangur, dziobak i parę innych motywów, które ludziom z całego świata od razu kojarzą się z Australią...

„Kto zapamięta moje prześniewanie,
Jeśli nie dusza wszechmogącej kniei?
Gdzie zamieszkają wizje słońc gromowych,
Jeśli nie w leśnej, bezpańskiej zawiei?

W dębach wyryję swoje ziemskie imię
Mokrą od potu świętą głagolicą.
Ostatni pokłon oddam Wszechistnieniu.
Księżyc oświetli me stęsknione lico”

Panie Wojciechu, na wstępie przytoczyłam fragment z Pana wiersza p.t. „Świętobor”. Kim Pan jest przede wszystkim?

– Witam! To kim jestem prywatnie, nie powinno mieć dla tego wywiadu żadnego znaczenia, bowiem jak mniemam będziemy się skupiać na mojej twórczości. Odpowiem więc tak, dość nieskromnie zresztą: jestem poetą, muzykiem, związanym z wieloma projektami, takimi jak Zerivana, Signum Triste czy Gamaiun i rodzimowiercą, niekoniecznie w takiej kolejności.

Ma Pan bardzo oryginalne, rzadko spotykane, słowiańskie imię – Świętobor. Czy to imię ma wpływ na Pana ego?

– Być może Panią rozczaruję, ale imię to nie figuruje oficjalnie w akcie mojego urodzenia. Wybrałem je sobie sam i ma ono dla mnie ogromne znaczenie jako wyznawcy pradawnych bóstw słowiańskich. Świętobor był władcą Pomorza, za panowania którego wiara słowiańska znacznie się umocniła na owych ziemiach, co nobilituje tego władykę w moich oczach. Poza tym jest jeszcze inne, równie istotne znaczenie tego imienia; myślę, że w kontekście Zerivany jest ono nawet bardziej znaczące. Świętobor, a więc „święty bór”, bezkresne leśne bóstwo, od tysiącleci inspirujące słowiańską duszę. Moje oficjalne imię brzmi Wojciech, którego zresztą też dumnie używam. Wojciech, a więc „ten, który cieszy się wojowaniem”. Jak więc Pani widzi, znaczeń jest wiele, a ja zresztą lubię wieloznaczności.

Pisze Pan bardzo wyjątkowe, piękne teksty o tematyce słowiańskiej – „Marzanna”, „Nyja”, „Świętobór”, „Dębowy Król”... Skąd czerpie Pan natchnienie?

– Z własnej tożsamości, z Matki Przyrody, która mnie otacza, z legend, które wciąż są żywe na polskich ziemiach pomimo upływu lat, z dumy, jaka mnie rozpiera, że jestem właśnie Polakiem, synem słowiańskiej piastowskiej Ziemi. Ważną inspiracją jest dla mnie folklor słowiański, ale również bałtyjski, celtycki, grecki czy nordycki. Jesteśmy przecież częścią o wiele starszej układanki. Folklor to nośnik ducha danego narodu. Obrzędy i zwyczaje to jego manifestacje w swej najbardziej surowej i pięknej formie. Owszem, słyszałem wiele zarzutów jakoby współcześni poganie oddawali kult zupełnie innym bóstwom niż nasi przodkowie, bo nie wiemy jaka była rola wielu z nich w pradawnym panteonie, bo istnieje tak wiele domysłów i teorii odnośnie znaczenia dawnych obrzędów. Nie widzę jednak niczego złego we wskrzeszaniu dawnej wiary po swojemu. W końcu to, że żyjemy we współczesnych czasach, nie powinno nas oddalać od Bogów. Czcijmy Ich po swojemu, jeśli nie potrafimy odczytać intencji tych, którzy pozostawili nam w spadku język, nazwy miejscowe czy też imiona Istot Wyższych, dawnych Słowian. Zresztą, w obecnych czasach badania językowe, archeologia i jej żywa gałąź, jaką jest odtwórstwo historyczne, idą nam z pomocą w ponownym złożeniu rozbitego dzbana, jak mawia pan Czesław Białczyński.

Dla wierszy takich jak „Marzanna-Śmiercicha” czy „Nyja” inspiracjami były mitologiczne archetypy, które żyją w nas samych po dziś dzień. W końcu Bogów cechowały w religiach politeistycznych bardzo często nasze własne zachowania, pragnienia i ułomności.

Znalazłam w Internecie tłumaczenie Pana wiersza „Dębowy Król” na język serbsko-chorwacki. Czy są też inne tłumaczenia?

– Nie, jak dotąd to wspomniane przez Panią jest jedynym mi znanym przekładem na obcy język i przyznam, że sam się zdziwiłem, gdy przeczytałem wiersz „Hrastovi Kralj”. Świadczy to jednak o tym, że Słowianie czują w sobie naturalną więź i istnieją rzeczy i zjawiska, które sprawiają, że Polak z Rosjaninem czy też Serb z Chorwatem, pomimo wielu historycznych ran zadanych sobie nawzajem, porozumieją się z łatwością. Mnie cieszy fakt, że Trzezbor Piekutowski postanowił propagować twórczość Polaka wśród swoich rodaków.

Podróżuje Pan po świecie. Był Pan kilka lat w Anglii, w Australii wydał Pan swoją płytę. Proszę o tym opowiedzieć.

– Do Anglii wyjechałem w celach zarobkowych, jak zresztą zrobiło wielu Polaków w moim wieku po wejściu Polski do Unii Europejskiej. Nie wiązałem z tym krajem swojej przyszłości, bowiem nie widzę siebie poza Ojczyzną, ale nie dziwi mnie, że wiele osób zatrzymują za granicą względy ekonomiczne bądź różne historie rodzinne, np. Wielu Polaków rodzi się w Anglii czy Australii i to miejsce ich urodzin staje się dla nich „centrum życiowym”, natomiast Polska jest bardziej Ojczyzną duchową. Smuci mnie tylko fakt, że wielu emigrantów z Polski nawet nie zadaje sobie trudu, by nauczyć swoje dzieci naszej pięknej mowy, historii, że kwestia własnej narodowości, tożsamości nie ma dla nich żadnego znaczenia. Ktoś kiedyś powiedział, że drzewo bez korzeni nie może wydać z siebie pięknych owoców. Poza UK odwiedziłem takie kraje jak Francja, Holandia, Czechy, Niemcy czy też Belgia, nie nazwałbym jednak siebie z tego powodu globtroterem.

Jeśli chodzi o Australię, jej wątek pojawił się w moim życiu dość spontanicznie. Dostałem pewnego dnia telefon od właściciela wytwórni bazującej w Sydney, działającej pod nazwą Narok Records, emigranta z Polski, równie jak ja zafascynowanego ogólnie pojętą słowiańszczyzną, który podczas rozmowy ze mną powiedział mi, że chciałby wydać płytę mojego projektu Zerivana. Ostatecznie wyszła ona pod szyldem Narok Records i mojej własnej wytwórni Echoes of Koliba Productions. Żałuję, że jak dotąd nie odwiedziłem Antypodów. Taka podróż była moim marzeniem od dziecka i mam nadzieję, że nie do końca niespełnionym.

Podróżuję po świecie również muzycznie, a to za sprawą zespołu Caedes Castus, który współtworzę z ludźmi ze Stanów Zjednoczonych i z RPA, a którego warstwa liryczna traktuje właśnie o słowiańskich wierzeniach! Jak Pani widzi, dla chcącego nic trudnego.

Czy planuje Pan może podróż i tourne po Australii? Na tym kontynencie mieszka wielu Słowian, którzy wyemigrowali w różnym czasie. Gdyby planował Pan taką trasę koncertową byłoby dobrze napisać o tym z wyprzedzeniem.

– Tournee nie planuję, przynajmniej nie z Zerivaną, bowiem jest to projekt studyjny, ale nie wykluczam, że odwiedzę ten kraj z moimi innymi projektami, choćby z metalowym zespołem Signum Triste. Wielu ludziom muzyka metalowa kojarzy się z bandą rozwrzeszczanych satanistów. Mogę jednak zapewnić Państwa, że poprzez tę muzykę można propagować również wiele pozytywnych wartości, a ma ona sama w sobie dużą moc oddziaływania. Tak więc, czekam na konkretne propozycje.

Pana teksty są związane ze Słowiańszczyzną. A może tworzy Pan też na inne tematy, na przykład australijskie? Słyszałam, że z tym kontynentem miał kontakt Pana dziadek.

– Pamiętam, że mój dziadek miał przepiękną australijską serwetę, na której widniał żaglowiec, struś, kangur, dziobak i parę innych motywów, które ludziom z całego świata od razu kojarzą się z Australią. Na mnie jako na dziecko obrazki owe skutecznie podziałały i uruchomiły moją wyobraźnię.

Słowiańszczyzna to nasza tożsamość, a ta nie jest przecież określona jedynie względami terytorialnymi. Dla mnie Polak, który w Australii kultywuje tradycje swojej rodziny i jest dumny z własnego pochodzenia, jest takim samym Polakiem jak ja sam. Na temat Australii nie pisałem, ale mógłbym jakoś uhonorować Polonię tego kraju jak i tę żyjącą na całym świecie. Mam nadzieję, że jesteście Państwo świadomi, że Polska o Was pamięta, gdziekolwiek jesteście. Polska to nie tylko politycy, ale także zwykli ludzie.

Jakie są Pana plany na przyszłość – przede wszystkim plany twórcze?

– Zacząłem pisać epicki poemat „Arkona – opowieść o dumie”, traktujący o schyłkowych latach świetności ostatniego bastionu słowiańskiej wiary rodzimej, który padł pod mieczami Duńczyków w 1168 roku. Chciałbym go ukończyć najpóźniej do 2012 roku. Poza tym przygotowuję drugą płytę Zerivany oraz pierwszą płytę zespołów Gamaiun, Signum Triste i wspomnianego Caedes Castus. Pozdrawiam całą Polonię australijską!

Dziękuję za rozmowę i życzę Panu spełnienia planów i marzeń.

Rozmowę przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011