Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

O australijskiej Polonii, Górach Błękitnych i kangurach

styczeń 2008

...chętnie dzielę się wrażeniami z każdym, kto chce słuchać o przygodach na tym wspaniałym i odległym lądzie...


Bronisław Tumiłowicz – dziennikarz. Studiował rybactwo morskie na WSR w Szczecinie i dziennikarstwo na UW. Pracował w Red. Zagranicznej PAP, Sztandarze Młodych, Argumentach. Płomieniach, Motorze, Rynkach Zagranicznych, Przeglądzie Tygodniowym, Przeglądzie, III Programie P. R. i dzienniku Metropol. W latach 1998-2002 był redaktorem naczelnym miesięcznika "Życie Muzyczne". W okresie 1980-85 pracował jako adiunkt na Politechnice Warszawskiej oraz SGGW, prowadził zajęcia w Wyższej Szkole Dziennikarskiej im. Melchiora Wańkowicza, a od 2000 roku w ID UW. Jest członkiem Klubu Publicystów Morskich SDP i SDRP. Nagrodzony odznakami: Zasłużony Pracownik Morza i Zasłużony dla Pomorza Zachodniego.

Przeprowadzam dla “Przeglądu Australijskiego” serię wywiadów z ciekawymi ludźmi – pisarzami, dziennikarzami, poetami reżyserami, malarzami, ekologami… Pan jest dziennikarzem, który odbył podróż po kontynencie Australijskim. Czy mógłby Pan podzielić się swoimi wrażeniami?

W „lesie” didgeridoo

Opera sydneyska nocą

Melbourne - polskie delicje

Góry Błękitne

Bronisław Tumiłowicz i Ernestyna Skurjat-Kozek

– Oczywiście chętnie dzielę się wrażeniami z każdym, kto chce słuchać o przygodach na tym wspaniałym i odległym lądzie, ale mam obawy, że moje uwagi nie wykraczają daleko poza spostrzeżenia zwykłego turysty. Nie była to podróż stricte dziennikarska, z jakimś precyzyjnie określonym celem, na przykład penetracji środowisk polonijnych. Praktycznie byłem w odwiedzinach u rodziny, i to raczej mojej siostrze ciotecznej oraz jej mężowi zawdzięczam to, co udało mi się w Australii zobaczyć.

Którą część Australii Pan zwiedził? W jakich był Pan miastach?

– Był to zaledwie mały skrawek Australii, jej południowo-wschodnie wybrzeże w okolicach Sydney. W soboty i niedziele rodzina woziła mnie samochodem po okolicy. Zaglądaliśmy do większych i mniejszych miasteczek po drodze w Góry Błękitne Odwiedziliśmy też budynek Parlamentu w stolicy kraju Canberra. W dni powszednie rano opuszczałem gościnny dom kuzynostwa i udawałem się na własną wycieczkę koleją albo tramwajem wodnym po okolicach Sydney. Kąpałem się na wszystkich publicznych plażach tej metropolii, choć był tam wtedy środek zimy (lipiec), zwiedzałem muzea, szukałem starych znajomych i robiłem nowe znajomości m.in. wśród polonijnych dziennikarzy. Korzystając z internetowej promocji cen biletów udałem się też tzw. tanimi liniami lotniczymi na kilkudniową wycieczkę do Melbourne, które jest kilkaset kilometrów na południe od Sydney. Wszystko to było wspaniałe i ciekawe, ale najmilej wspominam sposób zwracania się personelu tanich linii do pasażerów. O ile w normalnych liniach lotniczych obowiązuje powaga, a ogłoszenia rozpoczyna się sakramentalnym Panie i Panowie (Ladies and Gentlemans), to w tanich liniach zapowiadano np. opóźnienie samolotu: Chłopcy i Dziewczęta (Boys and Girls).

Czy widział Pan Góry Błękitne?

– Góry Błękitne są rzeczywiście ciekawe i oryginalne a najbardziej chyba zaskakuje to, że nie wznoszą się one do góry, ale opadają w dół. Zwiedzanie zaczyna się na wysokości szczytów. Podjeżdża się samochodem na wielki parking i spogląda się na panoramę gór. W oddali widać w błękitnej mgiełce (ponoć z wydzielającego się w dużych ilościach olejku eukaliptusowego) liczne „ostańce”, które powstały w wyniku erozji. A później trzeba zejść kilkaset metrów schodami w dół, bo wielki las eukaliptusowy u podnóża gór rośnie nisko, w wielkiej dolinie czy też zapadlisku poniżej poziomu platformy widokowej.

Podobno miał Pan bliskie spotkanie z kangurem?

– Co do kangurów – były bliskie spotkania z tymi sympatycznymi zwierzętami, niestety głównie bardzo smutne Jest wiele odmian kangurów, od całkiem małych wielkości psa czy kota, do 2-metrowych olbrzymów. Widzi się je pojedynczo i w grupach na leśnych polanach, na polach, nierzadko dosyć blisko szosy. Te zwierzęta, choć podlegające ścisłej ochronie, często giną pod kołami samochodów, jak psy i koty na polskich drogach. Widziałem co najmniej kilkanaście nieżywych kangurów na autostradzie. Często spotyka się znak drogowy z wizerunkiem kangura (taki znak to oczywiście tylko specjalność australijska), ale to niewiele pomaga. Mimo surowych przepisów nakazujących chronienie australijskiej fauny i flory jedną z bardziej popularnych pamiątek i to zarówno w sklepach jak i na bazarach są kangurze skóry pokryte krótkim szczeciniastym włosiem i z długim charakterystycznym ogonem. Kangury są też w różnych ogrodach zoologicznych i zwykłych parkach czy placach zabaw dla dzieci, gdzie mieszkają w specjalnie stworzonych zagrodach. Są to zwierzęta dosyć łagodne, choć te największe w sytuacji zagrożenia potrafią się skutecznie bronić przed ludźmi. Silnie kopią tylnymi nogami przystosowanymi do długich skoków. Potrafią też boksować krótkimi przednimi łapami. Czytałem w prasie, że niektórzy Australijczycy mają w domach oswojone kangury. Ponoć jeden nawet uratował swojemu panu życie. Gdy ten stracił przytomność podczas pracy w ogrodzie pobiegł do domu i ściągnął na miejsce wypadku żonę, która od razu wezwała pogotowie.

Generalnie przyroda Australii jest fascynująca, chociaż dosyć surowa. Niektóre zwierzęta nawet wyglądają niewinnie, ale mogą być groźne, jak popularna maskotka australijska – miś koala. Są drapieżne ptaki, są też rośliny, których owoce zawierają dziesiątki bardzo ostrych igiełek. Są węże, jaszczury, pająki i inne jadowite stwory, ale ze wszystkim można się jakoś oswoić.

Jak wyglądały spotkania z Polonią?

– To bardzo mocno powiedziane – spotkania z Polonią. Nie odbyłem żadnego „spotkania”, jeśli nie liczyć udziału w audycji na żywo polonijnego Radia 7 w Sydney, gdzie telefonowali słuchacze, oraz nagrania audycji w publicznym radiu SBS, prowadzonej przez Ernestynę Skuriat , ówczesną kierowniczkę sekcji polskiej. To u p. Ernestyny poznałem p. Bogdana Piotrowskiego, który pracował w SBS i polonijnym radiu prywatnym Radio 7. Państwo australijskie uważa, że powinno mądrze wspierać poprzez radio tożsamość narodową wszystkich wchodzących w skład mieszkańców grup narodowych i etnicznych, co świadczy o ogromnej dojrzałości obywatelskiej. Bo oczywiście SBS nie nadaje tylko po polsku, ale co najmniej w kilkudziesięciu innych językach narodów i grup etnicznych zamieszkujących kontynent australijski.

Czy Polonia Australijska jest w miarę jednolita, czy też jest to kilka różnych Polonii (przedwojenna, wojenna, marcowa, sierpniowa, zarobkowa???)

– W Sydney i Melbourne spotykałem Polaków prowadzących różne biura, firmy czy instytucje... Wszyscy wskazywali, że społeczność polska jest podzielona, nie tak solidarna, jak n.p. serbska, ukraińska o chińskiej nawet nie wspominając. Formalnie Polonia jest jedna. Do klubu polonijnego może przyjść każdy niezależnie z jakiej fali emigracji się wywodzi. Ponoć każda kobieta, która przyjeżdża z Polski, niezależnie od wieku czy urody, otrzyma tutaj propozycje matrymonialne, bo jest wielu samotnych Polonusów, którzy tęsknią za krajem i taką „cząstkę” Polski chętnie powitają w domu.

Słyszałam, że spotkał Pan w Australii małżeństwo Polaków, którzy przenieśli się tam z RPA po upadku apartheidu. Czy nie brali pod uwagę powrotu do Polski? Co skłoniło ich do wyboru Australii i skąd wcześniej znaleźli się w RPA?

Canberra - dach parlamentu

Uwaga kangur!

– Z tymi ludźmi była dosyć dziwna rozmowa. To było małżeństwo czterdziestolatków z 14-letnim synem. Narzekali na warunki panujące w Australii, bowiem w RPA powodziło się im lepiej. Tam byli przedstawicielami klasy uprzywilejowanej. W pracy mieli całe grono murzyńskich pomocników i pomocniczek. On – mechanik samochodowy, ona – akuszerka, żyli po pańsku w otoczeniu licznej służby. Wykonywali swoją pracę, ale właściwie tylko zarządzali robotą i poganiali personel. W Australii musieli sami wykonywać wszystkie nierzadko ciężkie czynności, które w Afryce robiono za nich. A dodatkowo musieli zmienić stosunek do klientów i personelu pomocniczego. Mimo to nie myśleli nawet o powrocie do Polski. Na tym tle mieli jakiś uraz. Woleli umacniać w sobie stereotyp, że „w Polsce nie da się normalnie żyć”, niż pomyśleć o powrocie na naszą półkulę. Oczekiwali ode mnie argumentów, że Polska byłaby dla nich katastrofą. Opisywali natomiast z rozrzewnieniem uroki afrykańskiej przyrody i krajobrazu, jakby wyjazd z RPA sprawił, że stracili coś bardzo cennego.

Znając Pana zamiłowanie do muzyki, jestem pewna, że był Pan w Operze w Sydney?

– Byłem, i nie byłem, bo przedstawień akurat nie grano. Odbył się jedynie koncert plenerowy muzyki operowej na jednym z placów Sydney. Liczyłem na dłuższą rozmowę i spotkanie z Włodzimierzem Kamirskim, polskim dyrygentem, który pracuje w tej słynnej operze już od kilkudziesięciu lat, ale jakoś zabrakło czasu na nawiązanie kontaktu.

Co przeciętny Australijczyk wie o Polsce? Czy jest to coś więcej niż znajomość nazwisk naszych wielkich Rodaków – Kościuszki i Strzeleckiego? Czy nasi Rodacy tworzą znaczące ośrodki kultury, liczące się w skali kraju?

– Australijczyk nie wie o Polsce prawie nic. Polacy niestety nie tworzą znaczących ośrodków kultury, walczą głównie o byt materialny i to zabiera im chyba całą energię. Natomiast tutaj w kraju poznałem polskiego Australijczyka, Marka Krawczyńskiego, który przez ponad 30 lat mieszkał w Sydney i tam zajmował się sprawami architektury. Pan Mark jest osobą bardzo przedsiębiorczą i aktywną. Teraz od trzech lat przebywa w Polsce i zorganizował w Warszawie wystawę o wielkich Polakach i ich dorobku na emigracji. Jest znakomitym przykładem jak należy pojmować patriotyzm i posłannictwo służenia innym Rodakom.

Czy spotkał się Pan z Redakcją “Przeglądu Australijskiego? A z polską Redakcją Radia Australijskiego? Jaki jest zasięg tego radia i czy przyczynia się ono do budowy jedności Polonii?

– Na pewno polskie rozgłośnie radiowe przyczyniają się do poprawy spójności naszej społeczności polonijnej. Zasięg SBS jest ogólnokrajowy. To radio publiczne nadaje programy dla Polonii we wszystkich strefach czasowych, jakie obowiązują na kontynencie australijskim. Inne kanały, jak Radio 7, słyszane w Sydney i okolicy, które odwiedziłem, starają się jakoś zarobić na siebie. Radio 7 mieści się w gmachu Uniwersytetu w Sydney, i od niego wynajmuje sprzęt i pomieszczenia. Ma status rozgłośni studenckiej.

Z „Przeglądem Australijskim” nie miałem jeszcze kontaktu, choć wiele dobrego o nim słyszałem od mojego starego druha Marka Nejmana.

Czy ma Pan w planach następną podróż do Australii?

– Tak. To są piękne plany. Umówiliśmy się z mężem mojej kuzynki, że jak zbierzemy trochę grosza i będziemy mieli więcej czasu, wynajmiemy sobie przyczepę kempingową i ruszymy w kraj, dotrzemy do stref tropikalnych Australii a może nawet zrobimy objazd dookoła kontynentu. Na razie wszystko to jest jeszcze w sferze marzeń.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia się tych wspaniałych planów.

Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011