Kangury

Marzył mi się krótki pobyt w głuszy
leśniczówka może, albo namiot
wszystko jedno, byle z domu wyruszyć
i rozwiesić między drzewami hamak.

Teraz się bujam i oczy mrużę,
patrzę przez słońce i zieleń na łąkę.
rozgrzany zapach ziół leśnych odurza -
piję wodę z blaszanki, nie przez słomkę.

Błogi stan doceniły kangury ,
wyszły z gąszczu niemałym stadkiem,
czujnie uszy postawiły do góry
i wzięły się za soczystą przystawkę.

Kangurzyca zachęcona spokojem
dała znak...nie widziałam dokładnie.
wkrótce trawę skubali oboje,
prezentując się bardzo paradnie.

Wielka mama i smyk rudoszary
w towarzystwie rodzeństwa i ciotek
do wielkiego się biegu zerwali
i nie myślą już dziś o powrocie.

A ja oczy nieco szerzej otwieram –
płowa sarna po łące chodzi...
przed chwilą widziałam tutaj kangura!
...chyba nadmiar relaksu mi szkodzi.


Wróć do artykułu