Stało
się. Aussie okazał się upartym i dążącym wytrwale do celu facetem, a właściwie
to wcale nie okazał się. Ja o tym wiedziałam, ale łudziłam się że jakoś
przemówię Mu do rozsądku. Pobyt w Polsce spędził głownie na przekonywaniu mnie,
że powinniśmy zdecydować się na cos wspólnego. Jeszcze przed Jego wylotem
udaliśmy się do ambasady po pakiet informacyjny oraz druki migracyjne. Och My i
te nasze kompleksy Polaka...
Wchodząc
do ambasady wydawało mi się, że każdy zerka na mnie i patrzy
z potępieniem. A przecież miałam takie miłe wspomnienia kiedy byłam tam po wizę
turystyczną. Inicjatywę przejął całkowicie X. Później w domu, studiowaliśmy
wieczorem lekturę dowiadując się czego się od nas oczekuje i co w ogóle dla nas
oznacza złożenie dokumentów. Rozpoczęcie i kolejne etapy procedury migracyjnej
odczuję nie tylko ja. Dla nas obojga, decyzja o wspólnym życiu i mój wyjazd tam,
oznacza wiele wyrzeczeń.
Przed
wylotem Aussie’go ustaliliśmy, iż kolejne 3 tygodnie spędzimy oddzielnie (wiem,
to brzmi dziwnie, ale pamiętajcie iż ostatni rok mieliśmy codziennie kontakt via
internet). Te pierwsze kilka dni były naprawdę ciężkie. Ja miałam totalny mętlik
w głowie. Do dzisiaj nie mogę sobie w 100% wyobrazić moją nową przyszłość 15
tysięcy kilometrów stąd, a czas biegnie nieubłaganie.
Takie
chwile, chwile podsumowania i refleksji, dzisiaj na 5 miesięcy przed wylotem
zdarzają mi się coraz częściej. Teraz, nawet gdy jestem zmęczona, staram się
wyjść gdzieś, coś robić, jakość spożytkować ten czas. Za pół roku nie będę miała
drugiej szansy.
Aussie okazał
się mniej wytrwały. Już po tygodniu myślenia podjął decyzję
i
oznajmił mi ją baaaaardzo zdecydowanym tonem, tonem w zasadzie nie znoszącym
sprzeciwu. I cóż ja biedny żuczek ;)
Zaczęło
się kompletowanie papierków. Czytając pakiet informacyjny dowiedzieliśmy się
dokładnie jakie dokumenty należy przygotować i czego oczekuje się od nas. Tym
wszystkim, którzy chcą wiedzieć więcej na temat samej procedury polecam strone
gdzie znajdują się wszystkie potrzebne informacje
http://www.immi.gov.au/.
X jest
bardzo dobrze zorganizowanym mężczyzna. Skompletował wszystkie wymagane
dokumenty i wysłał do mnie. W międzyczasie czekało go jeszcze powiadomienie
rodziców. I jak tu powiedzieć rodzicom, że on zatwardziały kawaler i typ
samotnika ŻENI się! Chyba z nas dwojga to ja bałam się bardziej przyjęcia ze
strony jego rodziny. Ze zdumieniem odczytałam kartkę internetową z życzeniami
od Paula i Janice, młodszego brata
X’a i jego żony. Rodzice natomiast przyjęli informację bez zdziwienia. Wręcz
przeciwnie, spodziewali się tego. I w tym miejscu muszę opowiedzieć jak rodzice
X’a dowiedzieli się o moim istnieniu.
Hi hi hi
Święta
Bożego Narodzenia są pięknymi świętami, w czasie których wszyscy ludzie robią
rzeczy o których zapominają przez resztę roku. Wysyłają sobie kartki świąteczne.
Wysyłanie kartek weszło mi w krew od momentu kiedy zaczęłam podróżować. Nawet
jadąc na szkolenie na kilka dni, wygospodaruję tą chwilę aby kupić i wysłać
kartkę.
Święta
Bożego Narodzenia obfitują w różnorodne ciekawe kartki. Ja lubię te grające, tak
i tym razem kupiłam jedną z zamiarem wysłania jej do Australii. Kartka doszła,
niestety podczas transportu ktoś uszkodził ją i stało się... zacięła się. Już
doręczający ją listonosz miał jej dość i wręczał ja z prawdziwym obrzydzeniem...
rodzicom X’a przebywającym u niego w czasie urlopu. Po pół godziny grania
rodzice schowali ją pod poduszki i tam moja kartka spędziła kolejne trzy godziny
wygrywając piękną polską kolędę. Prosimy wyłącz to!!! – tym krzykiem powitano
właściciela domu... i kartki. oooopppss
Skompletowaliśmy
niezbędne dokumenty w ciągu miesiąca. Zdecydowaliśmy się na złożenie dokumentów
o wizę narzeczeńską. Z zebranych informacji od innych osób wynikało, że sama
procedura trwa od 4 do 8 miesięcy. Janice, bratowa X’a jest Brytyjką i czekała
na wizę (w kategorii – żona) 6 miesięcy.
Po złożeniu
formularzy w ambasadzie, wręczono mi stosowne dokumenty do załatwienia oraz
naznaczono spotkanie w sprawie wizy. Musiałam udowodnić że jestem dobrego
zdrowia i charakteru. Hi hi hi Oczywiście chodzi o niekaralność, z osobowością
poszłoby mi trochę gorzej. Jestem kobietą szalenie żywiołową, X stwierdził że
stanie się pierwszą ofiarą przemocy w rodzinie
;).
Szybko
poumawiałam niezbędne wizyty i w ciągu dwóch dni wszystko było gotowe. Ambasada
zadbała, aby żaden wypełniony dokument nie trafił do mnie z powrotem, a został
odesłany bezpośrednio do jej siedziby. Na wyznaczone już tydzień później
spotkanie pojawiłam się za radą pracownika ambasady, wraz z wszelkimi
dokumentami dotyczącymi moich kontaktów z Aussiem. Powiedzmy to wprost. Zadaniem
moim było udowodnić, iż znamy się z Markiem a nasz związek jest stabilny i
„przyszłościowy”. Tak, tak – przyszłościowy. W czasie rozmowy nie zabrakło także
pytań o „rozwój” naszej rodziny wręcz z prośbą o wskazanie czasowe. Na początku
byłam nieco spięta. Na co dzień wiecznie muszę coś udowadniać. W szkole musiałam
udowadniać że płacę czesne, w urzędzie muszę udowadniać że nie oszukuję, w banku
muszę udowadniać że zarabiam, itp. Do spotkania przygotowałam się więc
dokładnie. Wydrukowałam nasze wspólne zdjęcia, codzienne wymiany zdań a nawet
korespondencję z rodziną Aussi’ego. W czasie rozmowy z miłą, ale rzeczową Panią
mówiłam o trudności samej decyzji, moim strachu i wszystkich rzeczach które
przemawiają za pozostaniem i nie podejmowaniem tego ryzyka. Tak, wyjazd do
Aussieland to dla mnie wielkie ryzyko. Nie tylko zmieni się moja otoczenie, ale
także moja rola w społeczeństwie. Nie tylko muszę się odnaleźć w nowej
rzeczywistości, ale także musze zrobić wszystko, aby
scalić moją nowa rodzinę.
Kolejne tygodnie
spędziłam na poszukiwaniu informacji o życiu w Australii i sposobach
aklimatyzacji. To właśnie wtedy trafiłam na stronę Stana. Nigdzie, ale to
NIGDZIE nie spotkałam się z tak rzeczowo zebranymi informacjami. Informacje na
www.australink.pl chłonęłam jak gąbka wyławiając wszystko co może ułatwić
mi, bądź pomóc w oswojeniu się z wyjazdem. Później, drugi raz dostałam link do
australink’u od Magdy. Później, kiedy zaczęły się ukazywać Magdy wspomnienia i
aż do dziś czytam uważnie każdą myśl, która być może przyda mi się później. Będę
chyba musiała zwrócić część kosztów Magdy za wizyty u psychologa
;)
To
prawda, będę miała trochę łatwiej. Nie jadę zupełnie w ciemno i nie zaczynam tak
zupełnie od początku. Mam dach nad głową i kogoś kto zadba o moje utrzymanie do
momentu kiedy nie zdecyduję się pójść do pracy. Na pewno jednak będę miała
podobne dylematy, podobne odczucia i tęsknotę za kimś mówiącym po polsku.
Równo w
miesiąc po złożeniu dokumentów miła Pani poinformowała mnie przez telefon o
przyznaniu wizy. Nie było powodów, abym jej nie dostała ale żeby aż tak po
miesiącu tylko? Jest lipiec, mam bardzo dużo czasu aby się przygotować,
pozamykać wszelkie sprawy i dokładnie wszystko zaplanować. Pierwszą rzeczą było
zarezerwowanie biletu lotniczego.
Mimo, że
na tak odległy termin to już spora część biletów była zarezerwowana.
Postanowiłam że będę pracować do końca. Każda złotówka oszczędności może mi się
przydać. Sporo gotówki będę tez potrzebować na wysłanie mienia przesiedleńczego.
Z określeniem rodzaju firmy przewozowej i rodzajem serwisu jakim ma ona
dysponować nie miałam większych problemów. Wiedza zdobyta podczas pracy w firmie
kurierskiej pomogła mi w określeniu swoich oczekiwań. Potrzebowałam firmy, która:
-
Spakuje moje rzeczy – dystans jest
olbrzymi i wole pakowanie oddać w fachowe ręce;
-
Zabierze je z domu i przygotuje
dokumenty do odprawy – tutaj wolę nie mieć żadnych niespodzianek, potrzebuję
firmę doświadczoną w przewozach mienia przesiedleńczego;
-
Przetransportuje „przesyłkę”
-
Odprawi towar;
-
Dostarczy ją do
Brisbane i dowiezie pod sam dom.
Najwięcej problemu było ze świadczeniem usługi „door to door”. Instynkt
podpowiedział mi iż powinnam skłonić się w kierunku dużych firm z własną flotą.
Powoli segreguję swoje rzeczy już pod kątem tego co zabiorę a co zostawię, mając
na uwadze radę Stana, że zawsze wszystko się przyda.
Druga
rzecz to oczywiście już przygotowania do ślubu. Dla nas jest to dziwne ale w
Australii wszystkie terminy rezerwuje się na rok przed ślubem. Nawet po
przestudiowaniu tony makulatury na temat organizacji ślubu u Aussie’ich poddałam
się i zostawiłam wszystko co mogłam w rękach narzeczonego i naszej
zaprzyjaźnionej belgijki Sandry. Resztę szczegółów dopracujemy w grudniu.
Tak, grudzień
przejdzie do historii. Otóż mój zmarźluch przylatuje do Polski aby spędzić ze
mną Boże Narodzenie i Nowy Rok. To nie koniec rewelacji, wraz z nim
przylatują także jego... RODZICE. Państwo X, w najzimniejszym kraju w Europie
jakim byli, była Wielka Brytania – latem. Chcą więc chociaż raz w życiu przeżyć
święta ze śniegiem. Katastrofa. Nie wyobrażam sobie tego. Jeśli jeszcze pogoda
zmaluje psikusa w postaci 25-stopniowych mrozów to będą to na pewno
niezapomniane święta dla nas wszystkich. W ramach aklimatyzacji poradziłam
przyszłym teściom 10-cio minutowe ćwiczenia w lodówce
;)
Oby ta
zima była łaskawa dla nas.
cdn.
powrot
do gory
Trzy miesiace a jednak tyle się wydarzylo. Czy mi
się zdaje czy wczesniej moje zycie tak nie pedzilo do przodu? To
jednak wciąż jeszcze nie czas prawdziwych przygotowan. To raczej
czas wyczekiwania, zbierania informacji i oswajania się z myslami
a także oswajania narzeczonego J
Ale od poczatku. Moja przyjaciolka Joanna opuscila
mnie we Wrzesniu. Wyprowadzila się do Grecji, tak wiec reszte lata
spedzila na powolnych przygotowaniach do przeprowadzki. Joanna
była moim wsparciem, jako osoba znacznie spokojniejsza, z sukcesem
tlumila mój temperamencik. Przy niej odpoczywalam, relaksowalam
się i powoli zbieralam mysli. Co ja pisze. Ona dalej jest, ale
teraz to tylko kontakt mailowy. Teraz bardziej ja musze być jej
wsparciem przy oswajaniu się w obcym kraju i obcej kulturze. Musi
zwolnic, zaakceptowac inne, spokojniejsze tempo zycia. Ja będę
musiala zrobic to samo. Jezdzac po swiecie latwo daje się zauwazyc
ze My Polacy zyjemy w nieprawdopodbnym pospiechu, ciagle gdzies
goniac za czyms. I ten brak usmiechu i pogody ducha...
A teraz cos milego. Dwie z moich dobrych kolezanek
leca ze mna na wakacje i mój slub. Bardzo się ciesze. Potrzebuje
takiego wsparcia w ostatnim dniu mej wolnosci
J Będzie mi także weselej w czasie podrozy. Zdaje sobie
sprawe ze wyprawa do Aussie’ch jest kosztowna i dlatego nie dane
mi będzie goscic wielu sposrod mego grona przyjaciol. Powoli
oswajam się z mysla o wyjezdzie, jednak staram się za bardzo nie
myslec o tym co będę tam robic. A będzie się dzialo...
To co musze zrobic to oczywiście zamienic ta
jaskinie samotnego lwa, w swój nowy dom. Niedawno przezylam remont
lazienki w swoim mieszkaniu. Kiedy pomysle ze to samo czeka mnie w
Brisbane... mam mysli samobojcze. Zaczelam prowadzic male sledztwo
w internecie posrod armatury australijskiej. Niestety styl i firmy
w Australii produkujace armature bardzo się roznia od
europejskich. Czeka mnie wiec kolejna lekcja. No i jeszcze te
pojedyncze bitwy z X’em. Bo jak tutaj przekonac doroslego faceta
ze ten stol w jadalni, który na moje nieszczescie wystrugal mu
ojciec, należy przestawic gdzie indziej?
Ale mialo być o Australii. Nasz slub odbedzie się
w parku nad rzeka. Slubu udzieli nam Pani, która prowadzi
dzialalnosc gospodarcza i zarabia w ten sposob na zycie. Troche
się rozczarowalam, wolalam aby to mezczyzna udzielal mi slubu. Mój
papierek, który zdobylam z takim trudem, a który mowi o zdolnosci
obywatela polskiego do zawarcia zwiazku malzenskiego tez nie jest
wogole wymagany w stanie Queensland.
Fotograf. Aussie zazwyczaj jak cos znajdzie to
wysyla mi link do firmy. Przegladajac strone internetowa
zauwazylam ze fotograf tez jest kobieta. No nie... tego już za
wiele. Już oczyma wyobrazni widzialam kobiete która na zdjeciu
pokazuje kazdego mego piega na twarzy. Nie. Stanowczo sprzeciwiam
się. Co facet to facet. Aussie był w
szoku. Upomnial mnie ze seksizm to nie w Australii. W Aussie land
panuje rownouprawnienie i nie wolno mi wrecz poddawac w watpliwosc
kwalifikacji Pani fotograf. Ja tam wiem swoje. W koncu wychodze za
faceta a nie kobiete J Tam
wszystko jest inne. Nawet tort przygotowuja pol roku wczesniej.
Niestety musze zmienic swiadkowa, w zyciu Sandry miesiac po moim
slubie pojawi się maly australijczyk hi hi hi
Powoli ustalamy szczegoly. Nie jest latwo. Dzieli
nas nie tylko odleglosc. Pare dni temu wpadlam w kolejny kryzys po
jakiejs sprzeczce. Porozmawialam z kolega, szczesliwym wieloletnim
zonkosiem. Wbrew pozorom po jego diagnozie: najgorsze przed Wami,
troche jest mi lepiej. Darek uswiadomil mi pare rzeczy. W Polsce
chocby styl zycia jest inny a dochodzi do tego styl wychowania i
wiara. Nikt nie mowil ze będzie latwo, ale jak my się dogadamy, my
ludzie z kompletnie roznych „planet” jak zyc, wychowac dzieci
itp.? Nie wiem, doprawdy nie wiem jak to będzie i postanowilam nie
myslec o tym co będzie, az do momentu kiedy wyladuje w moim
sympatycznym Brisbane.
powrot do gory