Po okresie pośpiechu i gorączki
związanej ze sprawami bardzo przyziemnymi takimi jak mieszkanie,
samochód itp. przyszedł czas, aby zasmakować prawdziwej Australii
Postanowiliśmy odwiedzić Cleland
Wildlife Park na adelajdzkich wzgórzach. Namawiałam moją rodzinkę na tę
wycieczkę, ponieważ koniecznie chciałam stanąć oko w oko z kangurem.
Kangur jest dla mnie symbolem Australii. Gdy tylko wspomniałam o moich
planach na następny dzień, ranek okazał się pochmurny a w południe padał
deszcz... Przełożyliśmy więc naszą wyprawę na później.
Zawsze dzieje się tak, że gdy
zaplanuję coś specjalnego i oczekuję pięknego, słonecznego dnia, pogoda
płata mi psikusa! Znajomi śmiali się, że po moim przyjeździe do Adelajdy
z pewnością spadnie tam zimą śnieg. Doskonale pamiętam naszą pierwszą
zimę w Niemczech. Wszyscy wokół twierdzili, iż w tym regionie nie ma
mroźnych zim. Jak się później okazało, nastąpiła najprawdziwsza zima,
pierwsza taka w tej okolicy od 11 lat, ze śniegiem prawie po kolana!
Szczęśliwie następnego dnia wróciło
słońce i z entuzjazmem wyruszyliśmy na naszą wycieczkę, gotowi na
spotkanie z australijskimi zwierzętami. Cleland Wildlife Park usytuowany
na adelajdzkich wzgórzach i punkt widokowy Mount Lofty to miejsca, które
po prostu trzeba odwiedzić będąc w Adelajdzie!
Cleland Wildlife Park jest oddalony
zaledwie 12 kilometrów od centrum miasta. Świetnie zorganizowany, z
miejscami do barbecue, sklepikiem z pamiątkami, kioskiem i kafeterią,
gdzie można napić się kawy i przekąsić co nieco. To idealne miejsce na
rodzinny wypad za miasto. Ale przede wszystkim jest to miejsce, w którym
mamy okazję obserwować życie zwierząt i podziwiać wiele różnorodnych
gatunków ptaków.
Park powstał w 1967 roku i jest
domem dla ponad 800 australijskich zwierząt. Zaliczany jest do
najlepszych parków dzikiej przyrody w Południowej Australii. Doskonale
oddaje atmosferę australijskiej natury.
Gdy kupowaliśmy bilety do parku
okazało się, że możemy zaopatrzyć się w specjalną karmę dla zwierząt!
Przewidując dobrą zabawę kupiłam od razu aż trzy torebki. I rzeczywiście
większość czasu spędziłam karmiąc kangury, które dosłownie jadły mi z
ręki. Wcześniej czytałam w internecie, iż warto wybrać się tam wcześnie
rano, ponieważ kangury są jeszcze głodne i chętnie podchodzą po
jedzenia. Pewnie siedziałabym z nimi dłużej, ale moi bliscy zaczęli się
już trochę nudzić... A tu przecież tyle do oglądania! Znając jednak
siebie na pewno wrócę tam choćby tylko po to, aby pokarmić te
przesympatyczne zwierzęta.
Oprócz kangurów można tam zobaczyć
inne, tak bardzo symboliczne dla Australii zwierzęta - misie Koala.
Leniwie skubią liście eukaliptusa i nie przejmują się wcale
podchodzącymi do ogrodzenia licznymi zwiedzającymi. Można było co prawda
pogłaskać jednego z nich, ale ustawiła się spora kolejka chętnych do
głaskania, a ponadto szkoda mi było ospałego misia, gdy tak każdy
podchodził i wyciągał do niego ręce...
Za to przy wyjściu czekała mnie
prawdziwa niespodzianka. Okazało się, że mogę zrobić sobie zdjęcie z
pytonem australijskim na ramionach! Nie wiem gdzie uleciał mój strach, a
może udzieliła mi się atmosfera parku? Bo z entuzjazmem, jako pierwsza,
podeszłam do fotografa. Szczerze mówiąc minę miałam nieszczególną, gdy
wąż znalazł się już na moim karku. Ale czego się nie robi dla przyjaciół
w kraju? Nie mogłam przecież odmówić sobie takiego zdjęcia! Syn poszedł
w moje ślady i tylko mąż siedział przy kawiarnianym stoliku i
najspokojniej w świecie popijał kawkę.
Bardzo podobała nam się ta część
parku, w której można było podziwiać życie ptaków odpoczywając na ławce
lub spacerując wśród bujnej, jakże odmiennej od naszej polskiej,
przyrody.
Tego samego dnia pojechaliśmy
również na wzgórze Mount Lofty, które znajduje się blisko parku. Jest to
wspaniały punkt widokowy, z którego widać całą Adelajdę. W pogodny,
przejrzysty dzień panorama miasta zapiera dech w piersiach. Polecam
odwiedzić to miejsce również późnym wieczorem, gdy zaczyna się
ściemniać. Ilość świateł przyprawia o zawrót głowy. Nocna Adelajda,
widziana z tej wysokości, kojarzy mi się z kryształowym żyrandolem
błyskającym srebrem i złotem. Pod względem urody oświetlenia Adelajda
zajmuje drugie miejsce w świecie. Całkiem zasłużenie.
Z wycieczki wróciliśmy pełni
wrażeń, nasyceni przepięknymi widokami i zachwyceni różnorodnością
gatunków wodnego ptactwa, kolorowych papug jak i możliwością
bezpośredniego kontaktu ze zwierzętami. Nigdy nie byliśmy zwolennikami
takich miejsc jak ZOO i trzymania zwierząt w klatkach, a po pobycie w
Cleland Park jeszcze bardziej utwierdziliśmy się w słuszności naszych
poglądów. Tym bardziej ucieszyło nas to, że pieniądze wydane na bilety
do parku zostaną przeznaczone na ochronę australijskich gatunków
zwierząt oraz promocję parku , który tak bardzo nam się spodobał.
Agnieszka Byzdra
|