Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Emocje w Noarlundze

Panorama w sieci, marzec 2005

Wielu z nas Australia przede wszystkim kojarzy się z operą w Sydney, kangurem, niesamowitym wręcz upałem i tym, że leży na końcu świata


 

Dopiero potem przychodzi nam na myśl kultura aborygeńska, która jest nieodłącznym elementem australijskiej historii. Po raz pierwszy zetknęliśmy się z nią całkiem przypadkowo, poprzez  aborygeńskie nazewnictwo.

Plaża w Noarlundze to miejsce, które odkryliśmy jadąc na wycieczkę do Victor Harbor. I od tej pory bardzo je lubimy i chętnie tu wracamy.

Najpierw było tu plemię Kaurna

Obecna Noarlunga to jedno z wielu miejsc, które od wieków było zamieszkiwane przez  aborygeńskie plemię Kaurna. Jak większość plemion aborgeńskich byli to myśliwi przemieszczający się sezonowo po terytorium sięgającym od Port Wakefield do Cape Jervis.

Noarlunga w języku aborygeńskim najprawdopodobniej znaczy „miejsce połowu ryb” lub jak twierdzą inni „miejsce ze wzgórzem”.

Dla miłośników snoorkowania

W Noarlundze znajduje się rezerwat przyrody - rafa. To jej piękno przyciąga wielu miłośników nurkowania. Cudownością rafy mogą cieszyć się zarówno zaawansowani płetwonurkowie, jak i miłośnicy popularnego tu snoorkowania, czyli pływania w masce i z płetwami. Z przyjemnością spędzamy tam popołudnia podziwiając barwny świat rafy jak i bawiąc się wśród fal, które osiągają tam całkiem spore rozmiary.

Prawie każdego dnia plaża zaskakuje nas czymś zupełnie nowym. Czasami zatoka potrafi być tak spokojna jak jezioro. Wtedy możemy oddać się do woli snoorkowaniu.

Przy ujściu Onkaparingi

Przez ostatnie parę dni fale w oceanie dostarczały nam niesamowitych emocji. Jeszcze nigdy dotąd nie bawiłam się tak dobrze skacząc przez fale i serfując na desce. Nasz Bałtyk, niestety, nawet przy małej - na pierwszy rzut oka - niewinnej falce, stanowi zagrożenie.

Dodatkową atrakcją Noarlungi jest to, że poza wspaniałą piaszczystą plażą, ma tu swoje ujście rzeka Onkaparinga, która cieszy się popularnością wśród wędkarzy. Wędkarstwo, oprócz sportów wodnych, jest chyba drugim najbardziej popularnym tutaj zajęciem. I to nie tylko wśród panów! Całe rodziny z zapałem oddają się tej rozrywce. A ja do tej pory uważałam wędkowanie za typowo męskie hobby!

Szczerze mówiąc jeżdżę czasami z mężem na ryby, ale raczej dla towarzystwa. Jak tylko zadomowiliśmy się w Glenelg, Marcin kupił zestaw wędkarski i zaczęły się nasze wypady na ryby.

Muszę dodać, iż miłym zaskoczeniem dla nas była informacja, że nie trzeba tutaj płacić żadnych składek za wędkowanie! A wędkować można wszędzie. Z brzegu rzeki, z plaży czy z jetty (mola), które zazwyczaj jest oblegane przez wędkarzy.

Muszę jednak uczciwie przyznać, że mimo mojego całkowitego braku zainteresowania wędkarstwem, tutejsze złowione okazy potrafiły wzbudzić moją ciekawość.

Płaszczki, meduzy, ośmiornice...

Dzisiaj mąż zobaczył ogromną płaszczkę i... wypadł z wody jak oparzony. Dobrze, że nie trafiło na mnie, bo ze strachu wypłoszyłabym wszystkie ryby w okolicy.

Ostatnio oglądałam program o niebezpieczeństwach czyhających w australijskich wodach. Nie powiem, poczułam lekki strach. Rekiny pomijam (jakoś nie wydaje mi się prawdopodobne, abym mogła mieć z nimi kontakt pływając parę metrów od brzegu), ale parzące ośmiornice?! Nie brzmi to najlepiej. Duże meduzy, małe płaszczki, nawet zwykłe z pozoru muszelki na plaży mogą okazać się groźne...

Pająków tu prawie nie ma!

Myślę jednak, że jest tak, jak z pająkami, które miały być wszędzie... Przed wyjazdem przeczytałam sporo o australijskich pająkach i to raczej nie z sympatii do nich. Panicznie boję się pająków i, niestety, żadne argumenty mówiące o ich całkowitym braku zainteresowania moją osobą jakoś do mnie nie trafiają. Tym bardziej tutaj, gdzie występują jadowite dla człowieka okazy!

Jeszcze w Polsce wpadliśmy na pomysł, aby trzymać w domu sztucznego pajączka. Rodzinka podkładała mi go w różnych miejscach. Na początku nie raz wpadałam w popłoch widząc pająka na przykład na kanapie... Teraz jednak, gdy syn włoży mi go nawet do szafki kuchennej, wcale się nie przestraszę! Po prostu opatrzył mi się ten mój plastikowy kolega.

Po paru tygodniach życia w Australii odważę się napisać: - pająków tu prawie nie ma! Widziałam dwa. Jednego na balkonie, drugiego w lusterku naszego samochodu. Przypuszczam, iż większość z nich można spotkać w ogródkach i w garażach... W sklepach dostępne są specjalne środki na pająki ale te, które widziałam, były przeznaczone raczej do użytku na zewnątrz domu... Już byłam skłonna wykupić wszystko to, co stało na półce... Na szczęście mój mąż czuwał!

Noarlunga to mój raj

Uważam, że każdy z nas powinien mieć możliwość wykreowania swojego raju. To byłoby fantastyczne. W moim raju z pewnością leżałabym większość czasu na plaży, a dziura ozonowa nie miałaby szans, aby mi zaszkodzić. I żaden rekin by mnie nie zjadł, bo by ich tu po prostu nie było.

Teraz nie rozstajemy się z czapeczkami i okularami, a słońce opala nawet w pochmurny dzień. W ogóle nie ma mowy o tym, aby iść na plażę w południe bez parasola i bez użycia odpowiedniego kremu chroniącego przed ultrafioletem.

Na południe od Portu Noarlunga widzieliśmy plażę, na którą można wjechać samochodem. Dla nas to coś nowego, ponieważ w kraju zapłacilibyśmy pewnie spory mandat za taką „piaskową” przejażdżkę.

Idąc wczoraj na plażę z całym naszym sprzętem, którego przybywa z każdym dniem, zauważyliśmy, że jak tak dalej pójdzie, to i my również będziemy zmuszeni wjeżdżać samochodem prosto na plażę. Ostatnio zaczęliśmy nawet wspominać coś o kupnie kajaków... Myślę jednak, że niedługo wszystko nam przejdzie, ponieważ będziemy musieli skupić się, niestety, na szkole...

Ach te wakacje!

Człowiek traci poczucie rzeczywistości, świat nabiera zupełnie innych kształtów, luz, swoboda i... brak racjonalnego myślenia. Ostatnio w wiadomościach widziałam i słyszałam informację, że na którejś z lokalnych plaż leży martwy wieloryb wyrzucony przez morze... Oczywiście natychmiast byłam gotowa, aby tam jechać i go zobaczyć. Martwy czy nie, ale to w końcu wieloryb, a ja nigdy nie widziałam wieloryba! Niestety, nasze próby zlokalizowania tego miejsca nie powiodły się. Bo żadnych konkretnych informacji nie było. Myślę, że to ochrona przed takimi ciekawskimi jak ja.

Do tej pory każdy dzień spędzony w krainie Oz dostarczał nam nowych wrażeń. I choć wiem, że po jakimś czasie wszystko nam spowszednieje, nabierze zwyczajnych kształtów, bo taka jest niestety kolej rzeczy.

Niebawem zaczniemy nowy etap w naszym życiu. Po espaniałych wakacjach cała nasza trójka rozpoczyna naukę w tutejszych szkołach. Dodatkowo będziemy starali się znaleźć pracę. Krótko mówiąc rozpoczniemy normalne życie.

A jakie ono tu będzie? To już tylko od nas zależy.


Agnieszka Byzdra


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011