Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Lake Gruszka

Panorama w sieci, wrzesień 2004

Gdy będziecie wędrować palcem po mapie Australii, to na długości 125 stopni 30’ i szerokości 25 stopni 30’ znajdziecie nazwę jeziora (ang. lake) o swojsko brzmiącej nazwie „Gruszka”.


Jerzy Gruszka

Jerzy Gruszka

Ponad 40 lat temu nazwisko Polaka Jerzego Gruszki znalazło się na czołówkach gazet i najważniejszych australijskich wiadomości radiowych i telewizyjnych słanych na cały świat. Oto na Pustyni Gibsona w Zachodniej Australii Polak, członek australijskich sił zbrojnych, odkrył jezioro słodkiej wody!

W swojej wędrówce po mapie zwróćcie uwagę, że Zachodnia Australia (stolica Perth) to praktycznie cztery wielkie pustynie pomiędzy Great Australian Baight na południu a wybrzeżem morza Timor na północy kontynentu. Pustynie, a może raczej pustkowia zachodnio-australijskie, nie są jednak całkowicie bezużyteczne. W niektórych zakątkach nadawałyby się do rolniczego ich wykorzystania. Nadawałyby się... gdyby nie brak słodkiej wody!

Dlatego odkrycie jeziora słodkowodnego prawie w centrum Pustyni Gibsona przez naszego Rodaka miało w Australii tak wielkie znaczenie.

14 sierpnia 1961 roku.

„…Lecieliśmy na wysokości 500 stóp ponad terenem do jednego z punktów, na którym miałem przeprowadzić pomiar wysokości. W pewnym momencie w odległości kilku mil zauważyłem grupę dużych drzew.

Poprosiłem pilota, Darcy Nowella, aby skierował się w tamtym kierunku. Wkrótce ukazał się ciekawy widok. Nad ziemią unosiła się jakby niebieska mgła. Widziałem wiele podobnych zjawisk podczas mych lotów, lecz nigdy w kolorze niebieskim! I to mnie naprawdę zdziwiło. Nawet nie mogłem się łudzić, by mogło to być odbicie wody. Bo skąd woda, jeśli w ostatnich 12 miesiącach obszar ten miał poniżej jednego cala opadów atmosferycznych?

Uwierzyłem swym oczom dopiero wtedy, gdy zobaczyłem kilkanaście czarnych łabędzi płynących spokojnie po tej niebieskiej powierzchni, dziesiątki kaczek i innego wodnego ptactwa, które zrywało się przestraszone hałasem helikoptera.

Krążyliśmy dość długo, nim znaleźliśmy miejsce do lądowania, bo samo jezioro jak i brzegi porosłe są wysokimi drzewami. Nie miałem czasu na dokładne zbadanie tej oazy, ponieważ zbliżał się wieczór, a miałem jeszcze ponad sto mil lotu. Spróbowałem wodę, która jest doskonała, czysta jak kryształ i słodka.

Wielkość jeziora wynosi mniej więcej pół mili szerokości i trzy czwarte mili długości. Głębokość na środku około 5 stóp. Dla zorientowania podaję ci również położenie geograficzne: długość 125 stopni 30’, szerokość 25 stopni 30’.”

To fragment listu Jerzego Gruszki napisanego do Jerzego Dobrostańskiego, który następnie wykorzystał go pisząc artykuł do „Tygodnika Katolickiego” z dnia 7 października 1961 roku. Wkrótce po tym, gdy Jerzy Gruszka odkrył jezioro słodkowodne niemal w centrum Pustyni Gibsona w Zachodniej Australii. W połowie 1962 roku to jezioro otrzymało oficjalną nazwę „Lake Gruszka”.

Smak wiecznych przeprowadzek

W historii Australii nie brak nazwisk Polaków, którzy przyczynili się do rozwoju tego kontynentu. Jerzy Dobrostański wymienia w swoim artykule Strzeleckiego, Blandowskiego i Lotoskiego. Ale to odkrywcy z XIX wieku.

Natomiast pierwszym polskim XX-wiecznym odkrywcą był właśnie Jerzy Gruszka, wówczas 30-letni żołnierz Korpusu Topograficzno-Kartograficznego w Zachodniej Australii (Western Command Field Survey Unit). W rok później po odkryciu dostaje nominację na oficera. Jest porucznikiem w Surrey Regiment w Bendingo (Victoria) .

Jerzy Gruszka, geodeta i topograf, doszedł w swojej karierze zawodowej do rangi

podpułkownika. Pracował praktycznie na całym australijskim kontynencie, w Nowej Gwinei i Indonezji.

Każdy wojskowy na świecie i jego rodzina dobrze znają smak przeprowadzek, pracy i życia w najrozmaitszych zakątkach kraju. Ten los nie oszczędził też Jerzego i Ewy Gruszków i ich trzech córek Iwony, Joasi i Marty. Mieszkali w stolicy Victorii, gdy major Jerzy Gruszka pracował w Głównej Kwaterze w Melbourne. Przeniesieni do stolicy kraju – Canberry – gdy był oficerem sztabu odpowiedzialnym za programowanie działalności jednostek terenowych w Dyrekcji Korpusu. A potem los rzucił tę rodzinę do Południowej Australii, do Adelajdy, gdzie był odpowiedzialny za produkcję map topograficznych i lotniczych nie tylko w tym stanie, także w sąsiednim Północnym Terytorium.

Przez dwa lata, od 1968 roku dobrze poznali piękno tajemniczej Papui Nowej Gwinei, gdy Jerzy Gruszka objął stanowisko oficera sztabu w randze kapitana w Głównej Kwaterze w Port Moresby. Koordynował produkcję map topograficznych i lotniczych także na przyległych wyspach.

Podpułkownik Jerzy Gruszka i Jego Rodzina mieli w swoim życiu wyjątkową szansę poznania Indonezji, gdy pracował – jako australijski dyplomata - w departamencie sił zbrojnych tego kraju na stanowisku technicznego doradcy do spraw dotyczących produkcji map i geodezji, był pracownikiem dowództwa indonezyjskiej jednostki topograficznej.

Już na emeryturze 55-letni Jerzy Gruszka przeniósł się z rodziną na stałe do Adelajdy. To był styczeń 1986 roku. I znów praca! Tym razem społeczna. Wiceprezes Federacji Polskich Organizacji w Południowej Australii, współpracownik radia etnicznego 5 EBI-FM. Z wielkim powodzeniem administrował Polskim Zespołem Muzyki, Śpiewu i Tańca „Tatry”, który istnieje od początku lat pięćdziesiątych ubiegłego wieku. Od 1986 roku cała rodzina Gruszków – pani Ewa, córki, ich mężowie i ich dzieci, a więc wnuki Ewy i Jerzego Gruszków związani są z „Tatrami” i kulturalnym życiem adelajdzkiej Polonii.

I właśnie za tę działalność na rzecz australijskiej Polonii Jerzy Gruszka został uhonorowany odznaczeniem Order of Australia Medal przyznawanym wolontariuszom w dniu urodzin królowej brytyjskiej, Elżbiety II.

Jerzy Gruszka cenił sobie wszystkie odznaczenia, jakie w życiu otrzymał. Nie tylko od królowej brytyjskiej, także od prezydenta RP – Lecha Wałęsy – który przyznał Mu Krzyż Komandorski Orderu Odrodzenia Polski.

Może mówiłby tak?

Gdyby Jerzy Gruszka żył, być może opowieść o swoim życiu rozpocząłby tak:

— Urodziłem się w Suwałkach 24 października 1930 roku. Z rozpoczęciem II wojny światowej mieszkałem w nadleśnictwie Jednaczewo, w pobliżu Łomży, skąd 10 lutego 1940 roku z rodzicami i dwoma braćmi byłem deportowany w głąb północnej Rosji – okolice Archangielska...

I snułby tę opowieść dalej. Pewnie by wam opowiedział na przykład o tym, jak w połowie 1941 roku, na mocy amnestii, Jego rodzinę przewieziono do Uzbekistanu, a następnie do Kirgizji do pracy w kołchozie. I o tym, jak pod koniec 1942 roku dzięki staraniom generała Andersa, Jerzy Gruszka wydostał się z Rosji i przez Krasnowodzk i Morze Kaspijskie dotarł do Pahlewii w Persji (obecny Iran).

Stamtąd nasz bohater dostał się do obozu uchodźców w pobliżu Teheranu, gdzie pozostał do 1945 roku. Z Persji przenieśli ich do wschodniej Afryki, do Tanganiki (obecnej Tanzanii). Przez następne pięć lat mieszkali w obozach dla uchodźców: w Morogoro, Kidugala, Ifunda, w Tengieru. W Tengieru, w 1948 roku, ukończył polską szkołę średnią w liceum im. Stefana Batorego.

W styczniu 1950 roku wyemigrował do Australii i podpisał – jak wszyscy ówcześni imigranci - dwuletni kontrakt pracy fizycznej z rządem federalnym tego kraju. Pracował więc jako robotnik przy budowie tamy, na kolei, w lasach państwowych.

1 lutego 1955 roku wstąpił do armii australijskiej, do Korpusu Topograficzno-Kartograficznego, Royal Australian Survey Corps. Po odbyciu szkolenia wojskowego i ukończeniu Wojskowej Szkoły Kartograficznej w Australii (prymus!) dostał przydział do terenowej jedostki Korpusu w Zachodniej Australii. Dzięki temu poznał najbardziej niedostępne zakątki tej części kontynentu, jej północną część – Kimberleys.

— 14 sierpnia 1961 roku, podczas pomiarów na Pustyni Gibsona, natrafiam na jezioro słodkowodne, jedyne na całym obszarze pustyni o wodzie nadającej się do picia...

Być może tak właśnie, w wielkim skrócie, brzmiałaby Jego opowieść o swoim życiu.

Ja też jej bezpośrednio nie usłyszałam. Jerzy Gruszka zmarł 20 sierpnia 1994 roku.

— To było w dzień św. Bernarda — wspomina dziś pani Ewa. — Mąż czuł się nieźle, więc wyszłam nad ranem ze szpitala i udałam do kościoła, żeby się pomodlić. W chwili gdy Jerzy umierał, modliłam się do Matki Bożej modlitwą św. Bernarda.


Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011