Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012
Pokochać Strzeleckiego, docenić Kościuszkę...
Panorama w sieci, październik 2004

Rozmowa z dr Anną Habryn, prezesem Mt Kosciuszko Inc. w Perth, w Zachodniej Australii


Dr Anna Habryn – z wykształcenia polonistka i kulturoznawca. W Perth, stolicy Zachodniej Australii, mieszka od 1982 roku. Jest założycielką Mt Kosciuszko Inc.

Dr Anna Habryn jest między innymi autorką „Miłości po szkocku” opartej na prawdziwej biografii, drukowanej w literackim dodatku do „Gazety” w Toronto, w Kanadzie.

Pod adresem: http://www.mtkosciuszko.org.au/ przeczytacie między innymi:

(…) Historia obeszła się ze Strzeleckim bezdusznie. Za odkrycie złota w Australii nagrodzono w 1851 roku kogoś innego, mimo protestów przyjaciół Strzeleckiego, którzy byli wtajemniczeni w całą sprawę: to gubernator Gipps prosił Strzeleckiego w roku 1840 o zachowanie tajemnicy, w obawie przed anarchią, jaka zapanowałaby w kolonii na wieść o odkryciu złota!

Góra, której nadał imię Adyny, nazywa się dziś inaczej. Próbowano też odebrać mu zaszczyt zdobycia i nazwania najwyższego szczytu Alp Australijskich. Nazwa Mount Kosciuszko, przez lata przekręcana i trudna do zapamiętania, teraz ma mieć swój aborygeński odpowiednik. Może będzie łatwiejszy do wymówienia…

Czy warto upominać się o Strzeleckiego, o należne mu miejsce w pamięci i w encyklopediach? Na pewno tak. Był jednym z najwybitniejszych ludzi XIX wieku, prekursorem współczesnych idei, o którym powinni pamiętać zarówno entuzjaści ochrony środowiska, jak i zwolennicy postępu ludzkiej cywilizacji.

I wydaje się, że to właśnie my, jego rodacy, emigranci jak on, musimy przypominać Australijczykom nazwisko Strzeleckiego tak długo, jak długo w odpowiedzi na pytanie o pochodzenie nazwy Góry Kościuszki można usłyszeć wyjaśnienie: „…bo facet, co odkrył tę górę, nazywał się Kościuszko”.

Paweł Edmund Strzelecki jest Pani ulubionym bohaterem. Dlaczego?
Anna Habryn

Dr Anna Habryn

— „Ulubiony” to może niezbyt trafne określenie. Zainteresowałam się Strzeleckim, bo jest to postać właściwie mało znana zarówno wśród Polaków jak i wśród Australiczyków, a na pewno nie zasługuje ona na zapomnienie. Od innych podróżników, a szczególnie od „zdobywców” Australii różni go to, że swoim wyprawom stawiał cel naukowy i zostawił po sobie wymierny dorobek w postaci map, pomiarów i książki. Mówię o wydanej w 1845 roku w Londynie „Physical Description...”, która była w ogóle jedną z pierwszych, a na pewno w tamtych czasach najpoważniejszą z naukowych publikacji o Australii.

Ale najbardziej fascynuje mnie w tej postaci tajemnica, która otwiera pole dla wyobraźni...

Jest kilka książek o Strzeleckim. Na podstawie niewielu znanych faktów z jego biografii kilkakrotnie próbowano zrekonstruować jego psychologiczny portret. W zależności od nastawienia autora lub autorki wychodzą z tego peany lub paszkwile.

A ja widzę w losach Strzeleckiego podobieństwo do losu wielu współczesnych nam polskich emigrantów: samotność wśród obcych, niemożliwość zupełnego wtopienia się i zasymilowania, dążenie do zaznaczenia swojej obecności na świecie, romantyczną wiarę w swoje posłannictwo.

Sądzę, że Strzelecki musiał znać „Odę do młodości”, tę samą, którą wbijaliśmy na pamięć w szkole. Wygląda na to, że usiłował „wylatywać nad poziomy”. Stąd jego wizja nowoczesnego świata wielu kultur i harmonijnie żyjących ze sobą narodów, świata bez niewolnictwa, a Australii jako ziemi wolnych ludzi. Stąd też i entuzjazm dla rozwoju techniki i cywilizacji, stąd jego poszukiwania nie tyle złota, co węgla... Wyprzedzał w tym swoich współczesnych.

Można by go ponadto uznać za pierwszego ekologa, i pierwszego, jeszcze przed Bronisławem Malinowskim, antropologa kultury. Zresztą – był dla swoich współczesnych i długo potem, postacią wybitną. To chyba wystarczy, żeby starać się więcej o nim dowiedzieć.

Skąd, Pani zdaniem, bierze się tak nikłe zainteresowanie Australijczyków swoją historią? A może tylko tą polską, a nie angielską jej częścią? Być może się mylę, bo wiadomo, ze Strzelecki był przez współczesnych sobie Anglików wysoko cenionym odkrywcą.

— Historia nie jest w australijskich szkołach przedmiotem skrupulatnego nauczania. Curriculum daje nauczycielom dużą swobodę wyboru tematów. Sięgają więc po materiały już opracowane i te, których „przerabianie” sprawia najmniej kłopotu. Gdyby dać im do ręki odpowiednio opracowane materiały o Strzeleckim, bez uprzedzeń zapewne wprowadziliby ten temat na lekcje szkolne. Gdyby dać im konspekty, zestaw materiałów audiowizualnych, krótki film dokumentalny, teksty literackie na temat Strzeleckiego, wszystko w ładnym pakiecie... Niestety, takich łatwych do wykorzystania materiałów dla szkół nie ma. Powinni je opracować fachowcy, a fachowcy pracują, jak wiadomo, na zamówienie i za pieniądze...

Co należy zrobić, żeby powstał film o Strzeleckim? Czy są jakieś szanse?

— Na razie nie ma. Nie ma powieści o Strzeleckim, na której można by oprzeć scenariusz, tak jak to przywykli robić polscy twórcy filmowi. Ale przede wszystkim nie ma PIENIĘDZY.

W naszych rozmowach pytanie o pieniądze pojawiało się od razu na wstępie: – „Skąd wziąć pieniądze? — Czy Polonia je ma? — Nie? — A czy jest w tym temacie coś, co zainteresowałoby potencjalnych producentów zagranicznych?”

Owszem, jest. Przy odpowiednim potraktowaniu tematu mógłby on zainteresować nie tylko Polaków i Australijczyków, ale i Amerykę. Ale... kto taki scenariusz napisze? No właśnie, kto?

Była już próba zainspirowania scenariusza filmu fabularnego o Strzeleckim w Australii. W latach 80. nawet powstał scenariusz takiego filmu, zrobiony w Polsce według koncepcji kina przygodowego i na dodatek bardzo słabo osadzony w historycznych realiach. Nam jednak chodzi o film ważny, film wykorzystujący cały potencjał, także filozoficzny, tego tematu. O kostiumowym serialu telewizyjnym, fabularnym lub tylko fabularyzowanym nikt do tej pory nie myślał. Tu muszę się przyznać: mam pomysł na taki serial, w stylu „Dumy i uprzedzenia” lub „Życia Balzaka”. Ale... pieniądze! Co prawda produkcja dla TV jest tańsza, ale ciągle chodzi o film kostiumowy, a więc nie niskobudżetowy...

Gdyby jednak taki film powstał, mógłby on przedstawić panoramę życia całego prawie świata w XIX wieku! A przy okazji – widzowie mogliby nie tylko zapamiętać, ale i pokochać Strzeleckiego.

Jakie są Pani odczucia na wieść o chęci zmiany nazwy Parku Narodowego i Góry Kościuszko?

— Oczywista bzdura i jestem przeciwko.

  • Po pierwsze: oprócz nazw funkcjonujących w tej chwili: Mt Kosciuszko i Kosciuszko National Park, nie ma innej, na przykład aborygeńskiej nazwy dla najwyższego szczytu Alp Australijskich, ani nawet zbiorowej jednej nazwy dla terenów parku narodowego w Górach Śnieżnych. Takie nazwy dopiero trzeba by było wymyślić. Nie mamy tu więc do czynienia z „przywracaniem” Parkowi czy Górze ich pierwotnych nazw.
  • Po drugie: te nazwy, które od wielu lat funkcjonują i są używane, powinno się traktować jak cenne dziedzictwo historii i w związku z tym próba zmian tych nazw jest zamachem na dobra kultury.
  • Po trzecie: uważamy, ze nazwa Góry Kościuszki jest najbardziej widocznym symbolem wielokulturowości Australii i jako taki powinna być szanowana.
  • A po czwarte: jest w Australii ponad 160 tysięcy ludzi przyznających się do swoich polskich korzeni i dla przeważającej części tej społeczności nazwy polskiego pochodzenia są przedmiotem dumy. Władze i biurokraci powinni się z tym liczyć. A my powinniśmy bronić tych nazw jak swojej własności.
  • Dlatego wymyśliliśmy Rajd Mt Kosciuszko, zlot Polaków w Jindabyne, dla podkreślenia, że czujemy się z Górą Kościuszki związani uczuciowo.
Jakie cele pragną osiągnąć uczestnicy Rajdu?

Cele są trzy:

  • podkreślić, że obchodzi nas to, co się dzieje dookoła Góry i Parku Narodowego i poprzeć głosy protestu przeciwko propozycjom zmian czy modyfikacji nazw Parku i Góry Kościuszki, czyli poprzeć te wszystkie ”submissions„ wysłane przez polonijne organizacje i prywatnych ludzi do autorów nowego Planu Zarządzania Parkiem Kościuszki;
  • wystosować prośbę do rządów Nowej Południowej Walii (stolica Sydney– przyp. red.) i Australii o ufundowanie Muzeum Strzeleckiego. Jesteśmy pewni, że Polacy dołożą starań, żeby zebrać eksponaty i pomóc w poprowadzeniu takiej placówki;
  • chcemy także w Jindabyne ogłosić akcję zbierania pieniędzy na ufundowanie nagrody specjalnej w ogólnoaustralijskim konkursie National History Challenge. Ten konkurs jest co roku przeprowadzany przez Ministerstwo Edukacji. I można w jego ramach ufundować nagrodę za pracę na temat Strzeleckiego i jego znaczenia dla historii Australii. Potrzeba na to około 2 tysięcy dolarów australijskich. Wiem, że w ostatnią niedzielę w Brisbane już rozpoczęto zbiórkę na ten cel i są już pierwsze efekty!

Ale przede wszystkim mamy nadzieję, ze zlot w Jindabyne będzie okazją do spotkania ludzi z różnych stron Australii, do wspólnej zabawy, do podzielenia się doświadczeniami i planami na przyszłość, może do zawarcia przyjaźni... I do zamanifestowania, że jesteśmy razem i jesteśmy jednego zdania, przynajmniej w jednej sprawie...!

Dziękuję za rozmowę.


Rozmawiała: Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011