Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Czy tylko zero?

Panorama w sieci, październik 2002

Z czego słynie australijska Polonia?


Podobnie jak w XVI wieku królowa Bona sprowadziła do Polski nieznane wcześniej warzywa, tak współcześni Włosi zwieźli do Australii swoje pomidory i inne jarzyny. Mają oni nawet swój wkład w język australijski, bo na przykład „makaron” znaczy „pasta”. A „pasta” to włoskie słowo. Włosi i Grecy pokazali, jak mieszkać pięknie w ładnych domach i ukwieconych ogrodach. Obie te nacje, a także Chińczycy czy Wietnamczycy, zasłynęli w Australii z rodzinnych biznesów i ze swoich kuchni, które urozmaiciły jadłospis przeciętnego Australijczyka.


Adam Jamrozik

Profesor Adam Jamrozik

— Jesteśmy tu od pięćdziesięciu lat, a nasz wkład do australijskiej społeczności równa się zero — twierdzi profesor socjologii Adam Jamrozik z Flinders University w Adelajdzie, badacz polityki, ekonomii i systemów opieki społecznej, wielokulturowości. Człowiek, którego – jak przystało na socjologa – interesują zachowania ludzi, ich sposoby samoorganizowania się.

Panie profesorze, czy nie jest to opinia nadto krzywdząca? Faktycznie, naszych pierogów, gołąbków i bigosu nie zjemy chyba poza Domem Polskim. Ale w Australii nie brakuje uznanych pisarzy i artystów polskiego pochodzenia, a na tutejszych uczelniach sławnych naukowców, do których i pan należy.

— Kilka lat temu podczas mojej pracy na uniwersytecie w Sydney prowadziłem badania dotyczące polskich emigrantów lat osiemdziesiątych. Przybyła wówczas do Australii spora grupa ludzi dobrze wykształconych, którym w zasadzie wystarczyły trzy lata, by rozpocząć na emigracji normalne życie. Trafili do bogatego, już nieźle urządzonego kraju. Ponadto ówczesny rząd prowadził i propagował politykę multikulturalizmu. Doceniono ich wykształcenie i umiejętności zawodowe, zdobywali też nowe kwalifikacje... I co się dzieje?

Wielu z nich dobrze się dziś powodzi, ale każdy pracuje indywidualnie, często się nawet nie znają. Polacy w Australii nie są zorganizowani. Nie zabierają głosu w ważnych dla nowej ojczyzny sprawach. Nie tworzą – jak inne nacje – silnego lobby, takich sił nacisku, które proponowałyby odpowiednie rozwiązania prawne. Australijczyków polskiego pochodzenia nie widać w rządach jakiegokolwiek szczebla. Nie współpracują dla wspólnego dobra, często nie identyfikują się z Polonią. Tzw. solidarnościowa emigracja nie znalazła wspólnego języka z powojenną i tą z lat sześćdziesiątych, ich zdaniem ze starą grupą „dziwaków” mówiących innym, choć polskim, językiem.

Być może jakiekolwiek identyfikowanie się z Polską jest komuś zbyteczne? Jakże często młodzi ludzie, dzieci i wnukowie emigrantów, już nie mówią po polsku. Dobrze jest, jeśli cokolwiek rozumieją. Mówią o sobie, że są Australijczykami.

— Ja też jestem polskim Australijczykiem, obywatelem tego kraju, w pełni korzystającym z przysługujących mi praw i obowiązków. Nie jestem natomiast „Polakiem mieszkającym w Australii”. To ważne rozróżnienie. Sądzę bowiem, że wśród naszej Polonii zbyt wielu jest takich, którzy tu tylko mieszkają...

Więc w jaki sposób moglibyśmy sobie pomóc?

— Moim marzeniem od wielu lat jest utworzenie fundacji naukowej, która wspomagałaby młodych ludzi zarówno w Polsce jak i w Australii, organizowałaby wymianę naukową między uczelniami obu krajów, fundowała stypendia, itp.

Więc nie kuchnia a nauka? To miałby być nasz specyficznie polski wkład do australijskiej społeczności?

— Tak, ponieważ Polacy lubią i chcą się uczyć, czego nie zawsze można powiedzieć o Australijczykach. Proszę zauważyć, że w polskim domu dobrze uczące się dzieci są jego chlubą. Polski rodzic chwali się wynikami szkolnymi, a nie mówi o tym, jaki byłby z syna tęgi biznesmen i jakie miliony mógłby zarobić. Nam nie na milionach zależy, lecz na porządnym wykształceniu swoich dzieci, w miarę możliwości na najlepszych uczelniach.

Racja. Dyplom magisterski w Polsce „zastąpił” tytuły szlacheckie...

— I to należy wykorzystać tym bardziej, że brak chęci do nauki jest słabością Australijczyków. Ponadto nauka jest dziś ważna jak nigdy dotąd. Wraz z jej odkryciami pojawiły się nowe pytania i problemy moralne, z którymi musimy się uporać. Dobra edukacja uczy krytycznego myślenia. Jest ono niezbędne, by na przykład zauważyć i odpowiednio zareagować na to, że nasze wolności demokratyczne są systematycznie przez różne rządy na świecie ukrócane. Musimy nauczyć się żyć w zróżnicowanym kulturowo świecie. A my wciąż boimy się innej kultury, religii, koloru skóry... I jeszcze jedno: proszę zauważyć co się współcześnie dzieje, przede wszystkim w Europie. Im bardziej się ten kontynent jednoczy, tym częściej słychać głosy małych grup etnicznych, które przetrwały i dziś dopominają się swoich praw.

Pewnie pan profesor myśli na przykład o Baskach w Hiszpanii, o Czechach, Słowakach, Morawianach w byłej Czechosłowacji, o narodach byłej Jugosławii nie wspominając. Także w naszym kraju niektórzy Ślązacy pragną mieszkać na Śląsku, a nie w Polsce. Kaszubi też mówią o swojej odrębności... O czym to świadczy?

— Na przykład o tym, że przychodzi taki czas, kiedy szukamy swoich korzeni, swojej tożsamości narodowej. Nasi potomkowie też będą o to pytać. A co po nas pozostanie? To nie jest kwestia romantyczności. Powtarzam: pięćdziesiąt lat tu jesteśmy, nasze pokolenie wymiera, następców nie widać! Kto dziś potrafiłby tak zabiegać o utworzenie Domu Polskiego na Woodwille jak Eugeniusz Hejka, Jan Rakowski, Jan Zapała, Stuart i ja?

500 funtów mieliśmy w kasie, a kupowaliśmy posiadłość za 10 tysięcy! Spłatę długów zaciągniętych w kampanii finansowej, bo żaden bank nie chciał z nami rozmawiać, ręczyliśmy własnym majątkiem! Kogo dzisiaj na to stać? Inna sprawa, że nie potrafimy młodzieży zaoferować niczego ciekawego. Nic dla nich nie robimy. A dla nas dorosłych? Raz w roku, w jeden weekend dożynki, to za mało. Polskie Towarzystwo Kulturalne usiłowało coś zmienić, ale większości naszych rodaków żadne propozycje nie interesowały. To nasza słabość, a czas ucieka... Tymczasem przyszłość świata jest w tym, co ludzie mają do zaofiarowania. Żeby coś dać, coś kontynuować, to nie tylko historia jest ważna i potrzebna, ale połączenie jej z naszą tożsamością. Z tym skąd się wywodzimy i gdzie obecnie jesteśmy.

Dziękuję za rozmowę. Mam nadzieję, że nasi Czytelnicy też zabiorą głos w tej sprawie. A może uda się czegoś pozytywnego dokonać? Dla dobra wspólnego.

Rozmawiała Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011