Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Wojtek w czołówce wyścigu!

Przegląd Australijski, październik 2008

...droga przypominała wielką piaskownicę. Nic tylko piach.


Wojtek Stefaniak

Gratuluję wyniku na trzecim etapie! Byłeś 21 na mecie!

– Dzięki. Muszę się pochwalić, że Belgowie i Czesi też pogratulowali mi jazdy i taktyki na 3 etapie. Trzeci etap uważany był przez organizatorów za najcięższy. O jego trudności świadczyć miał nie tylko dystans, ale przede wszystkim suma przewyższeń. Faktycznie postawiłem na tym etapie na taktykę. Najważniejsze było utrzymać się w grupie, żeby było łatwiej pokonywać kolejne kilometry. Ostatnie metry do mety przyniosły największą radość, kiedy mogłem pościgać się z kilkoma osobami i finiszować w pięknym stylu, zdobywając 21 lokatę. Niestety doskwierał mi momentami brak wyuczonej techniki jazdy w piachu, poza tym nie obyło się bez problemów sprzętowych. Łańcuch w sumie spadł mi trzy razy, przez co zapewne moja strata się powiększała. Gdy meta była już blisko jechałem w grupie 6 zawodników, wśród których były dwie zawodniczki – jedna jeżdżąca zawodowo w Teamie Merida. Ktoś rzucił hasło do dziewczyn – walczcie o finisz! Dziewczyny się spięły i przyspieszyły. Wygrała tą walkę Joanne Bennett z Meridy.

Spośród czterech pierwszych etapów który był dla Ciebie najcięższy?

– Pierwszy etap wyścigu prowadzący z Mareeba do Irvinebank był tylko rozgrzewką dla większości zawodników. Wyzwaniem dla każdego miał być etap trzeci - Koombooloomba – Gunnawarra. Faktycznie było ciężko. Tak naprawdę to najbardziej zmęczony czułem się po etapie czwartym. Na starcie i mecie droga przypominała wielką piaskownicę. Nic tylko piach. Spowodowało to, że nawet ci najlepsi po pierwszych kilometrach byli z tyłu. Musieli później nieźle gnać żeby nadrobić stratę. Jechałem kilkadziesiąt kilometrów w grupie – prędkość w zależności od terenu wahała się od 45 do 60 kilometrów na godzinę. Przypominało mi to wyścig typowo szosowy. Co jakaś grupka mała przyspieszała, to któryś z zawodników odpadał nie utrzymując tempa pozostałych. Niestety nagle nie wiadomo skąd na trasie pojawił się australijski Jeep, który skutecznie utrudniał przez następne kilkadziesiąt kilometrów całej naszej grupie jazdę. Raz przyspieszał, raz zwalniał, przez co zupełnie zaburzał nasze tempo. Poczułem brak sił w nogach. To był dla mnie znak żeby lepiej nie szarżować, bo przecież mam do przejechania jeszcze 6 etapów! Zmęczenie ogólne plus potworny ból palców od butów, czego się w ogóle nie spodziewałem, dopadły mnie na dobre.

Czyli najcięższy był ten czwarty etap?

– Zdecydowanie. Nie wspomniałem jeszcze o jednej rzeczy. Jak na złość okazało się po moim przyjeździe na metę, że mój tylny hamulec był całkowicie zablokowany przy kole. Przez co mogę podejrzewać, że przez cały etap jechałem na zaciśniętym hamulcu! Na szczęście bez problemu to naprawiłem. Szkoda, że tak późno.

A co powiesz o drogach i miejscach przez jakie przejeżdżacie na kolejnych etapach?

– Drogi pokryte są głównie piaskiem albo ostrymi wielkimi głazami. Duża część tras jest też bardzo wyschnięta przez co podczas jazdy cały człowiek się telepie. Skały wzdłuż tras są czarne. W pobliżu mety znajdujemy różne billabongi – tzn. jeziorka w skałach – w których się kąpiemy po wyścigu. Same miejscowości w których zaczynają się lub kończą kolejne etapy to małe mieściny. Dwie budki telefoniczne na krzyż i jeden sklep.

Stoczyłeś już jakąś walkę z dzikimi zwierzętami – widzieliśmy w Internecie różne ciekawe zdjęcia z przebiegającymi przez zawodnikami stadami dzikich koni czy krów!

– Dziwna sprawa z tymi krowami. Po trzecim etapie, kiedy słyszałem, że przed jednym zawodnikiem przebiegła krowa, na obiad dostaliśmy jakąś wołowinę. Mi nie zdarzyło się jeszcze żebym uciekał przed krową czy końmi, ale za to goniły mnie dwa kangury! Nie mówiąc już o liczbie jaszczurek jakie uciekały spod kół roweru.

Czego możemy Ci życzyć na kolejny – piąty etap, który już za kilka godzin startuje?

– Przede wszystkim żebym się nie zanudził. Ten etap przebiega praktycznie przez jedną drogę – połowa drogi prosto, zakręt 180 stopni i w tył zwrot, tą samą drogą z powrotem. Mało atrakcyjne i jednocześnie bardzo niebezpieczne, zwłaszcza gdy dojdzie do sytuacji, że jedni zawodnicy w grupie już będą wracać a drudzy dopiero dojeżdżać do zakrętu.

Wobec tego powodzenia i trzymamy kciuki za kolejne etapy.

Rozmawiała Agnieszka Wojtysiak


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011