Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

„W poszukiwaniu Aborygeńskich Bogów”

Przegląd Australijski, sierpień 2008

Piotr Listkiewicz: - Sympatyzuję z każdym zniewalanym człowiekiem niezależnie od koloru skóry


Piotr Listkiewicz

Piotr Listkiewicz jest znanym w Australijskiej Polonii pisarzem, dziennikarzem, tłumaczem, właścicielem i redaktorem naczelnym Witryny Internetowej www.za-prog.com.au.

Ostatnio zaprosił nas Pan do swojego Studia, by obejrzeć pierwsze odcinki reportażu filmowego zatytułowanego „W poszukiwaniu Aborygeńskich Bogów”. Od jak dawna pracuje Pan nad tą filmową opowieścią o Aborygenach? A może szerzej - o historii Australii?

- Pół roku temu wybrałem się z moim owczarkiem na pływanie łódką po pobliskim jeziorze. W odległości 30 metrów od przeciwległego brzegu pies postanowił już wysiąść, ja go próbowałem zatrzymać i w rezultacie łódź zrobiła "turnover". Woda była ciepła i nikomu nic się nie stało, ale mój stary mobile diabli oczywiście wzięli i musiałem kupić nowy. A nowy miał możliwość robienia krótkich etiud filmowych... W ten sposób „wpadłem”, kupiłem profesjonalną kamerę i zacząłem filmować wszystko co wpadło w obiektyw.

Skąd taki pomysł i kiedy się narodził?

- Jak Pani wie piszę książkę o Aborygenach. Ewa May pomagała mi swoją wiedzą, ale musiałem również szukać innych materiałów w muzeach, bibliotekach i w Internecie, a im dalej w las, tym więcej drzew... Znalazłem rzeczy, od których włosy dęba stają na głowie. Jestem pacyfistą i przeciwnikiem ubezwłasnowolniania bliźniego. Postanowiłem je pokazać w lepszej, bardziej przemawiającej formie reportażu filmowego, zaś przygotowywana książka posłużyła mi za scenariusz. Cykl zacząłem montować w końcu kwietnia, a w międzyczasie kręcę materiał filmowy przy każdej okazji.

W tej pracy jest Pan „wszystkim” - pomysłodawcą, reżyserem, narratorem...

- Tak. Nie potrafię pracować w zespole, zresztą stworzenie zespołu wiązałoby się z dodatkowymi kosztami. Sam siebie najlepiej rozumiem i jestem w stosunku do siebie bardzo wymagający, czego nikt inny by nie wytrzymał nerwowo. Poza tym w filmie dokumentalnym tak właśnie jest - ten sam człowiek robi wszystko. Ja robię jeszcze montaż, który w reportażu jest bodajże najistotniejszy.

Jaki wpływ na te filmy ma Ewa May?

- Ewa posiada zdolność bezbłędnego wykrywania miejsc mocy oraz łączenia się podczas swoich sesji chanellingowych z dawnymi Aborygenami, których pyta o zgodę na przekaz. Czasami ją uzyskuje, a czasami nie. Zwykle jednak zgoda przychodzi pod warunkiem, że nie zostaną podane do wiadomości publicznej żadne szczegóły ceremonii. Bez niej nie znaleźlibyśmy żadnego miejsca kultu Aborygenów, ponieważ jedynie znikoma liczba ich dokładnych lokalizacji jest znana. Nawet współcześni aborygeńscy „Starsi” nie znają wielu tych miejsc, chociażby ze względu na przynależność do innego plemienia. Ewa nakręciła wcześniej dwa filmy: jeden z Uluru i okolic, a drugi z wizyty na Wiszącej Skale.

Kto to jest Ondrey Smeykal?

- Ondrej Smeykal jest czeskim mistrzem gry na didgeridoo i kompozytorem. Jego muzyka jest dostępna w Internecie w odróżnieniu od oryginalnej muzyki aborygeńskiej, która jest obstawiona szeregiem restrykcji. Nota bene gra on o wiele lepiej od Aborygenów.

Już w Pana pierwszych filmach wyczuwa się ogromną sympatię do tubylców australijskich, ich kultury, wierzeń i obyczajów... Czy chce Pan ocalić je od zapomnienia? Dlaczego?

- Sympatyzuję z każdym zniewalanym człowiekiem niezależnie od koloru skóry. Brzydzę się kolonizacją i jeszcze bardziej brzydzę się neokolonizacją, która ukrywa się pod hipokryzją polityki sfer rządzących. Jestem z zamiłowania historykiem i w odróżnieniu od wielu innych, mnie historia czegoś uczy. Aborygeni są najstarszą, istniejącą do dzisiaj rasą na Ziemi. Chronimy stare ruiny, obrazy itp. artefakty, robiąc z tych zabytków niejednokrotnie fetysze - a jednocześnie pozwalamy ginąć prastarej kulturze i wierzeniom tylko dlatego, że ich nie rozumiemy. Uważam, że biała Australia powinna stworzyć takie prawa, jakie byłyby optymalne zarówno dla codziennego życia Aborygenów, jak i umożliwiały bardziej dogłębne badanie ich odwiecznej kultury. Obecne prawa są jedynie zmodernizowanymi prawami z XIX w. i nie obiecują niczego innego poza dalszą izolacją. Aborygeni są nadal kłopotliwym problemem, ponieważ z jednej strony my mamy ich traktować jak ludzi, z drugiej zaś oni wyłamują się ze standardów „naszej” cywilizacji, która według naszego mniemania jest jedna jedyna, choć przecież właśnie ta „nasza cywilizacja” Bogiem a prawdą nie bardzo ma się czym chwalić. Będziemy ich zatem traktować „jak ludzi” pod warunkiem wszelako, że podporządkują się naszemu modelowi świata. Co za obłędne rozumowanie!

W Polsce od wielu dekad istnieje wielkie zainteresowanie Australią, jednakże to co dociera do Polaków jest często polukrowanym razowym chlebem udającym tort. Anglik jawi się Polakowi niezmiennie jako gentleman popijający herbatkę o 5 po południu. Historia niewiele mówi o tym, co Anglicy wyprawiali w koloniach - w Afryce,Ameryce, Azji, w Australii i na Nowej Zelandii, bo ta historia jest pisana przez nich samych. O Aborygenach trzeba mówić i pisać prawdę, nawet jeśli nie jest słodka.

Ile odcinków tej filmowej opowieści Pan przewiduje?

- Trudno powiedzieć. Następne dwa odcinki poświęcone będą kolejno „skradzionemu pokoleniu” oraz teoriom pochodzenia Aborygenów. Odcinek szósty będzie o „Dreamtime”, zaś od siódmego zaczniemy sesje z Ewą May in situ. Będą to relacje na żywo z aborygeńskich miejsc sakralnych oraz innych miejsc mocy. Planowałem film pełnometrażowy, więc prawdopodobnie będzie około 10 odcinków.

Dziękuję za rozmowę.

Rozmawiała Lidia Mikołajewska


OBEJRZYJ: „W poszukiwaniu Aborygeńskich Bogów”

Czytaj też:

Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011