Za niespełna pół roku w Sydney odbędzie się kolejny Zjazd Rady Naczelnej Polonii Australijskiej i
Nowozelandzkiej. Zaczynają się przymiarki do wyboru nowego Prezesa Rady Naczelnej. Z Jerzym K.
Maciejakiem wiceprezesem Federacji Polskich Organizacji w Nowej Południowej Walii i prezesem Australian
Polish Sports Masters rozmawia Eugeniusz Andrzej Bajkowski.
Jerzy Maciejak
Panie prezesie, serdecznie gratuluję wysokiego odznaczenia – Złotego Krzyża Zasługi RP, którym został
Pan udekorowany podczas niedawnych obchodów polskiego święta narodowego w rocznicę odzyskania
niepodległości w Polskim Klubie w Ashfield. Chciałbym zapytać, jakie są Pan najważniejsze osiągnięcia w
pracy społecznej wśród Polonii Australijskiej oraz w dziedzinie krzewienia australijsko-polskiej
przyjaźni i współpracy? Może rozpoczniemy od klasycznej i tradycyjnej australijsko-polonijno-polskiej
imprezy "Polish Christmas at Darling Point" w Sydney?
– Dzięki promocji polskiej sekcji radia SBS oraz studentów z Macquarie University do Darling Harbour
przybyło około 10 tys. ludzi. Kiermasze i stoiska cieszyły się wielkim powodzeniem. Niestety plany
organizatorów zostały pokrzyżowane niespodziewaną ulewą, która spowodowała znaczne ograniczenie
możliwości przedstawienia programu w zaplanowanej formie. Nasi najmłodsi mieli, mimo niesprzyjającej
aury, dużo radości z zabawy ze śniegiem. Atrakcją był również występ 25-osobowego zespołu
folklorystycznego Akademii Rolniczej z Lublina „Jawor”, który – nie zwracając uwagi na śliską scenę i
mokre mikrofony – pięknymi tańcami i śpiewem wywołał uznanie wszystkich stojących pod deszczem widzów.
Nie zawiedli nas goście honorowi. Wśród nich m. in. Ambasador RP Jerzy Więcław, Konsul Generalny RP prof.
dr Ryszard Sarkowicz, prof. Seweryn Ozdowski z Uniwersytetu Sydneyskiego oraz australijscy ministrowie,
przedstawiciele partii i parlamentu, dziennikarze. To był drugi Festyn zorganizowany przez Australian
Polish Sports Masters oraz grono zaprzyjaźnionych społeczników. Wprowadziliśmy wiele nowych atrakcji –
śnieg, ogródek piwny, telebim, itp. Na te cele przeznaczyliśmy dodatkowo 4 tysiące dolarów. Choć
dołożyliśmy wszelkich starań, zawiodło nas nagłośnienie tej imprezy. Niestety, wodoodporne nagłośnienie
stanowi dodatkowy koszt około $40.000, na co nas nie stać. No cóż, może w przyszłości będzie nas, Polonię
Sydneyską, stać na więcej? Tak jak Włochów czy Południowych Amerykanów. Czas pokaże.
Czy zechciałby Pan opowiedzieć coś o sobie? W jaki sposób znalazł się Pan w Australii? Jakie są Pana
najważniejsze osiągnięcia? Z czego jest Pan dumny, a co Pana boli?
– Urodziłem się w Warszawie, w 1951 roku. Jestem absolwentem Technikum Rzemiosł Artystycznych. Zawsze
ciągnęło mnie do sztuki. Występowałem w „Teatrze Poezji Largaktil” na Starym Mieście w Warszawie,
rzeźbiłem... Dostałem się na studia sztuki nowoczesnej w Uppsalii w Szwecji, których jednak nie
skończyłem, bo wybrałem pracę. Musiałem jakoś utrzymać żonę i dwoje dzieci. Pracowałem w
Przedsiębiorstwie Wystaw i Targów Zagranicznych. Jednak po czterech latach działalności zawodowej
otrzymałem propozycję nie do odrzucenia: zatrudnienie, promocja, wyjazdy zagraniczne pod warunkiem
zapisania się do ZMS. Chciano mnie zrobić szefem jednej z komórek tej organizacji. Oczywiście nie
zgadzało się to z ideałami w jakich zostałem wychowany. Odpowiedziałem stanowczo „nie'' i tak zostałem
bez pracy. Pozostała mi tak zwana w tamtych czasach „prywatna inicjatywa”, a później wyjazd za chlebem
„na zachód”. Wróciłem do Polski 11 grudnia 1981 roku. Wierzyłem w Solidarność i jej ideały. W 1984 roku
moja ówczesna żona ponownie zdecydowała: „wyjeżdżamy za granicę”. Wyruszyła z dziećmi w drogę do
Australii, z przystankiem w Hiszpanii. Mnie, po czterech miesiącach udało się również załatwić paszport
na „wycieczkę” do Grecji, gdzie dostałem azyl polityczny. Po pięciu tygodniach pobytu w Atenach
poleciałem do rodziny, do Avila, miasta św. Teresy. Przywitał mnie piękną polszczyzną Juan Antonio de
Avila. Mieszkaliśmy w pięknie położonym domu, który Juan kupił specjalnie dla uchodźców z Polski. Juan,
wraz z żoną Wandą urodzoną w Urugwaju, prowadził dużą kampanię na rzecz Polski i Solidarności. Pamiętam
jak organizował pielgrzymkę dla Hiszpanów na Jasną Górę. Na jego prośbę napisałem „Orędzie do Polaków”,
które wygłosił na Jasnej Górze.
Pod koniec 1984 przylecieliśmy z Hiszpanii do Australii, gdzie zaraz po przyjeździe przyłączyłem się
do nurtu „Solidarności”. Byłem w pierwszym zarządzie z Heńkiem Sikorą jako przewodniczącym, Łuczkiem,
Jurkiem Zarębskim, kilku innymi działaczami.
Następnym etapem pracy społecznej był „Olimpol”, w którym byłem odpowiedzialny za imprezy dochodowe.
Podczas naszych przygotowań do igrzysk olimpijskich w Sydney zorganizowaliśmy „Centrum Informacji i
Promocji Kultury Polskiej”, którego zostałem dyrektorem. To była naprawdę szkoła społecznej działalności
polonijnej. Bez pomocy z kraju, za pieniądze które zebraliśmy organizując różnego rodzaju imprezy,
utworzyliśmy Centrum. Dużą pomocą służył nam ówczesny ambasador RP dr Tadeusz Szumowski.
Jakie są moje najważniejsze osiągnięcia? Oprócz rodziny i pracy zawodowej byłyby to: viceprezesura
światowego Banku Polonii powołanego w sierpniu 2004 w Warszawie, Starostwo Światowej Polonii Sportowej
(2002-2004), Centrum Informacji i Promocji Kultury Polskiej, viceprezesura polonijnej Federacji w stanie
Nowa Południowa Walia oraz otrzymane za pracę społeczną odznaczenia: Złoty Medal „Zasłużony Działacz
Kultury Fizycznej i Sportu”, Złoty Medal za zasługi dla Polskiego Ruchu Olimpijskiego, Złota Odznaka z
Brylantem Towarzystwa Olimpijczyków Polskich, Złoty Medal za Integrację Polonii Światowej, który
otrzymałem na Igrzyskach Polonijnych w Poznaniu. Taki sam medal otrzymały wówczas jeszcze dwie osoby:
moja żona, która była prezeską największego klubu sportowego w Skandynawii oraz Krzysztof Miklas,
kandydat na senatora, znany dziennikarz sportowy. Bardzo wzruszającym momentem w mojej działalności
społecznej było składanie w obecności około 1200 przedstawicieli Polonii z całego świata oraz ponad 20
tysięcy Warszawiaków przysięgi w imieniu Polonii Światowej na Rynku Starego Miasta. Był to bardzo
wzruszający moment. Ostatnio byłem szczęśliwy gdy odbierałem Złoty Krzyż Zasługi RP.
Wiele satysfakcji i radości dało mi również zaangażowanie w ratowanie życia małej Ewelinki Koziatek z
podolsztyńskiej wsi. Dziewczynka była chora na raka i jedynym ratunkiem była operacja przeszczepu szpiku
kości. Potrzebne były pieniądze na sfinansowanie operacji. Impreza dochodowa była sukcesem, bo wszyscy
chcieli pomoc Ewelince. Nigdy tego uczucia nie zapomnę. Wszystkie „moje” sukcesy były i są możliwe, gdyż
jestem związany z najlepszym zespołem organizacyjnym w NSW, którego mam zaszczyt być prezesem: Australian
Polish Sports Masters. Wszystkie moje wyróżnienia należą po części do nich, tu wymienię kilka osób:
Małgosia i Bolek Kwiatkowscy, Elżbieta Wierniuk-Mironowicz wraz z mężem Mieczysławem, Krzysztof i Ewa
Frankowscy, Gienio i Helenka Żebrowscy, Jurek Gabara oraz wielu innych przyjaciół – jak rodzina P.
Kazimierowicz, Bożena Pagin, Marysia Nowak, Darek Paczyński, Dorota Banasiak. Ten zespół oczywiście przy
pomocy jeszcze wielu innych osób, dzięki swej prężności i umiejętności do współpracy, miał możliwość
zorganizowania jednej z największych polonijnych imprez w Sydney: Polish Christmas na Darling Harbour,
Dzień Sportu Polonijnego w Plumpton oraz popularną nagrodę Polonii „Sydnejskie Orły”.
Jak Pan ocenia rozważane przez rząd australijski zmiany w polityce wielokulturowości? W
przygotowywanych nowych przepisach imigracyjnych? I towarzyszące im wypowiedzi federalnych i stanowych
australijskich polityków w środkach przekazu?
– Wprowadzenie nowych przepisów i wymogów dla potencjalnych imigrantów takich jak: znajomość i
akceptacja australijskich praw, obyczajów, historii oraz wartości społecznych tego kraju, może być
uzasadniona. Nawet zasługuje na powszechne poparcie pod warunkiem, że nie jest przedwyborczym zabiegiem
politycznym, jest bardzo precyzyjnie zdefiniowana administracyjnie i prawnie. Doceniam doraźne,
przedwyborcze potrzeby stronnictw politycznych, posłanek i posłów, aspirujących kandydatek i kandydatów.
Pokusy wykorzystania tego zagadnienia są zrozumiałe. Lecz są to zagadnienia nadrzędne, powinny być
ponadpartyjne, jasne, przejrzyste, czytelne i rzeczowe. Powinny zapewnić, że osoby nie akceptujące
„australijskich wartości” nie będą szukały pobytu w tym kraju. Istnieje jednak ryzyko, że osoby
potrzebujące azylu, tak jak kiedyś my z „Solidarności” – nie znajdą tu pomocy. Ponieważ nie będą w stanie
spełnić wszystkich tych wymogów. My Polacy, Polonia Australijska – jako średniej wielkości australijska
grupa etniczna – organizując imprezy jak np "Polish Chistmas na Darling Harbour" określamy wyraźnie nasze
stanowisko, które oparte jest na wartościach chrześcijańskich, z uwzględnieniem społecznej laicyzacji
niosącej respekt i szacunek dla „innych” i do wartości demokratycznych. Pokazanie polskiej kultury,
obyczajów, lecz również Polski jako nowoczesnego europejskiego kraju z tradycjami, patrzącego w
przyszłość, daje szansę włączenia do życia polonijnego młodych, wykształconych Polaków, którzy pełni dumy
narodowej przynależeć będą do naszej australijsko-polskiej społeczności, wtopionej pozytywnie w
rzeczywistość australijską.
W Sydney odbędzie się wkrótce kolejny Zjazd Rady Naczelnej Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej.
Zaczynają się przymiarki do wyboru nowego Prezesa Rady Naczelnej. Czy nie uważa Pan, że potrzebne jest
„odmłodzenie”, potrzebna jest większa fachowość członków Prezydium, dopływ do tej organizacji dalszych
organizacji polonijnych, polsko-australijskich?
– Oczywiście odmłodzenie jest konieczne, ale równie ważne jest doświadczenie w realiach życia
polonijnego i w realiach polskich, zarówno politycznych jak i ekonomicznych. Dla realizowania swojej
działalności Polonia potrzebuje znacznych zasobów finansowych. Zadaniem prezesa jest zadbanie o ekonomię
Polonii z wykorzystaniem obecnych dóbr materialnych oraz znalezieniem innych, nowych źródeł dochodów
umożliwiających realizowanie kreatywnych, promujących Polonię i Polskę przedsięwzięć. Fachowość powinna
polegać również na umiejętności współpracy z władzami australijskimi oraz polskimi, znajomości praw oraz
przepisów mających znaczenie dla Polonii oraz, co moim zdaniem jest najważniejsze, umiejętności
reprezentowania członków oraz przekazywania podjętych demokratycznie decyzji. Prezes to wizjoner, z
własnymi ideami, pomysłami i kreatywnością. To demokrata a nie autokrata. Całe Prezydium powinno posiadać
podobne walory. Uważam, że nie najważniejsza jest wielkość organizacji a jej prężność w decyzjach i
działaniu. Nowe organizacje, również polsko-australijskie, są potrzebne - szczególnie kiedy mogą
przyczynić się do pozytywnego rozwoju naszej społeczności.
Jak Pan ocenia potrzebę oraz możliwości uzyskania przez Polonię większych wpływów u australijskich
władz, w australijskich środkach przekazu?
– Odpowiem pytaniem na pytanie: Czy mają to zrobić starsi wiekiem działacze polonijni, weterani
drugiej wojny światowej? A może schorowani Sybiracy? Nie wiem czy starczy im sił, tak dużo już zrobili i
może należałoby oddać te sprawy w silniejsze, młodsze ręce? Wiem, że istnieje taka potrzeba.
Zapytam wprost: czy kandyduje Pan na prezesa RN?
– Prezesura Rady Naczelnej to bardzo odpowiedzialne i zaszczytne stanowisko. Prezesem powinna zostać
osoba posiadająca duży autorytet wśród Polonii. To Polak lub Polka, choć nie koniecznie ktoś urodzony w
Polsce, lecz osoba będąca często w kraju, znająca rzeczywistość polską. To ktoś, kto potrafi
reprezentować naszą społeczność w stosunku do władz polskich i australijskich oraz w gronie Polonii
światowej. Myślę, że nieodpowiedni byłby ktoś, kto nigdy nie odwiedził swojej ojczyzny mając po upadku
komunizmu nieograniczone możliwości ku temu. Ważnym atutem prezesa powinna być znajomość aktualnej
rzeczywistości polskiej. Bo przestarzały wizerunek Polski i Polonii ryzykuje wywołanie uśmieszku na
ustach obeznanych i postępowych. Nie powinien to być ktoś zupełnie nieznany w ruchu polonijnym poza
granicami Australii. Prezes powinien posiadać nieskazitelną opinię i kartotekę prawną. Nie powinna to być
osoba z trudną do zaakceptowania przez ogół przeszłością. W rozmowie z jednym z działaczy z Melbourne na
temat, kto powinien zostać nowym prezesem usłyszałem, że to musi być osoba która się „kręci” koło zarządu
Rady przez długi czas. Mam inne zdanie na ten temat. Bo jeżeli tak, to będziemy stali w miejscu,
wybierali z zamkniętego grona, będziemy powielali stare błędy. Poza tym, jak powiedziała kiedyś jedna z
naszych nauczycielek języka polskiego, p. Lacek – jednym z kryteriów jest „reprezentacyjność” prezesa.
Innym ważnym kryterium jest doskonała znajomość i umiejętność wysłowienia się w języku angielskim – w
mowie i piśmie. Jedynym odpowiednim dla mnie kandydatem jest prof. Sev Ozdowski. Ale o czym my w ogóle
mówimy? Podobno prezes jest już wybrany! I to przed wyborami! Już od kilku miesięcy ma „szykuje swój
zarząd”. Ja w to nie wierzę. Oczywiście wszystko jest możliwe. Jednak dla mnie, nawet gdyby to była
prawda, taka forma „załatwiania” tak ważnego stanowiska u nas, w naszej zorganizowanej Polonii, jest po
prostu niemożliwa.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Eugeniusz Andrzej Bajkowski (Canberra)
|