Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Wyznanie polskiego lekarza

Panorama w sieci, sierpień 2005

Życie bywa zaskakujące... Gdy w listopadową, mżystą, londyńską noc wysyłałem maila ze swoim CV nie myślałem, ze za kilka chwil zostanie on odebrany w słoneczny poranek gdzieś w Queensland w szpitalu położonym wśród palm, w odległości zaledwie trzech kilometrów od Pacyfiku.


Do szpitala wśród palm

Podróżowałem troszkę po Europie. Ba, starałem się nawet zamienić koszmary o NFZ na kolorowe wizje NHS-u ale wyprawa poza Europę „za chlebem” ze stetoskopem w ręce była dla mnie nie do pomyślenia.

Równie nie do pomyślenia było to, że moja lojalna żonka, która zdawała mi nieraz nawet zbyt szczegółowe relacje ze swych wojaży po internecie przemilczy fakt, iż frapująca oferta pracy (zamieszczona zresztą na forum dla azjatyckich lekarzy, sic!) nie dotyczy któregoś ze szpitali Wielkiej Brytanii ale Australii!

Za kilka dni moją poranną drzemkę w londyńskim autobusie przerwał telefon, który okazał się rozmową kwalifikacyjną, potem był mail z ofertą pracy, podjęcie szalonej decyzji o wyjeździe w ciągu dwóch miesięcy, wariackie załatwianie formalności, powrót do Polski na dwa tygodnie przed wyjazdem, zaskoczenie rodziny... no i wizy, które mieliśmy na pięć dni przed wylotem i bilety na trzy doby przed:)

To było dokładnie pół roku temu....

Area of need

Aktualnie pracuję jako medical PHO w jednym ze szpitali Queensland w ramach area of need. Area of need dotyczy szpitali położonych poza głównymi miastami, które z tego powodu cierpią na niewystarczającą ilość konsultantów, co przekłada się z kolei na niemożność uzyskania przez szpital akredytacji do prowadzenia specjalizacji, czego skutkiem jest także niedobór młodszych lekarzy.

O ile wiem, praca w ramach tego programu to jedyna szansa podjęcia zatrudnienia dla polskiego lekarza bez wcześniejszego zdania egzaminu AMC. W moim szpitalu overseas doctors (zagraniczni doktorzy) stanowią ponad 70 procent, a więc jest tu całkiem międzynarodowo.

W ramach area of need okres pracy nie może przekroczyć czterech lat. Zauważamy jednak dużą rotację wśród młodych lekarzy. Każdy z nas w trakcie kontraktu (przeważnie po kilku miesiącach) podchodzi do egzaminu, starając się tym samym uzyskać pełną rejestrację w tutejszej Izbie Lekarskiej i znaleźć pracę w ośrodkach akredytowanych do prowadzenia specjalizacji.

Polecam tę drogę, choć należy zdawać sobie sprawę, że polski lekarz nie dostanie tu pracy tak łatwo jak na przykład Brytyjczyk (nie mam na myśli dyskryminacji, ale konieczność obycia się z anglosaskim systemem ochrony zdrowia). Tak więc aby znaleźć pracę trzeba mieć udokumentowaną znajomość angielskiego (np. IELTS), chociaż kilkumiesięczną praktykę w anglosaskim szpitalu (w moim przypadku było to dwa miesiące w UK) i zdaną pierwszą część egzaminu typu PLAB, UMSLE, czy specjalizacyjny (np. MRCP I).

Poziom opieki zdrowotnej jest z pewnością wyższy niż w Polsce, bo Australia nie szczędzi na ochronę zdrowia. Przekłada się to na dostępność do diagnostyki, nowoczesnych technologii, dbałości o komfort pacjentów i zarobki w służbie zdrowia.

Niestety, żaden system nie jest doskonały i w Australii brakuje lekarzy! Pacjenci narzekają więc na kilkugodzinne oczekiwania na przyjęcie. Personel też nie jest zadowolony, bo pracuje bardzo dużo i często po godzinach.

Zarobki są wysokie. Bardzo wysokie są stawki za nadgodziny i dyżury. Decydując się na pracę na rural areas trzeba się liczyć, że będzie się często rozstawianym na dyżurach. Stad nasze zarobki są tak wysokie. Każdy stara się jednak brać dyżurów jak najmniej, bo w takim kraju jak Australia liczy się nie tylko ile zarabiasz, ale czy masz czas aby pieniądze wydać.

Moje wątpliwości

A minusy? Pierwszy i najbardziej oczywisty: daleko od Polski. Od czasu do czasu nachodzą mnie myśli, czy na pewno dobrze zrobiłem, czy nie trzeba było poczekać na okazję w UK? Byłoby bliżej do rodziny i do przyjaciół w Polsce...

To jest cena, którą płacimy w zamian za całoroczne lato, ocean tuż za rogiem i niesamowitą naturę wokół.

Gdy przyjedziecie tu z rodziną, problemem nie będzie zapewnienie jej bytu, ale szanse na pracę dla partnera czy partnerki. Specjalizacja, w najbardziej skrajnym scenariuszu (a chyba jako cudzoziemcy musimy taki zakładać) wymagać może corocznej przeprowadzki przez kolejne sześć lat.

Niewątpliwym plusem tego typu wyjazdu jest fakt, iż nie trzeba się decydować na emigrację i ewentualne rozczarowanie jakie może ona przynieść. Podziwiam ludzi, którzy decydują się wyemigrować do Australii nie będąc tu wcześniej. Nam by nie starczyło na to odwagi. Podpisanie kontraktu na pół roku z możliwością przedłużenia i zobowiązanie pracodawcy zwrotu kosztu przylotu po zakończeniu kontraktu, daje szanse pozostania na dłużej albo powrotu do Polski z zarobionym groszem, doświadczeniem pracy w szpitalu anglosaskim, lepszym angielskim. Także wrażeniami turystycznymi, o których wcześniej można było tylko marzyć.

Dla zainteresowanych, zdesperowanych i tych, którzy są żądni przygód:


Marcin

Zdjęcia: Radek Czyż


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011