Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Krakus Marian Nędza

Przegląd Australijski, lipiec 2008

- Dolar mi w oczy zaświecił... śmieje się Marianek


Wystarczy w Adelajdzie powiedzieć: - „byliśmy u Marianka” i już wiadomo gdzie kto był, po co i u kogo. Ten ktoś na pewno pojechał na zakupy albo do Mawson Lakes albo O'halloran Hill, czyli na północ albo na południe adelajdzkiej metropolii... I na pewno jego lodówka pełna jest teraz „wiejskiej” albo „śląskiej” albo jakiejś innej polskiej kiełbasy. A może kupujący skusił się na żurek albo kiszone ogórki „prosto z Polski”? Albo polskie soki owocowe, cukierki, galaretki, ptasie mleczko i inne czekoladki?

W sklepie Krakus u Marianka
Wszystko smaczne jak śmietanka.
Prosto z Polski sprowadzone,
Co najlepsze, ulubione.

Bardzo pyszne czekolady,
Są śliwkowe marmolady,
Zupy w proszku, makarony
Smak najlepszy, wymarzony.

Wiśnia śledziem owinięta
Patrzy na nas uśmiechnięta
Kiedy śledzik ten spróbujesz
Zaraz w Polsce się poczujesz.

Są pierogi i kapusta
Dobra szynka i nie tłusta
I pachnące są kiełbasy -
Zaraz wspomnisz dobre czasy.

Przyjaciółki, przyjaciele
Nie czekajcie na wesele -
Ptasie mleczko jak śmietana -
Poszukajcie sklep Mariana -
Wszystkiego Dobrego
Zaprasza Marian do sklepu swojego
Smacznego!!!

Skusiłam się na te zakupy i ja. Ciekawa byłam tego młodego człowieka, jednego z najbardziej znanych i lubianych w polonijnym środowisku krakusa (krakusa – tak o sobie mówi). To Marian Nędza z Krakowa. Młody biznesmen, o którym nasz lokalny poeta, Adam Polański, napisał wiersz, który cytujemy pod zdjęciami.

Właściwie spotkaliśmy się z Marianem Nędzą, popularnym w Adelajdzie Mariankiem, po raz pierwszy pół roku wcześniej, przed świętami Bożego Narodzenia, kiedy sprzedawał swoje towary prosto z samochodu w Domu Kopernika. Polscy seniorzy, którzy spotkali się w tym Domu na świątecznym obiedzie, mogli zaopatrzyć się w polskie rarytasy na miejscu.

– Grecy mają w Adelajdzie swoje sklepy, Włosi je mają, a my Polacy nie. Dlatego założyłem sklepik, w którym sprzedaję polskie towary spod znaku „Solidarności”, „Wawela” i innych znanych polskich firm. Nawet Polacy z południa adelajdzkiej metropolii do mnie trafiają, choć muszą pokonać z pięćdziesiąt kilometrów w jedną stronę i więcej – chwalił się. A stojący obok pan Jerzy Ścisło (też krakowianin) przekonywał: – Pani, tacy ludzie jak nasz Marianek, to się powinny na kamieniu rodzić! Kogoś takiego to ja jeszcze nie widziałem. Taki sympatyczny, grzeczny i uczynny.

W ciągu tych kilku miesięcy – jak się teraz okazuje – Marianek założył kolejny sklep, tym razem na południu adelajdzkiej metropolii.

Najbliżej jest mi do Mawson Lakes – ładnej, wciąż w budowie, nowoczesnej dzielnicy, która ze swoimi apartamentowcami „w blokach” bardziej przypomina europejskie, niż australijskie środowisko. To dzielnica biznesu, nauki i najnowocześniejszych w Południowej Australii technologii. Znana z Technology Park Adelaide – pierwszego parku technologicznego w Południowej Australii, siedziby ponad 90 organizacji w większości związanych z obronnością. The University of South Australia kształci tu przyszłych inżynierów rozmaitych specjalności.

Tu, w Mawson Lakes, mieszka i pracuje Marian Nędza.

Umówiliśmy się na „porządny” wywiad, w którym opowie mi o sobie, o swoim życiu i pracy. Ale gdzie tam! Czasu na rozmowę nie było, bo Marian wszystkiego musiał dopatrzeć i obsłużyć każdego klienta. A ile się przy tym nagadał, nazachwalał... – „Kiełbasa świeżuteńka, a szyneczka, że palce lizać. A kup Marysia jeszcze te wafelki albo czekoladki. Pyszności! Chcesz śledziki w śmietanie? Dziś za pół ceny!”

– Urodzony handlowiec z tego naszego Marianka – pomyślałam sobie siedząc przy kawie. Bo ten Mariankowy sklep składa się z dwóch części. W jednej kupujemy polskie delikatesy, a w drugiej pijemy kawę, zjadamy ciastko albo lunch południową porą. Te kawę przyrządzą wam dwie urocze dziewczyny, też Polki, a jakże! Ewa Grzywny i Małgorzata Kędzior. Cappucino – palce lizać!

Gdy Marian przysiądzie na chwilę, zagajam rozmowę:

Marian, o tobie to już wiersze piszą...

– Adam Polański jest moim stałym klientem. Któregoś dnia napisał te strofy. To świetna dla mnie reklama, którą wykorzystuję też w naszej „Panoramie”.

Dlaczego zdecydowałeś się na taki właśnie biznes?

– Gdy zamieszkałem na Mawson Lakes, rozejrzałem się dookoła i zobaczyłem handlową pustynię. Owszem, wielka placówka handlowa tu jest! Ale żadnych delikatesów nie było, czyli niewielkiego „podręcznego” sklepiku, w którym można szybko kupić niezbędne, podstawowe towary. Pomyślałem więc sobie, że ja tę lukę wypełnię. Wynająłem odpowiednie pomieszczenie i „Krakus Continental Café” działa siedem dni w tygodniu, bo takie są zasady pracy Deli. Zaraz pojawią się tu na lunchu pracownicy z okolicznych placów budowy...

Tak, wiem, czasu na rozmowę nie mamy... Kiedy przybyłeś do Australii?

– Kilkanaście lat temu. Miałem wtedy 23 lata. Przyjechałem z Krakowa do rodziny, która w Australii zadomowiła się wcześniej. Siostra mnie tu ściągnęła...

I zacząłeś, jak wszyscy imigranci, naukę języka angielskiego?

– A skądże! Ja jestem zdolny chłopak (śmieje się), więc angielskiego nauczyłem się z radia, telewizji i z rozmów z tutejszymi mieszkańcami. Okazji mi nie brakowało, bo przez cały ten czas sprzedawałem mięsa i wędliny w Standom Smallgoods, inaczej mówiąc u „Standoma”, czyli sławnego w Australii polskiego wytwórcy wędlin Stana Ciechanowicza.

Któregoś dnia postanowiłem pójść – jak to mówią – na swoje.

I nie żałujesz tego?

– Ależ skąd! Lubię swoją pracę, mam wspaniałych klientów. U mnie kupują przede wszystkim Polacy, którzy nie zapomnieli smaku polskich wędlin, ogórków i innych wyrobów. Australijczyków też mi nie brakuje. Oni najchętniej kupują wędliny. Dolar mi w oczy zaświecił... śmieje się Marianek.

A skąd te towary?

– Wszystkie podstawowe produkty pochodzą z polskich firm w Sydney i Melbourne („Wisła” i „Batory”), które sprowadzają do Australii te towary, które widać na półkach, prosto z Polski. Mieszkańcy Sydney i Melbourne mają do tych smakołyków łatwy dostęp od wielu, wielu lat. Adelajdzka Polonia natomiast mogła (i nadal może), kupić niektóre polskie specjały u greckiego importera. To też był ważny impuls dla mnie: niech adelajdzka Polonia zajada się polskim jedzeniem, jeśli tylko chce, a ja w tym pomogę... Tak pomyślałem i zorganizowałem sobie ten biznes.

Jakie było twoje pierwsze wrażenie po przybyciu do Australii?

– Byłem i wciąż jestem tym krajem oczarowany! Jest naprawdę piękny!

Mówisz o tym z takim przejęciem!

Jerzy Ścisło: – Tacy ludzie jak nasz Marianek, to się powinny na kamieniu rodzić!

– I wcale nie udaję. Kocham Australię. Może dlatego, że odniosłem tu sukces. Wtedy jest łatwiej kochać. Ale pamiętaj o jednym: wyjechałem z Polski 23 lata temu. To był wówczas biedny kraj. Gdybym do tej pory żył w Polsce, to już bym z niej nie wyjechał, bo wszelkiego dobra w sklepach jest tam pod dostatkiem, każdy może otwierać własne biznesy, podróżować jak i kiedy się chce... To ważne... Ale ja mam swoją Polskę tutaj. Sklep nazywa się Krakus, na jego czołowym miejscu wisi polski orzeł na biało-czerwonej fladze...

I najczęściej słychać tu polską mowę...

I na tym naszą rozmowę trzeba było zakończyć, bo Marian dogadywał się z dostawcami, podpisywał czeki, przyjmował zamówienia i już zaczęli schodzić się klienci, przede wszystkim robotnicy z okolicznych placów budów na lunch.

I tak Marian Nędza pracuje siedem dni w tygodniu i wydaje się naprawdę szczęśliwym człowiekiem.


Lidia Mikołajewska

Wiersz „U Marianka” (pod zdjęciami) napisał Adam Polański


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011