Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Instrumenty na atomy

Przegląd Australijski, lipiec 2008

Kilka razy mieliśmy na przykład do czynienia z „mercedesem wśród pianin”, czyli instrumentem firmy Rich.Lipp & Sohn. Stuttgart. Są one wykonane z bardzo dobrego, wysokiej jakości drewna...


Stanisław Seroczyński i Grzegorz Koterski

Do każdego mieszka trzeba podłączyć nową rurkę doprowadzającą powietrze

Fisharmonia w trakcie rozbiórki. Co tam jest w środku???

Ponad 80 mieszków od pianoli w trakcie oklejania nowym, podgumowanym płótnem

Do swojej matki w Adelajdzie przyjechała córka z Sydney. Cała we łzach! Narzeczony, w jakimś szale zazdrości – podejrzewał ją o romans z chłopakiem, któremu udzielała lekcji muzyki – pogiął i połamał w pianinie wszystkie młoteczki. Żadnej melodii z instrumentu zrozpaczona Claudia już nie wydobędzie, żadnej piosenki nie zagra... Musiała odwołać wszystkie lekcje.

I pewnie zakończyłaby się muzyczna kariera Claudii, gdyby w Australii nie zachowali się jeszcze fachowcy, którzy ze starych pianin i fortepianów zwożonych przez europejskich imigrantów okrętami wraz z dobytkiem kilkadziesiąt lat temu, potrafią wydobyć dźwięki – bywa – najwyższej jakości. Wśród tych, których na palcach jednej ręki można policzyć, są wrocławianie, a dziś mieszkańcy Adelajdy – Stanisław Seroczyński – muzyk i Grzegorz Koterski – artysta plastyk.

– Jestem uczniem Stasia – przyznaje Grzegorz. – To on wprowadził mnie w tajniki tego zawodu, który dziś wspólnie wykonujemy. Było mi o tyle łatwiej, że w młodości miałem trochę do czynienia z muzyką. Chodziłem na lekcje gry na fortepianie, jeszcze dzisiaj czytam nuty.

– Trzeba przyznać, że pracy nam nie brakuje – mówi Stanisław. – W erze instrumentów elektronicznych są ludzie, którzy pozbywają się starych fortepianów i pianin, a z drugiej strony są tacy, którzy znają się na rzeczy, więc te „starocie” kupują i ustawiają w salonach. Takie instrumenty wymagają przede wszystkim strojenia. Trzeba wtedy naciągnąć – bagatela – 240 strun.

– Ale wiele z tych starych instrumentów, czasem ponad stuletnich, wymaga naprawy – dodaje Grzegorz. – Naprawa jest bardzo pracochłonna, wymaga precyzji i cierpliwości. Nie każdy zdaje sobie sprawę z tego, że aby uzyskać ton, to po uderzeniu w klawisz „uruchamia się” ponad trzydzieści różnych części, zanim młotek uderzy w strunę. Stasiu w tym fachu pracuje od ponad dwudziestu lat, praktycznie przez cały czas pobytu w Australii. Ma taką wprawę, że pianino może po ciemku naprawić.

– Dziękuję, trochę chyba przesadziłeś, ale rzeczywiście z pianinami nie ma już problemów. Natomiast naprawa pianoli jest o wiele bardziej skomplikowana, bo oprócz mechanizmu typowego dla pianina dochodzi jeszcze pneumatyczny mechanizm, który powoduje, że pianola „sama” gra odtwarzając dźwięki ze specjalnego zapisu na perforowanym papierze nawiniętym na wałku – wyjaśnia Stanisław.

Czy Australia jest bogata w takie instrumenty?

Stanisław Seroczyński: – Owszem, pianin, fortepianów i pianol tu pod dostatkiem. Kilka razy mieliśmy na przykład do czynienia z „mercedesem wśród pianin”, czyli instrumentem firmy Rich.Lipp & Sohn. Stuttgart. Są one wykonane z bardzo dobrego, wysokiej jakości drewna...

A czego im brakuje?

Grzegorz Koterski: – Filcowe nakładki mole zjadły, tasiemki ze starości sparciały, młoteczki się wyrobiły, sprężynki przerdzewiały i połamały się... Różnie bywa.

Z ilu części składa się taki instrument?

Grzegorz Koterski: – To trzeba liczyć w tysiącach.

Słyszałam, że fortepian albo pianino potraficie rozebrać na drobne części i je poskładać. I po tym wszystkim taki instrument jeszcze gra!

Stanisław Seroczyński: – A jakże inaczej? Wszak jesteśmy fachowcami w tej dziedzinie. To żmudna praca, ale nie ukrywamy, że satysfakcjonująca. Właściwie jest to nasze hobby. Niedawno rozebraliśmy pianolę na części i złożyliśmy z powrotem. Dorabialiśmy różne części. 88 miechów trzeba było na nowo podgumowanym płótnem okleić. Żmudna to była praca! Trwała kilka dni. Ale po złożeniu instrument nie grał jak należy! Więc od nowa trzeba go było rozbierać i składać. W końcu się okazało, że mechaniczna pianola nie grała, bo dwie rury na dole instrumentu niechcący zamieniliśmy miejscami!

No dobrze, ale skąd bierzecie (na przykład) niezbędne części zamienne?

Stanisław Seroczyński: – Niektórzy ludzie pozbywają się zużytych instrumentów. Bywa, że są już one naprawdę zużyte, ale niektóre ich elementy nadają się na części zamienne. To tak samo, jak ze zużytymi samochodami. Nazbieraliśmy tych części ogromną ilość. Właściwie nie mamy już miejsca na dalsze składowanie tych wszystkich miechów, rurek, tłumików, rozmaitych napędów... Dysponujemy też naprawionymi przez nas instrumentami, których szkoda nam było na te części przeznaczyć. Jeden z tych instrumentów stoi na razie w Centralnym Domu Polskim i jest wykorzystywany w czasie koncertów jazzowych, które odbywają się w każdy piątek wieczorem. Jest to dobrej klasy fortepian i można go niedrogo kupić.

Grzegorz Koterski: – Niedawno trafiła się nam naprawa fisharmonii. Niektóre klawisze były „głuche” – nie wydobywały dźwięku. Robiliśmy to pierwszy raz w życiu i nie mieliśmy pojęcia jak taki instrument wygląda w środku i na jakiej zasadzie działa. Parę dni zajęło nam rozszyfrowanie tej zagadki. Rozebraliśmy fisharmonię na atomy i w końcu znaleźliśmy przyczynę. Udało się naprawić i teraz „gra jak z nut”. Do odważnych świat należy!

Zgadza się. Gratuluję więc odwagi i życzę sukcesów w dalszym uprawianiu tego pożytecznego hobby.

Rozmawiała Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011