Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

„Polish beauty” czyli uczennica na wybiegu

Przegląd Australijski, czerwiec 2008

Ja byłam w takiej sytuacji pierwszy raz i bałam się, że mi się nogi poplączą i padnę na tym wybiegu jak długa. Potem musiałam odpowiadać na pytania...


Emilia Skuza, uczennica 10 klasy Marryatville High School, znak zodiaku „Strzelec”. Wzrost 180 cm, waga 55 kg. W listopadzie tego roku skończy 16 lat. Niedawno, 27 kwietnia tego roku, zajęła pierwsze miejsce w konkursie dla młodych kandydatek na modelki „The Myer Centre Adelaide Model Search”.

Emilia Skuza

Rozmowa z Emilią jest dla mnie potrójną przyjemnością - jest moją wnuczką, jest piękną i mądrą dziewczyną, a poza tym mówi biegle po polsku. Nie muszę więc gimnastykować się z moją marną angielszczyzną. Emilia – prywatnie Mika – jest ostatnio osobą bardzo zajętą i nie było łatwo namówić ją na dłuższą rozmowę pomimo tego, że widujemy się dość często. Równolegle z zajęciami związanymi z wymienionym wyżej konkursem, odbywały się próby do szkolnego przedstawienia teatralnego w którym brała udział. Aktualnie odbywają się próby do następnego spektaklu. Oczywiście szkoła, sporo zadanych lekcji a poza tym, dwa, trzy razy w tygodniu po parę godzin pracy w sklepie „Bakers Delight” na Norwood. W końcu udaje mi się ją złapać prosto po szkole. Szybko robię jej dwie fotki w szkolnym mundurku i przystępujemy do rozmowy.

Powiedz mi kiedy pierwszy raz zaczęłaś myśleć, a może marzyć o tym, żeby zostać modelką.

– To chyba było jak miałam dziesięć lat. Nie pamiętam przy jakiej okazji, ale wiem że byłam wtedy z mamą…

Czyli z moją córką, Kasią.

– Oczywiście. Jakaś pani podeszła do nas i powiedziała, że jest z agencji zajmującej się modą i uważa, że powinnam zostać kiedyś modelką. Mówiła, że zwróciła na mnie uwagę bo jestem wysoka, szczupła i mam... ale trochę głupio mi o tym mówić.

Nie przejmuj się bo ja i tak domyślam się co powiedziała: że masz interesującą i niebanalną urodę.

– No tak, coś w tym stylu. Podała też nam adres jakiejś agencji, żeby tam się zgłosić, czy też posłać zdjęcia, ale ja nie potraktowałam tego zbyt poważnie a rodzice stwierdzili, że mam jeszcze na to czas.

Ale ta sprawa gdzieś tam w twojej pamięci pozostała.

Emilia z przyjaciółką Gen Roberts

Fot. Dean Martin „The Advertiser”

– Tak, czasem to wracało i myślałam sobie, ze może fajnie byłoby spróbować, ale nie bardzo wierzyłam w moje szanse i nie chciałam o tym za dużo myśleć, żeby nie zapeszyć.

I tak minęło parę lat, wreszcie postanowiłaś spróbować?

– Tak. Dowiedziałam się przypadkowo o tym konkursie i trochę dla żartu, trochę z ciekawości jak to wygląda w praktyce, poszłam tam, to znaczy do Centrum Handlowego „Myer”. Na miejscu byłam lekko przerażona bo okazało się, że do konkursu zgłosiło się ponad tysiąc dziewczyn. Był moment, że miałam ochotę zrezygnować i kto wie czy nie poszłabym po prostu do domu, gdyby nie moja przyjaciółka, Gen Roberts, która wybrała się tam ze mną.

Czy ona też chciała startować w tym konkursie?

– Nie. Poszła ze mną, żeby mi dodać otuchy i jestem jej bardzo wdzięczna, bo nie wiem czy bez niej wytrzymałabym te okropne trzy godziny wyczekiwania w kolejce.

Trzy godziny?!

– Tak, trzy godziny i im bliżej „mety” byłyśmy, tym bardziej się denerwowałam, bo były tam całe stada ładnych dziewczyn.

No dobrze, przyszła w końcu kolej na ciebie i co dalej? Jak to się odbyło?

– Stanęłam przed komisją, która wybierała spośród nas kandydatki do finału zaplanowanego na drugi dzień. Siedziały tam trzy osoby, przyglądały się nam uważnie i zadawały różne pytania. Nie było to nic ważnego, ale już przedtem zauważyłam. że niektóre dziewczęta fotografowano po tej rozmowie, a niektóre nie. W tej chwili nawet nie pamiętam dokładnie o co mnie pytano, ale zrobiono mi zdjęcie. Okazało się, że to jeszcze nie oznaczało wejścia do następnej rundy. Poinformowano mnie, że o decyzji jury zostanę zawiadomiona telefonicznie. Wieczorem ktoś zadzwonił i okazało się, że weszłam do finału do którego zakwalifikowało się 27 osób.

Wyobrażam sobie jak się ucieszyłaś.

– Oczywiście, ucieszyłam się, ale równocześnie dopiero wtedy dotarło do mnie na co się odważyłam. Zaczęłam mieć wątpliwości czy powinnam tam jutro pójść, czy nie lepiej się wycofać.

Wycofać? Jak już tyle się wyczekałaś i weszłaś do finału?

– Naprawdę. Nawet prosiłam mamę, żeby zadzwoniła tam i powiedziała, że jestem chora i nie mogę przyjść. Na dodatek dowiedziałam się, że moje koleżanki z klasy wybierają się żeby oglądać finał i po prostu zaczęłam mieć tremę. Długo się zastanawiałam, ale w końcu mama mnie przekonała. Powiedziała: – idź i spróbuj, najwyżej odpadniesz i będziesz miała to z głowy.

Fot. Alice Prokopec „The Advertiser”

No i na czym polegał ten finał?

– Na początku okazało się, że część kandydatek nie zastosowała się do ogłoszonych wcześniej przepisów. Miałyśmy przyjść normalnie ubrane i bez makijażu. A wiele dziewczyn przyszło wystrojonych jak na dyskotekę i z pełnym makijażem. Część miała na nogach szpilki. Trochę mnie to speszyło bo byłam ubrana w dżinsy, zwykły sweterek i buty na płaskim obcasie. Poza tym konkurs odbywał się na wybiegu w sali dostępnej dla klientów Myer’a i pełno ludzi zatrzymywało się, żeby nas oglądać... Trzeba było przejść parę razy po wybiegu i to było naprawdę stresujące. Niektóre dziewczyny robiły to bardzo fachowo, tak jakby miały już jakieś doświadczenie w tej branży. Ja byłam w takiej sytuacji pierwszy raz i bałam się, że mi się nogi poplączą i padnę na tym wybiegu jak długa. Potem musiałam odpowiadać na pytania, przez mikrofon, tak że wszyscy widzowie słyszeli. Zadano mi pytanie: – która ze znanych modelek najbardziej mi się podoba? A na zakończenie zapytano mnie, czy mogę powiedzieć publiczności coś takiego, czego ona nie zna.

A to ciekawe. I co powiedziałaś?

– Że mogę mówić po polsku i powiedziałam parę słów do mamy, która była oczywiście obecna przy tym moim „występie”, ale nie mogłam jej wypatrzeć w tłumie widzów.

To mi się podoba! Pewnie właśnie dlatego we wszystkich artykułach, które ukazały się w „The Advertiser” po twoim sukcesie, pisano o tobie „Polish model” albo „Polish beauty”, chociaż urodziłaś się w Australii. Ale co dalej? Czy od razu ogłoszono wyniki?

– Nie. Członkowie jury poszli na naradę, która trwała około pół godziny, a jak wrócili, to rozpoczęli od ogłoszenia nazwisk zdobywców drugiej nagrody, których było pięć.

I co to były za nagrody?

– To był bezpłatny kurs dla przyszłych modelek i bon towarowy do „Myer’a”, wartości 100 dolarów, ale…

Ale odczytali te pięć nazwisk a twojego nie wymienili. I co wtedy pomyślałaś.

– Wtedy byłam pewna, że już zupełnie odpadłam z konkursu. Tym bardziej, że była wśród nas jedna, trochę starsza dziewczyna. Miała chyba dwadzieścia lat i bardzo dobrze się prezentowała, a na wybiegu poruszała się bardzo pewnie. Liczyłam trochę na drugą nagrodę, ale gdy mnie nie wyczytali to byłam już absolutnie pewna, że pierwsze miejsce zajmie właśnie ona.

A tu nagle…

– A tu nagle słyszę, że pierwszą nagrodę zdobyła… Emilia Skuza. Szok! Myślałam że śnię, ale jakoś to do mnie nie dotarło. Poczułam ogromną pustkę i naprawdę nie wiem co wtedy myślałam. Całe napięcie opadło i poczułam się nagle jak balon z którego uciekło powietrze.

Wierzę ci, bo dla całej naszej rodziny to był szok. Wygrać w tak dużej konkurencji to naprawdę sukces. Jeszcze raz gratuluję. A jak mama zareagowała?

– Mama trzymała się dzielnie, ale miała łzy w oczach, a matka mojej koleżanki, Gen Roberts, tej która cały czas mi kibicowała, to płakała po prostu jak bóbr. Różni ludzie podchodzili do nas z gratulacjami, ale ja byłam jak w transie i dopiero wieczorem zaczęło to wszystko powoli do mnie docierać. A tak naprawdę to dopiero w samolocie do Sydney zdałam sobie sprawę z tego, co się wydarzyło.

No właśnie, nie powiedziałaś jeszcze co wygrałaś zwyciężając w tym konkursie.

– Pierwszą nagrodą był bon towarowy do „Myer’a” na 500 dolarów, a także bezpłatny kurs dla przyszłych modelek i trzydniowa wycieczka do Sydney na słynny, doroczny pokaz mody „Rosemount Australian Fashion Week” na który mogłam polecieć razem z którymś z rodziców.

I poleciałaś z mamą, bo tata nie mógł zostawić swojego biura tłumaczeń, które prowadzi w Centralnym Domu Polskim. No i jak tam było? Podobało ci się?

– Było super, chociaż trochę byłyśmy zmęczone bo miałyśmy bardzo mało czasu na przygotowania, a samolot odlatywał o siódmej rano. W Sydney miałyśmy bardzo napięty program, ale mieszkałyśmy w pięknym, pięciogwiazdkowym hotelu, gdzie mogłyśmy w końcu odpocząć. Widziałyśmy różne pokazy mody i mogłam obserwować co mnie ewentualnie czeka w przyszłości.

No właśnie, powiedz jak ty widzisz swoją przyszłość. Rzucasz wszystko i zostajesz modelką ?

– Absolutnie nie. Chcę najpierw skończyć szkołę, potem studiować. Nie jestem jeszcze zdecydowana jaki kierunek studiów wybrać i jeżeli będę mogła studia połączyć z pracą modelki, to mogę to robić. Chociaż to bardzo trudny zawód. Przekonałam się o tym biorąc udział 9 maja w „Myer Centre Winter Collection Show” w Adelajdzie. Na wybiegu pojawiasz się na chwilę a przygotowania i próby trwają wiele godzin. Na pokazie trzeba się kilka razy przebierać i to szybko, żeby zdążyć na swoje wejście. Najgorzej jest z butami. Ubierasz buty, które nigdy dokładnie nie pasują. Albo są trochę za duże, wtedy trzeba napinać stopy żeby nie zgubić butów na wybiegu, albo są ciut, ciut za małe i po paru przejściach w czasie prób można sobie obetrzeć stopy. Potem, na pokazie, czujesz jak te buty cię uwierają, ale trzeba o tym zapomnieć, uśmiechać się i poruszać z gracją, bo „show must go on”. Nie jest to wcale takie łatwe jak może wydawać się tym, którzy to tylko oglądają.

Cieszę się, że masz taki rozsądny stosunek do tej sprawy i, jak na razie, nie dałaś się zwariować. Życzę ci, żeby wszystko potoczyło się tak, jak to sobie planujesz. Wracając do twojego pobytu w Sydney to słyszałem, że miałaś już tam jakąś propozycję.

– Tak, zaproszono mnie na rozmowę do agencji, która skupia aktualnie najlepsze australijskie modelki. Prowadzący tę rozmowę pan zaraz na wstępie zapytał mnie ile mam wzrostu. Gdy powiedziałam, że 180 centymetrów, porozmawiał ze mną jeszcze chwilę i powiedział, że może mnie zaangażować, ale muszę przyjechać w lipcu – w czasie wakacji – na próbne zdjęcia.

No i co, wybierasz się tam?

– Nie. Postanowiłam jeszcze z tym poczekać. Może na następne wakacje. Teraz mam sporo zajęć w szkole, a poza tym będę właśnie miała ten kurs dla modelek który wygrałam, połączony z lokalnymi pokazami mody. Poza tym chciałabym mieć jeszcze trochę czasu dla siebie.

No to życzę ci powodzenia, dalszych sukcesów w nauce, na wybiegu oraz w życiu prywatnym i żeby udało ci się wszystko to razem szczęśliwie połączyć. Dziękuję za rozmowę.

– To ja dziękuję, że poświęciłeś mi tyle czasu.

Korzystam z okazji, bo w przyszłości może być tak, że trzeba będzie ustawiać się w kolejce, żeby przeprowadzić z tobą wywiad.

– Tak daleko w przyszłość nie wybiegam, ale jeżeli rzeczywiście tak będzie to ty, dziadku, będziesz miał zawsze pierwszeństwo.


Rozmawiał Grzegorz Koterski

O Emilii Skuzie pisał „The Advertiser” (między innymi):


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011