Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Zakochani w Australii

Panorama w sieci, lipiec 2005

Wydaje mi się, że Australia jest coraz modniejsza w Polsce, wielu rodaków marzy o tym, by choć zobaczyć ten egzotyczny dla nich kraj.


Sądzę tak na podstawie nie tylko własnych rozmów ze znajomymi w kraju, ale także rosnącej popularności portalu internetowego www.australink.pl, który założył i z powodzeniem prowadzi Stan Guziński z Adelaide.

Marek Tomalik w Centralnym Domu Polskim. To najwybitniejszy znawca Australii w Polsce

W tej chwili Stana nie ma w Adelaide, bo towarzyszy ekipie telewizyjnej (prywatna stacja TVN w Polsce) w produkcji programu zatytułowanego „Misja Martyna” Martyny Wojciechowskiej – bardzo popularnej w Polsce dziennikarki telewizyjnej i podróżniczki. Jest ona przewodnikiem i głównym bohaterem tego programu. Wraz z ekipą produkcyjną dociera do najbardziej odległych i egzotycznych zakątków świata. Ideą programu jest pokazanie rzadko odwiedzanych przez turystów, ale bardzo atrakcyjnych miejsc, przybliżenie różnych kultur i zwyczajów.

Po tych eskapadach Martynie Wojciechowskiej pozostały trzy razy uszkodzony kręgosłup, trzy wstrząsy mózgu i naruszone oba stawy kolanowe, nie licząc schorzeń wynikających ze stresującego trybu życia – czytam na jej stronie internetowej (www.martynawojciechowska.pl)

Ale nic to! Pani Martyna nie poddaje się i tym razem kręci swój program w Coober Pedy.

Człowiekiem numer 1 w Polsce – jeśli chodzi o znajomość Australii – jest niewątpliwie red. Marek Tomalik, geolog z wykształcenia, znany dziennikarz, współautor radiowego programu „Globtroter” w Krakowie, redaktor serii przewodników turystycznych i przede wszystkim sławny podróżnik, który ostatnio znów zawitał do Australii, by wziąć udział w programie „Misja Martyna”. Na spotkaniu w Centralnym Domu Polskim przyznał, że telewizji specjalnie nie lubi, ale zdaje sobie sprawę z tego, że to najpopularniejszy środek przekazu.

Być może niektórzy z uczestników spotkania z Markiem Tomalikiem w CDP po raz pierwszy mogli zobaczyć „prawdziwą” Australię, z samego środka tego kraju-kontynentu, dzięki jego zdjęciom i opowieści. Marek Tomalik wspominał ubiegłoroczną, polsko-polonijną wyprawę śladami największego polskiego podróżnika i odkrywcy – sir Pawła Edmunda Strzeleckiego.

Wyprawa Śladami Strzeleckiego wiodła z Perth bezdrożami pustynnego interioru wprost pod pomnik Strzeleckiego w Jindabyne, u stóp Góry Kościuszki. To piękna i pełna niebezpieczeństw trasa. Uczestnicy tej wyprawy – podróżnicy z Polski, Kanady i Australii -  pokonali samochodami 4WD tysiące kilometrów. Odkrywali oni dla Polski – ale jak się okazuje i dla nas, mieszkańców Adelaide też - nieznaną Australię, inną niż z ofert biur turystycznych. Jednocześnie przypomnieli postać znanego podróżnika i uczonego sir Pawła Edmunda Strzeleckiego, który imię Polski rozsławiał daleko poza jej granicami.

— Przez ślady Strzeleckiego rozumiemy nie tylko trasy jego naukowych podróży, ale także miejsca geograficzne, którym na cześć polskiego badacza nadano nazwę „Strzelecki” — mówił na spotkaniu Marek Tomalik.

Jerzy Adamuszek z Kanady,
jeden z uczestników wyprawy śladami P.E. Strzeleckiego, na spotkaniu z rodziną z Royal Park – państwem Ireną i Mieczysławem Adamuszkami

W tej ekipie podróżników był między innymi Jerzy Adamuszek z Kanady, który kilka miesięcy temu odwiedził swoją rodzinę, państwa Irenę i Mieczysława Adamuszków z Royal Park.

Obaj panowie dobrze wspominają spotkanie z potomkami brata Edmunda Strzeleckiego – wnukiem Ryszardem i prawnukiem Leszkiem, którzy są szczerze zaangażowani w promowanie swojego sławnego przodka.

— Tym rajdem chcieliśmy pokazać, że Edmund Strzelecki naprawdę dużo dla Australii zrobił, a nazwanie góry imieniem Kościuszki miało głęboki sens. To była okazja, by Australijczykom powiedzieć, kim był Kościuszko i co zrobił na przykład dla niewolników w Ameryce. Przecież to bohater dwóch narodów, którego amerykańskie idee są ważne do dziś — mówił mi Jerzy Adamuszek.

— Nasz skromny cel mieści się w innym, znacznie szerszym. Jest nim podniesienie i utrwalenie prestiżu Polaków wśród innych narodów świata, a szczególnie w krajach, gdzie istnieją duże polskie społeczności, które mogą z takiego działania odnieść wymierne korzyści. W tym znaczeniu cele naszej wyprawy splatają się z ideami Stowarzyszenia Kosciuszko Incorporated z Perth w Zachodniej Australii organizującego rajd Mt. Kosciuszko — wyznaje Marek Tomalik. (www.australia-przygoda.com).

Takie były początki

Marek Tomalik po raz pierwszy wybrał się na antypody w podróż poślubną ze swoją żoną Kasią w 1989 roku. Owocem tej wędrówki stała się książka „Australia, moja miłość. Dziennik podróży”. Składa się ono głównie z notatek czynionych podczas trwającej rok eskapady. Przygotowując później dziennik do druku, autorzy nie dokonali w nim zmian, dzięki czemu zachował on pierwotną autentyczność. „Stanowi – podkreślają w przedmowie – zapis naszych przeżyć i fascynacji z czasów, kiedy mieliśmy po 25 lat, i z miejsc, gdzie przeżyliśmy najwspanialszy, jak dotąd, rok swego życia”.

Trasa ich podróży wiodła przez Wiktorię, Nową Południową Walię, Queensland, Tasmanię, Australię Południową oraz przez Terytorium Północne i Terytorium Stołeczne. Podziwiali piękne krajobrazy, oglądali aborygeńskie malowidła naskalne z epoki paleolitu. Korzystali z gościnności farmerów i z dobrze zorganizowanej komunikacji autobusowej. Nocowali w dobrze urządzonych wioskach i chatkach turystycznych, i w nadspodziewanie tanich hotelikach (8 dolarów od osoby za dobę). W Parku Narodowym Kościuszko mogli się przekonać, jak wygląda dbałość o przyrodę. „Wracamy w dół chodnikiem z metalowej kraty unoszącym turystów kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią - notują. - Ma to zapobiec wydeptywaniu drogi i, co za tym idzie, erozji gleby (...)”. Widzieli, jak aborygeńska płeć piękna poluje na węże wodne i delektowali się pieczonym wężowym mięsem. „W Australii są tysiące pięknych, urokliwych miejsc, subtelnie utkanych milionami lat przez matkę naturę, niezniszczonych jeszcze przez człowieka” – podsumowują swoje wrażenia.

Zakochali się w Australii, piszą, że pozostanie ona ich drugą ojczyzną (to fragment recenzji z „Gazety Wyborczej”).

Polskie pytania
Dlaczego można zakochać się w Australii?

— Bo jest tak inna od otaczającej nas szarości, szczególnie w niezimowe południe styczniowe, że jedynym dobrym pomysłem, aby sprawić sobie odrobinę radości, jest puszczenie sobie wodze wyobraźni i wybranie się na Antypody, ponad 20 tys. km.

Jest pan podróżnikiem! Co najciekawszego widział pan na świecie?

— Australia, Australia, Australia, Bajkał, Birma, Mały Tybet. I wieś Nowica koło Gorlic.

Był pan w wielu krajach. Gdzie panu najbardziej się podobało, czuł pan się „wolny”?

— Poczucie wolności, niezależności (z wyjątkiem pieniędzy) najpełniej odebrałem właśnie tam - w Australii. Sprzyjają temu ogromne przestrzenie, niezwykła przejrzystość powietrza i ludzie, o których najczęściej mówi się „Open and friendly”.

Co w Australii najbardziej Pana urzeka?

— Niezwykli ludzie, niezwykle pogodnie i bezstresowo nastawieni. Tzw. pomniki przyrody, możliwość nieskrępowanego podróżowania po ogromnym kraju – kontynencie. Przemierzania tysięcy kilometrów, poznawania fauny i flory, która jest zupełnie inna od tej, znanej nam z Europy czy nawet Azji.

Jak to wszystko się zaczęło? Od czego?

— Generalnie moje podróże w dalekie strony zaczęły się od poznania Egiptu i Syberii nad jeziorem Bajkał. Ale to właśnie pobyt w Australii zdecydował w sposób jednoznaczny o wybraniu „żywota podróżnika”.

Co skłoniło Pana do tego, żeby wybrać się na antypody?

— Była to realizacja tzw. młodzieńczych marzeń. Myśl o podboju piątego kontynentu. Pomogli mi w tym poznani w Łebie podczas pijackich wakacji Australijczycy, którzy nie przeszli obojętnie wobec mojej fascynacji Australią i przysłali zaproszenie do ich kraju. To było ogromne wyzwanie, ponieważ bilet lotniczy kosztował wtedy 40 miesięcznych pensji. A ja byłem niepracującym studentem, który z trudem mógł uzbierać na flaszkę.

Czy to prawda, że w Australii obchodzi się dwa razy Boże Narodzenie - 25 grudnia (podczas lata) i w czerwcu, kiedy tam jest zima?

— Nic o tym nie słyszałem. Było mi dane przeżyć święta Bożego Narodzenia w miejscowości Cooma, niedaleko parku narodowego Kościuszki. W niczym nie przypominało to aury świąt w Polsce. Plus 30 stopni, w cieniu, brak wigilii, o śniegu można było pomarzyć. Pasterka o 21, ksiądz-murzyn a komunię rozdawały w kościele kobiety.

To pytania polskich internautów i odpowiedzi red. Marka Tomalika na czacie wspomnianego już portalu (www.australia-przygoda.com)


Lidia Mikołajewska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011