Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Eliza (11)

Przegląd Australijski, grudzień 2007

Drukujemy opowiadanie Oli Szyr z Canberry zatytułowane „Eliza”. To imię dziewczyny, która wspomina Oli swoje perypetie w pierwszych dniach, tygodniach i latach pobytu w Australii. Ponad dwadzieścia lat temu do Australii przybyła wielka rzesza Polaków, tzw. solidarnościowa emigracja. Oto odcinek jedenasty.


– Jest rok 1988. Pamiętasz? W Canberze budują nowy gmach parlamentu. Na Capital Hill, na południe od Lake Burley Griffin (centralne jezioro w Canberze). Zaprojektował go Romaldo Gieurgola, Włoch. Koszt budowy wyniósł ponoć 1 miliard australijskich dolarów.

Mój znajomy i sympatia Adam zaprosił mnie na spacer wzdłuż placu budowy. Weszliśmy też – pamiętam – do biura, gdzie wtedy pracował. – Popatrz Eliza na moje rysunki... Zatrudnili mnie tutaj jako architekta-kreślarza.

Nie znałam się na tych rysunkach, ale podziwiałam i doceniałam.Adam opowiadał o planach budowy: wnętrza będą ozdobione różnymi gatunkami australijskiego drewna. Foyer z marmuru, który sprowadzono – jako dary tych krajów dla Australii – z Belgii, Portugalii oraz Włoch. Jednak 90 procent materiałów budowlanych pochodzi z samej Australii.

– Wielki to koszt dla kraju – dziwiłam się. – Przecież ten stary gmach parlamentu jest jeszcze niczego sobie....

– Ale zbudujemy nowy, bardziej reprezentacyjny – wyjaśniał Adam. - A wiesz w jaki sposób parlamentarzyści pozbędą się wścibskich dziennikarzy?

– ?!

– W pewnej części tego gmachu będzie szemrzący strumyczek. Gdy posłowie zechcą sobie bez podsłuchiwania wścibskich uszu pogadać, staną przy wodzie. Mikrofony wyłapią właściwie tylko jej szmer, słów nikt nie zrozumie...

Po tym obchodzie poszliśmy na obiad, poplotkowaliśmy o znajomych… Miło jest spędzać czas z rodakami.

* * *

Dzień wcześniej dzwonił Gary, mój znajomy Australijczyk. Chce się spotkać – oznajmił, bo ma wolny czas w następnym tygodniu. Już kilka dni temu prosiłam go o to spotkanie, więc z przyjemnością i ochotą zgodziłam się na nie teraz. Zaproponowałam wyjazd nad morze. Dostam od kogoś morski kajak i poprosiłam Garego o naukę oraz instruktaż. Owszem pływałam na kajakach w Polsce, należałam nawet do klubu sportowego, ale to były rzeki. Po falach oceanu pływa się zapewne inaczej.

Wyjazd nastąpił w niedzielę. Wyczyściłam kajakową deskę i przygotowałam prowiant: kotlety mielone, sałatka z pomidorów, papryki i ogórka, jakieś ciasto, polski chleb... Będzie miły piknik.

Około dziewiątej rano Gary wjechał na podwórze swoim vanem. Potężne auto, w sam raz na przewiezienie dwóch kajaków. – Pakujmy się! – krzyknęłam zadowolona. – Spokojnie Eliza, twój wóz będzie lepszy na tę podróż. Mój jest za stary na wycieczki przez góry…

Fakt. Żeby z Canberry dojechać nad morze trzeba pokonać dość strome pasmo gór, Clyde Moutains, z ostrymi zakrętami. Naliczyłam ich kiedyś chyba ze dwadzieścia pięć. – Przecież mój samochód też jest stary i nie taki pakowny, jak twój – oponowałam. Ale Gary był nieugięty. Co miałam robić? Powinnam była pogonić go w diabły, ale wyciągnęłam bagażnik i wspólnymi siłami umocowaliśmy go na dachu mego samochodu. W drogę!

Gary był miłym towarzyszem podróży. Z przyjemnością patrzyłam na jego jasne, kręcone włosy, szeroki uśmiech, niebieskie oczy. Szkoda tylko, że taki skąpy.

Chyba coś wyczuł, bo spojrzał na mnie uważnie i zagadał: – nie martw się Eliza o wydatki, jak wrócimy wszystko ci wynagrodzę, a teraz nabierz benzyny, bo ja nie wziąłem ze sobą pieniędzy.

Pogoda była świetna, dotarliśmy na plażę w Batemans Bay.

I zaczęło się! Kajaki ciężkie, tymczasem Gary złapał swój i taszczy go przez plażę na brzeg oceanu.

– Hej!, zaczekaj, wracaj – krzyczę – zabierz też mój kajak!

– My dear, sportowcy muszą sami nosić swój sprzęt.

Stałam bezradnie, zła na niego, ale potem próbowałam jakoś unieść moją kajakową deskę. Może chwycić ją za przód i ciągnąć po piachu, będzie łatwiej? Zaczęłam tę mozolną pracę, ale Gary widząc, że nie bardzo sobie radzę, trochę jednak pomógł. I zaczęł mnie uczyć. Fale wywracały mnie i kajak, woda zalewała mi głowę, brakowało oddechu…– Eliza, odchyl się do tyłu, będzie ci łatwiej trzymać balans, krzyczał Gary. Próbowałam parę razy, ale wciąż wypadałam z deski, lądując w falach oceanu.

Nie dla mnie jednak te kajakowe sporty. Wróciłam na plażę, opalałam się w oczekiwaniu, aż Gary skoñczy swoje pływanie. Jemu oczywiście szło znakomicie, ale przecież on był nauczycielem sportu!

Byłam wściekła, bo poczułam ogromne zmęczenie i do tego dach mego wozu był uszkodzony przez ciężar dwóch kajaków…

Wałówka smakowała wyśmienicie, więc humor jakoś powrócił. Gary przytulił się i obiecał, że pomoże wszystko naprawić.

Wróciliśmy do domu opaleni i trochę zmęczeni. Gary opowiadał jak ciężko mu finansowo, bo alimenty, bo musi jechać zobaczyć dzieci, a one mieszkają w Europie, że wszystko kosztuje...

* * *

W następnym tygodniu zadzwoniłam do Adama pochwalić się moją podróżą oraz sportowymi wyczynami, tymczasem on tajemniczo powiedział:– i ja miałem niedzielną przygodę, przyjechała nowa Polka, poznasz ją, bardzo miła.

Ta nowa z Polski to Kasia. Moi trzej znajomi zaprosili ją na kawę, i ja się przy okazji załapałam. Ciekawa byłam nowej koleżanki. Ubrałam się ładnie i poleciałam do kawiarni. I co widzę? Moi panowie wpatrzeni w pannę Kasię jak w obrazek, a ona dumna i szczęśliwa na prawo i lewo rozdziela uśmiechy. Młodziutka, buzia delikatna, jasna blondynka. Adam oczu od niej nie odrywał, a mi się serce ściskało z zazdrości. On ideał mężczyzny – silny, dobrze zbudowany, o ciemnych włosach, upodobał sobie tę wątłą panienkę.

Kasia przyjechała do kuzynów na sześć tygodni. Chciała poznać polonusów, zobaczyć Australię..

Poszłam więc w odstawkę. Ale co robić? Postanowiłam się z nią zaprzyjaznić. Całe szczęście, że była sympatyczna...


Wspomnienia Elizy spisała Ola Szyr

Zdjęcie: wikipedia


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011