Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Kot w literaturze i sztuce

czerwiec 2008

Australia może się pochwalić swoją własną odmianą kota. Rasę „Australian Mist” wyhodowała mieszkanka Sydney, dr Truda Straede w 1976 roku

Wydawałoby się, że koty są istotami od dawna znanymi na wszystkich kontynentach. A jednak istnieje kontynent na którym kotów w ogóle nie było. To Australia. Koty przybyły tam dopiero wraz z kolonizatorami z Europy i Azji. A jednak obecnie Australia może się pochwalić swoją własną odmianą kota. Rasę „Australian Mist” wyhodowała mieszkanka Sydney, dr Truda Straede w 1976 roku. Na początku lat 80. zarejestrowała rasę w Royal Agricultural Society Cat Control w Nowej Południowej Walii i w roku 1986 koty Australian Mist uzyskały możliwość uczestnictwa w wystawach i zdobywania tytułów. Pierwszy tytuł czempiona uzyskała kotka Nintu Dardanos w 1988 roku. W roku 1989 koty Australian Mist umieszczono w publikacji opisującej największe osiągnięcia Australii. Genetycznie australijskie koty spokrewnione są z kotami i krótkowłosymi kotami domowymi.

Nie było chyba na przestrzeni dziejów drugiej istoty tak różnie ocenianej jak kot. Bywał on uwielbiany, otaczany czcią, obdarowany nietykalnością, podnoszony do godności bóstwa, jak również ignorowany, poniewierany lub wręcz uważany za ucieleśnienie Szatana i palony na stosie. Tak się jakoś składa, że kot budzi żywe uczucia, nie pozostawiając miejsca na obojętność. Tak było, jest i pewnie będzie. Ma to swoje odbicie w literaturze i sztuce.

Okazuje się, że wielu wybitnych uczonych, pisarzy, mężów stanu potrzebowało towarzystwa ulubionego kota, aby móc przystąpić do pracy twórczej. Należy tu wymienić między innymi: Francesco Petrarkę, Tomasza Graya, Armanda Jeana Richelieu, Marcina Lutra czy Abrahama Lincolna. Do największych wrogów kota należeli Napoleon Bonaparte, Juliusz Cezar, Benito Mussolini i Adolf Hitler.

Ukochany i święty

Najstarsze zachowane wizerunki kota pochodzą z Egiptu. Kot w sztuce egipskiej miał co najmniej trzy różne znaczenia. Był ukochanym domownikiem, istotą świętą, a także wcieleniem bogini Bastet, którą przedstawiano jako piękną kobietę z głową kotki. Na ścianach skalnego grobowca Hnumhotepa II (XX wiek p.n.e.) namalowano złotorudego kota polującego w zaroślach papirusów. Zachowało się też malowidło ścienne z 1300 roku p.n.e., na którym bóg Re przedstawiony jest w postaci Kota triumfującego nad bogiem śmierci i chaosu Apophisem, przedstawionym pod postacią węża. Koty, żyjące w świątyni Bastet w Bubastis żyły pod opieką kapłanów i były traktowane po królewsku. Przebywający około 450 r. p.n.e. w Egipcie, Herodot opisał świątynię w Bubastis. Miała ona 300 metrów długości i była domem dla ponad tysiąca kotów. Przed świątynią stał posąg Bastet, a wokół niej znajdował się cmentarz przeznaczony dla świętych kotów Bogini.

Pozycja kotów egipskich była tak wyjątkowa, że praktyką stosowaną po ich śmierci było mumifikowanie i umieszczanie kocich mumii w specjalnie wykonanych, rzeźbionych sarkofagach. Herodot zanotował, że Egipcjanie golili sobie brwi na znak żałoby po śmierci domowego kota, a w przypadku pożaru najpierw ratowano koty, a dopiero potem przystępowano do gaszenia ognia.

Według egipskiej Księgi Umarłych grzechem było zabijać zwierzęta święte (a więc koty), a nawet uszkadzać skórę zwierząt świętych (a więc kotów). Rzymski pisarz Didur Sycylijski (ur. ok. 100 r. p.n.e.) zapisał, ze był świadkiem zlinczowania obywatela rzymskiego, który niechcący zabił kota.

Wyzwolenie z pęt i okowów

Koty cieszyły się uznaniem nie tylko w Egipcie ale i w Grecji, chociaż na dużo skromniejszą skalę. Rzymianie przejęli od Greków zwyczaj trzymania kotów w domach. Seneka, a także Pliniusz pisali na temat kociej dumy i niezależności, a rzymskiej bogini wolności Libertas nieodłącznie towarzyszył przycupnięty u jej stóp kot – symbol wyzwolenia z pęt i okowów.

W Galii za sprawą Rzymian rozpowszechnił się kult Diany. Kot pojawił się tam wtedy jako atrybut tej lunarnej bogini.

Znane były jednak również praktyczne dziedziny życia, w których koty mogły być człowiekowi bardzo pomocne. Rzymscy legioniści zabierali ze sobą (na wyprawy wojenne) koty, aby strzegły zapasów żywności przed gryzoniami. Prawdopodobnie w ten sposób egipski kot przywędrował do naszych puszcz słowiańskich, gdzie skrzyżował się z dzikim kotem leśnym, dając początek rodu naszych poczciwych Mruczków. Zdobył początkowo duże uznanie jako niezastąpiony łowca myszy. I tak wiodło się kotu aż do Średniowiecza, kiedy to zaczęły płonąć stosy z czarownicami i ich kotami.

Grzech i upadek

Żeby to wyjaśnić – trzeba cofnąć się znów do czasów starożytnego Egiptu, gdzie kot odbierał cześć boską. Mojżesz, który wyprowadził Izraelitów z ziemi egipskiej, przekazał im zbiór praw. Zwierzęta podzielono na czyste i nieczyste. Czyste były te, które miały kopyta lub racicę i przeżuwały pokarm. Kot nie spełniał tych kryteriów. Był dla Izraelitów nieczysty, co miało jednak tę zaletę, że nie był przez nich zabijany na pieczyste ani na ofiarę całopalną. Jednak ponieważ odbierał w Egipcie cześć boską – dla Żydów stał się obrzydliwością – bogiem fałszywym. W Kabale oznaczał grzech i upadek.

Ta izraelicka niechęć do kota przeszła w jakiś dziwny sposób do świadomości chrześcijańskiej. I od tego czasu nasz bohater musiał sobie radzić z wieloma niebezpieczeństwami. Dla wielu stał się obok miotły atrybutem wiedźmy, czarownicy. Powstały mity, przesądy i zabobony związane z kotem, zwłaszcza czarnym.

Warto w tym miejscu zaznaczyć, że w przeciwieństwie do Mojżesza – Mahomet uznał, że koty nie są nieczyste i nakazał dobrze się z nimi obchodzić. Istnieje legenda mówiące o tym, że kot uratował życie Proroka, kiedy został on zaatakowany przez węża i druga legenda o kotce Muezzi, która usnęła na jego szacie. Mahomet kazał wtedy odciąć kawałek szaty aby nie budzić ukochanej kotki. Istnieje jeszcze trzecia legenda o tym, że to Mahomet obdarzył koty umiejętnością spadania na cztery łapy.

Arcydzieło natury

Dowody fascynacji naturą, budową, wyglądem i charakterem kota pozostawił Leonardo da Vinci, który napisał:

„Nawet najmniejszy kot jest arcydziełem natury”.

W czasach średniowiecza i wczesnego Renesansu figura kota pojawia się niezmiernie rzadko w europejskiej sztuce sakralnej. A jednak Leonardo da Vinci namalował „Madonnę z kotkiem”. Wymagało to odwagi i niezależności. Mistrz Leonardo pozostawał pod urokiem piękna i gracji kota – o czym świadczą jego liczne szkice poświęcone temu czarującemu drapieżnikowi. Poza wspomnianym dziełem na uwagę zasługuje, namalowane kilkadziesiąt lat później, bo w roku 1534 „Zwiastowanie” Lorenza Lotto, na którym to płótnie kot zajmuje miejsce centralne. Przy czym jest to zwykły, nastroszony bury kocur o pospolitym wyglądzie. Nie wiadomo do końca czy miał on oznaczać pokonanego demona czy też poczciwego domownika, zaskoczonego wizytą niespodziewanych dostojnych gości.

W epoce średniowiecza koty nie miały statusu zwierząt domowych. Rolę tę pełniły wtedy przede wszystkim psy, gloryfikowane z powodu swej wierności, jak również fretki i łasiczki.

Epoka renesansu przywróciła kota do łask, przymykając oko na jego rzekomy, piekielny rodowód. Stało się to po tym, jak Europę zdziesiątkowała zaraza, rozniesiona przez mnożące się gryzonie. Nie stałoby się tak gdyby nasi praojcowie znali i stosowali starożytne chińskie przysłowie:

„Gdy szczury buszują w twoim pałacu
Lepszy kot, choć kulawy, niż rumak na placu.”

We własnym, dobrze pojętym interesie, ludzie wpuścili ponownie koty do swych domostw, jednak w sztuce pozostawały one nadal przede wszystkim jako symbole zła.

Dopiero w XVIII wieku zaczęto wykonywać na zamówienie osób wysoko postawionych, portrety na których pojawiał się kot.

Do malarzy nie obawiających się umieszczać na swych płótnach wizerunków kotów należeli Francis Voucher i Wiliam Hogarth, W Polsce – Marcello Bacciarelli – nadworny malarz Stanisława Augusta Poniatowskiego namalował w 1781 roku portret ośmioletniej Julii Duhamel z kotem. Już w wieku XIX powstały płótna Gustave Courbeta (Pracownia 1855r.) i Eduard Maneta (Śniadanie w pracowni 1868r.), na których możemy zobaczyć, że koty cieszyły się uznaniem w pracowniach malarskich i miały tam swoje niepisane prawa.

Kiedy czytamy powieści czy też sztuki naszych wielkich pisarzy z XIX i początku XX wieku bardzo trudno jest nam odnaleźć nawet małą uwagę czy dygresję, dotyczącą kotów, choćby taką, jak piosenka, śpiewana przez Papkina, w pierwszym akcie „Zemsty” Aleksandra Fredry:

„Kot, kot, pani matko, kot, kot,
Narobił mi w pokoiku łoskot!”

A przecież koty można było wtedy już spotkać w każdym właściwie mieszkaniu – zarówno w salonie jak i w prostej izbie. Tymczasem prędzej znajdziemy drobiazgowy opis faktury materiału, którym pokryta jest kanapa, niż jedno małe zdanie, że na tej kanapie, na poduszce spał piękny kot takiego to a takiego koloru i kształtu. Oczywiście nie każdy pisarz musiał zwracać uwagę na koty, ale faktem jest, że następstwa uprzedzeń i zabobonów trwają zawsze dłużej niż one same.

Absurd i czarny humor

W literaturze europejskiej kot zaczął powracać do łask w pełni właściwie dopiero w XX wieku. Wprawdzie jeszcze na początku XIX wieku Aleksander Puszkin pisał w swoim poemacie „Rusłan i Ludmiła” o „kocie uczonym”, ale najbardziej chyba znanym kotem stał się Behemot z powieści Bułhakowa „Mistrz i Małgorzata”. Behemot – bezczelne czarne kocisko, które trafia do ateistycznej Moskwy wraz ze świtą Szatana. Kot, który właściwie nie jest ale bywa kotem, a który jest utkany z mieszaniny absurdu i czarnego humoru.

„Proszę posłuchać – zaczął kot i mrużąc oczy z zadowolenia opowiedział, jak to kiedyś błądził po pustyni przez dziewiętnaście dni, żywiąc się jedynie mięsem upolowanego tygrysa (…) Najciekawsze w tym łgarstwie jest to – powiedział Woland – ze łgarstwem jest tu wszystko od pierwszego do ostatniego słowa. – Ach tak? Łgarstwo? – zawołał kot i wszyscy sadzili, że zacznie protestować, ale on tylko cicho powiedział – Historia nas rozsądzi.”

A co powiemy o uśmiechającym się kocie z Cheshire, który jest narratorem „Złotego południa” Andrzeja Szpakowskiego?

„Ach ten kot – Alicja niegrzecznie wskazała mnie palcem – czasami znika, i to tak, że widać tylko uśmiech wiszący w powietrzu. Brr, okropność”

Czy nie jest to ten sam kot, który uśmiechał się do Alicji z Krainy Czarów już ponad sto lat wcześniej w powieści Lewisa Carrolla?

„No! Często widywałam kota bez uśmiechu – pomyślała Alicja – ale uśmiech bez kota! Jest to najbardziej zagadkowa rzecz, jaką widziałam w całym moim życiu!”

Wspaniale podpatrzone koty odnajdujemy w powieści Lucy Maud Montgomery „Ania na uniwersytecie”, będącej kontynuacją powieści „Ania z Zielnego Wzgórza”. Kolekcja kocich osobowości – Zyzio, Kot Sabiny i Mruczek:

„(…) Zyzio usadowił się na miękkiej poduszce w rogu bawialni, a Kot Sabiny zaczął się myć zawzięcie na dywanie przed kominkiem. (…) Mruczek zatrzymał się nagle, wyciągnął ogon, najeżył sierść, pochylił do ziemi głowę i parsknąwszy złowrogo i z nienawiścią, rzucił się na Kota Sabiny. (…) Zyzio usiadł na poduszce i ziewnął szeroko. Gorąca krew zapłonęła w żyłach Mruczka.(…)”

Powiernik i posłaniec miłości

Koty zdobyły szturmem wysokie notowania w literaturze science fiction i fantasy. Pierwsze słowa utworu Roberty Heinlein nie pozostawiają najmniejszego cienia wątpliwości, kto jest głównym bohaterem utworu:

„Pewnej zimy, tuż przed Sześciotygodniową Wojną, mieszkałem z moim kotem Arbitrem Petroniuszem na starej farmie.(…)Zawsze dbałem o to, by Pit miał własne drzwi (…) wyciąłem mały otwór szerokości równej dokładnie długości wąsów Pita.”

Ze względu na swoją delikatność i tajemniczość – kot staje się czasem symbolem najskrytszych uczuć, powiernikiem i posłańcem miłości. Taką właśnie rolę pełni kot Oronk w opowiadaniu „Dotyk pamięci” Tomasza Kołodziejczyka:

„Kazziz myślał też o tym wszystkim, co oznacza śmierć Oronka. O latach, kiedy zwierzę było posłańcem (…) przenoszącym muśnięcie dłoni, ciepło, oddech. Pamięć. Gdy głaskał kota (…) odnajdywał ciepło i łagodny dotyk dłoni Maraeny. Czym był ten kot (…)? Błogosławieństwem, które pozwala pamiętać? Czy przekleństwem, które nie pozwala zapomnieć?(…)”

Kotom udało się też wejść na salony wszechpotężnej Fraszki i tu święcą swoje małe triumfy. Jan Sztaudynger ma w dorobku wiele mini-arcydzieł dotyczących kotów:

„Z lęku przed rusycyzmem wielu naszych braci Nie mówi „kot się czai” lecz „kot się herbaci”

Uroczy i nobilitujący kota (poprzez wprowadzenie go do scenerii szekspirowskiej) jest czterowiersz Ryszarda Marka Grońskiego:

„Poprawkę do „Hamleta” zgłoś
Nie naruszając formy.
Zamiast – „Niech ryczy ranny łoś”,
Niech mruczy kot wieczorny”.

Wreszcie, koty zadomowiły się w poezji na dobre. Krzysztof Kamil Baczyński, Jan Brzechwa, Julia Hartwig, Kazimiera Iłłakowiczówna, Stanisław Jachowicz, Ludwik Jerzy Kern, Ignacy Kraszewski, Hanna Ożogowska, Janina Porazińska, Hanna Poświatowska, Jan Sztaudynger, Julian Tuwim, ks. Jan Twardowski, Wisława Szymborska… to tylko część listy znanych polskich poetów piszących o kotach.

Koty księdza Twardowskiego – te prawdziwe i te ulotne, mieszkające w jego poezji:

„Smutna miłość (…)
Śpiew w klatce
Siwe wąsy kota
Smutna szałwia inaczej czerwona (…)”

Każdy przyjaciel kotów, który przeczyta wiersz Wisławy Szymborskiej „Kot w pustym mieszkaniu” poczuje od razu, że nasza noblista dobrze zna kocią naturę. Czytając, widzi się oczyma wyobraźni tego opuszczonego kota idącego na swoich „obrażonych łapach”.

„(…)Będzie się szło w jego stronę
Jakby się wcale nie chciało,
Pomalutku,
Na bardzo obrażonych łapach (…)”

Jest jeszcze długa lista poetów zagranicznych, piszących o kotach i dla kotów z których wymienię tylko Charles Baudelaire i Thomasa S. Eliota. Baudelaire kojarzył kocią grację z wdziękiem ukochanej kobiety:

„Pójdź w me ramiona, mój kocie prześliczny,
Schowaj pazurki swe bez żalu (…).”

Thomas Stearns Eliot podjął w jednym ze swych wierszy, temat może mniej poetycki – ale bardzo konkretny – imię dla kota:

„(…) Lecz mówię wam: kot musi mieć jeszcze drugie imię
(jak nie ma go nie będzie chciał pić ani jeść),
Imię, przez które mógłby się nad tłum szary wynieść
I dumnie wąs rozpostrzeć i ogon w górę wznieść! (…)

Można śmiało powiedzieć, że każdy z twórców piszących o kocie dodał swój kamyczek do mozaiki portretowej Przewspaniałego Kota. Na zakończenie nie mogę się oprzeć pokusie i przytoczę fragment mojego własnego wiersza, który napisałam w czasie choroby kota Borysa – mojego wieloletniego przyjaciela i domownika.

„(…) Myśl głaszcze chorego kotka,
Z mlekiem się leje do spodka…
A inne sprawy? W oddali.
Kot przylgnął pyszczkiem do ręki,
Już nie jest skoczny i prędki –
Ale bezradny i mały.”

Koty nie wymiauczały jeszcze swojego ostatniego słowa. Na pewno w dalszym ciągu będą inspiracją do powstawania dzieł wielkich i małych, pisanych wierszem lub prozą, malowanych farbami lub rysowanych ołówkiem czy kredką, haftowanych, dzierganych, wyszywanych, wycinanych z kolorowego papieru. Koty są nam potrzebne, ponieważ wnoszą w nasze życie, niezależnie od wielu spraw wymiernych, odrobinę luksusu i komfortu, a także smak niedostępnej nam tajemnicy. Zdobywając naszą miłość powodują też to, że stajemy się lepsi, mniej skoncentrowani wyłącznie na własnym ego. Niektórzy twierdzą nawet, że koty mają własności terapeutyczne – lecznicze. Ale przede wszystkim są one dziełem sztuki, są pięknem, które możemy podziwiać, są czystą poezją wyrażaną specjalnymi środkami wyrazu.


Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011