Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Krzysztof Deja i jego emigracyjna twórczość

maj 2008

Australia miała w sobie wyjątkowy magnes. Tu znalazłem swoje miejsce na ziemi...


Krzysztof Deja – z powołania pisarz i poeta, z zawodu inżynier. Laureat wielu konkursów poetyckich. Od ponad dwudziestu lat mieszka w Adelajdzie w Australii. Współpracuje z australijskimi polonijnymi gazetami i portalami. W 2006 r. wydał w Polsce powieść „W kolejce do raju”, a w Australii płytę kompaktową „Wiersze”.

„(…)Chciałoby się
W galop niebieski
Lecz Pegaz ze skrzydłem złamanym
Czy sławna kuźnia Hefajstosa
Potrafi leczyć takie rany (…)”

Krzysztof Deja

Panie Krzysztofie, z Pana wierszami zetknęłam się po raz pierwszy w roku 2004., kiedy zdobył Pan nagrodę w Konkursie „Nasz czas 2003” zorganizowanym przez Oficynę Wydawniczą „TAD-AD”. Wiersze laureatów zostały wydane w tomiku p.t. „W księżyca blasku”. Na wstępie przytoczyłam fragment Pana wiersza p.t. „Wyprawy”. To był rok 2004. Był Pan już od dwudziestu lat w Australii. Skąd pomysł udziału w krajowym konkursie poetyckim?

– Udział w konkursach literackich to taki specyficzny krok w poznawaniu siebie jako twórcy. Żyjąc na emigracji nie miałem żadnego środowiska w którym mógłbym wymienić spostrzeżenia, porozmawiać o doświadczeniach z weną, o sposobach przetwarzania myśli w słowo, czy wręcz oceny tego co robię. Skonfrontować to co piszę z opinią i twórczością innych. A ponieważ piszę po polsku, więc dołączenie do krajowych twórców było naturalnym polem działania.

Choć na początku zainteresowania literaturą podchodziłem dość sceptycznie do wszelkich form konkursów, to później przekonałem się, że nie jest to jedynie współzawodnictwo, a raczej dobra forma kontaktu z innymi. Forma otwarcia i pokazania innym – podobnie myślącym – tego co robię. Sam ten wywiad niech świadczy moim słowom.

Następna nagroda (tym razem pierwsza) i następny tomik pokonkursowy w którym znalazły się Pana utwory – to też rok 2004. Konkurs „O pióro Oficyny Wydawniczej TAD” i tomik p.t. „Bezgadzia Planeta”. Ciekawa jestem czy zauważył Pan skąd wziął się tytuł tego tomiku?

– Prawdę mówiąc, wiedziałem że to tytuł jednego z nagrodzonych wierszy w tym almanachu, ale nie pamiętałem czyj... Swoją drogą, kiedy kilka lat później czytałem Pani utwory, nie zdawałem sobie sprawy, że sąsiadujemy na kartach zbiorków poezji.

„Planeta imaginowana,/ Bezgadzia i bezwroga,/Lecz, czy nastąpi jakaś zmiana...” Gratuluję, to bardzo dobry wiersz pani Jurato.

Bogumiła Żongołłowicz i Krzysztof Deja. Na spotkaniu z czytelnikami w Melbourne

Spotkanie autorskie w Radomiu

W tych dwóch tomikach nasze wiersze sąsiadowały ze sobą. Potem widocznie braliśmy już udział w różnych konkursach. Czy chciałby Pan któreś wymienić?

– Brałem jeszcze udział w kilku. W jednym z nich, zaowocował mój wiersz Puszcza Kozienicka – nagrodą specjalną w III Ogólnopolskim Konkursie Poezji im. Zbigniewa Herberta. A płyta CD „Wiersze” uhonorowana została II nagrodą na Multimedialnym Festiwalu Polonijnym w Częstochowie – Polskie Ojczyzny 2006. Na tym samym Festiwalu w tamtym roku, podobną nagrodę otrzymała moja strona internetowa australink.pl/krzysztof

Czy pisze Pan w dalszym ciągu wiersze o wątkach filozoficznych jak ten p.t. „Teoria względności”, który zaczyna się słowami:
„Prawda wcale prawdą być nie musi,
Piękno pięknem !(...)”

– Przyznam się Pani, że nigdy nie zastanawiałem się jaką tematykę uwypuklam w swoich wierszach. Ja po prostu piszę to co we mnie naturalnie fermentuje i przetwarzam myśli w słowa, tak, ja przetwarzam – nie ubieram, jak robią to niektórzy. Zwykle „fermentacja” trwa kilka dni – praktycznie nie pisuję „za jednym zamachem” – stąd to przetwarzanie. Bywa, że długo myślę, wręcz analizuję temat wiersza, może stąd czasem te filozoficzne efekty przemyśleń. Być może wpływ na styl mojego pisania ma techniczne wykształcenie... Nie wiem.

Współpracuje Pan obecnie z gazetami polonijnymi w Australii – z jakimi?

– Australink.pl – to portal na którym od lat goszczę, a tym samym mam bliski kontakt z „Przeglądem Australijskim”. Moje utwory często ukazują się na Pulsie Polonii, w kanadyjskim Świecie Nasz – do czasu zamknięcia tego pisma. Jestem jednym z autorów w MyPolinfo, Bochenia i kilku innych. W druku ukazuję się głównie w sydnejskim tygodniku „Express”. Jest to pismo polskojęzyczne dla Australii i Nowej Zelandii. Czasem w miesięczniku „Panorama”.

Czy mógłby Pan powiedzieć o czym jest Pana pierwsza powieść?

– Powieść „W kolejce do raju” to zapis pewnego etapu historii Polski. Wielki czas emigracji tzw. solidarnościowej. Jest to właściwie książka przygodowa, rzecz o przemieszczaniu się ludzi w poszukiwaniu osobistego szczęścia. Brawurowe przeprawy przez granice kilku krajów, egzotyczne zwyczaje kultury arabskiej i zderzenie z brutalnym życiem obozu dla uchodźców w Traiskirchen. Książka miała parę pozytywnych recenzji tak w Polsce jak i w Australii.

Jaka była przyczyna tego, że powieść wydał Pan w Polsce, a wiersze w Australii?

– Zaproponowałem kilku polskim oficynom wydanie mojej powieści. Zwykle duże wydawnictwa z debiutantami rozmawiać nie chcą. Z małych – wrocławskie wydawnictwo ATO, zorganizowało wydanie książki na warunkach które mnie interesowały. Część nakładu została w kraju, część znalazła się w Australii.

Natomiast płyta kompaktowa całkowicie powstała w Australii. Są na niej 33 wiersze w wykonaniu sydnejskiego aktora A. Siedleckiego, z muzyką R. Wolfa. Tu nad nią pracowaliśmy. Nagrywana była w studiach w Sydney i w Adelaide, a więc i jej produkcję tu zleciłem.

To pytanie powinnam właściwie zadać na początku – czy może Pan podać przyczyny i okoliczności swojej emigracji do Australii – i dlaczego właśnie do Australii?

– Nie mogłem pogodzić się z tym, co w tym czasie działo się w Polsce. Moje życie osobiste też nie było najlepsze. Muszę się Pani szczerze przyznać, że w 1982 roku tak serdecznie miałem dosyć ojczystego kraju, że postanowiłem wyjechać i to jak najdalej. Kiedy patrzyłem na mapę świata, Adelajda wydawała mi się najbardziej oddalona od Polski – stad mój wybór. Interesowały mnie tylko kraje angielskojęzyczne, a Australia miała w sobie wyjątkowy magnes.

Tu znalazłem swoje miejsce na ziemi.

Grupa rządzących na długo obrzydziła mi wszelkie uczucia związane z ojczyzną. Pojęcie patriotyzmu było tak wypaczone, że siłą woli zwalczałem to u siebie. A poza tym ja w tym czasie byłem tak daleko od literatury, jak i od kraju urodzenia.

Z tego co Pan mówi wynika, że nie pisał Pan wierszy przed wyjazdem na emigrację, ale odnalazł Pan swoją Muzę dopiero na kontynencie Australijskim?

– Jak przed chwilą wspomniałem – to jeszcze nie był mój czas. Fascynacja literaturą przyszła dużo później – dokładnie 10 lat temu. Oczywiście już wcześniej przeczytałem jakiś interesujący tekst literacki, czy napisałem słowa do piosenki, ale trudno jeszcze mówić o tym okresie jako głębokim zainteresowaniu. Natomiast gdzieś od dziesięciu lat, sukcesywnie, trwa moja przygoda z liryką, moja czasem wręcz – egzaltacja literacka.

Myślę, że na emigracji odczuwa się pewne mechanizmy głębiej. Bywają dni, że po polsku mówi się tylko kilka zdań, czasem w ogóle, i to się zbiera. Ta euforia często wybucha weną, pragnie wyartykułować tęsknotę za polskim słowem. Jego melodycznym dźwiękiem, wyglądem, tembrem, dosadnością. Całym kolorytem którego w normalnych warunkach się nie dostrzega, nie czuje.

Pisze Pan również Dzienniki. Gdzie są publikowane?

– Dzienniki poranne powstają już od pięciu lat. Spisuję je zwykle co drugi dzień, a powstają w czasie moich porannych biegów i marszów. Umysł jest wtedy najświeższy i owoc tego działania spisuję na Internecie, na swojej stronie. A notuję je gdziekolwiek jestem: w Polsce, w australijskim buszu, Nowym Jorku czy Singapurze. To taka forma pamiętnika intelektualnego.

Fragmenty dzienników były już publikowane w wielu periodykach literackich m.in. Rzeczpospolita Kulturalna w Anglii, czy Polskie Kulturalne Podziemie PKPzin.com

Od dłuższego czasu ilustruję je fotografiami robionymi zwykle podczas tych eskapad tak, że dzienniki nabierają dodatkowej autentyczności w przekazie.

Na zakończenie pytanie tradycyjne – jakie są Pana plany na przyszłość – te twórcze i te osobiste, prywatne?

– Plany na przyszłość... Jedno co planuję to podróże. Wszystko inne w życiu nauczyłem się przyjmować naturalnie – brać co się zdarzy. Znam już na tyle życie, iż zdaje sobie sprawę do czego najczęściej prowadzi poleganie na planie i oczekiwanie na jego realizację: zawód, zgorzknienie, niespełnione nadzieje. A cała sztuka polega na tym, żeby nie tylko przyjmować co los da, ale potrafić się jeszcze tym cieszyć.

Czy wobec tego planuje Pan podróż do Polski, a jeśli tak – to kiedy?

– Owszem, już niedługo odwiedzę Polskę. Mam zaplanowany objazd południowo-środkowej części kraju w lipcu i sierpniu. Będę też miał parę spotkań autorskich.

Dziękuję za rozmowę i życzę spełnienia się pana marzeń i realizacji planów.

Wywiad przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011