Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

„Zabawa” w internetową literaturę

luty 2009

Wiele lat temu uległem wielkiej fascynacji Australią...

Jerzy Reuter – pisarz prozaik. Mieszka w Tarnowie. Debiutował w latach 70. XX wieku w „Tygodniku Kulturalnym”. Współpracuje na stałe z „Kurierem Galicyjskim” we Lwowie. Jest redaktorem działu prozy i zastępcą red. Naczelnego w kwartalniku „sZAFa”. Publikuje w Internecie i czasopismach – „Aspiracje” „Portret” „Wyspa” „Cegła” „Kozirynek” „Akcent” „Midrasz” „Znaj” „Rzeczpospolita Kulturalna” – Londyn „Polish Daily News” – Chicago” i „Szafa”. Wydał dwa zbiory opowiadań: „Zdrada” (2007) i „Opowiadania” (2009).

Jerzy Reuter

W notce biograficznej wymienia Pan na pierwszym miejscu Internet jako miejsce publikowania swoich utworów. Dlaczego tak ogólnie? Przecież to trochę tak, jakby o wydaniu książki powiedzieć, ze wydało się ją w wydawnictwie bez podania, kiedy i w którym.

– Kolejność jest tutaj przypadkowa, ale nie zaprzeczam, że Internet jest miejscem na moje publikacje. Zamieszczam swoje teksty na kilku portalach literackich i jednocześnie w pismach tradycyjnych.

Czy rzeczywiście uważa Pan za ważne opinie, jakie wypisują w komentarzach przypadkowi (często) ludzie na wszelkiego rodzaju forach literackich?

– Internet nie jest sposobem na robienie kariery literackiej, a bardziej informatorem, pokazującym jakiś dorobek autora. Z uwagi na anonimowość użytkowników istnieje szeroka wielobarwność komentarzy. Od zwykłego chamskiego bełkotu, po bardzo merytoryczne opinie. Po jakimś czasie można się przyzwyczaić i traktować to wybiórczo. Komentujący bardzo często oceniają subiektywnie, a jak wiadomo takie opinie są najczęściej efektem myślenia na tak zwany „chłopski rozum”. Autorzy zwykle oczekują spojrzenia od strony czytelnika przez pryzmat pierwszego wrażenia, a otrzymują nic nie wnoszące filozoficzne „traktaty”, albo typową korektę, dotyczącą interpunkcji. Pamiętam całkiem zgrabne opowiadanie o kobiecie ugotowanej w wannie (sic!). Kilkadziesiąt komentarzy oceniało techniczne możliwości takiego przypadku, nie dając autorowi miejsca na własną, twórczą rzeczywistość. Widziałem też prawdziwe dzieła, pozostające bez komentarzy, albo skomentowane bardzo negatywnie, a jednak drukowane w poważnych pismach literackich.

Najlepszym sposobem na przetrwanie w świecie internetowej literatury jest traktowanie tego jak zabawę.

Czy zdarzyło się tak, że takie właśnie komentarze spowodowały, iż dokonał Pan zmian w swoim tekście?

– Bardzo rzadko i najczęściej były to zmiany w technikaliach, czyli jakieś ogonki, literówki, przecinki. Twórczości nie można się nauczyć. Owszem, można i należy korzystać z doświadczeń wielkich pisarzy, ale na forach internetowych bym nie doradzał.

Co uznałby Pan za ważniejsze – opinię uznanego krytyka literackiego czy też grupy z forum, w przypadku gdyby opinie te krańcowo się różniły?

– Nie wiem czy w ogóle bym cokolwiek uznał. Twórca jest zawsze konstruktywny, a krytyk już nie.

Debiutował Pan w latach siedemdziesiątych XX wieku. Jaki to był utwór i jaka gazeta?

– W „Tygodniku Kulturalnym”. Zadebiutowałem jednym wierszem i była to nie lada gratka. Redaktorem naczelnym, jak dobrze pamiętam, był Tadeusz Nowak, co było wielkim zaszczytem dla debiutu. Ciekawostką jest, że w tamtych latach prawie każda gazeta miała kąciki literackie i co najważniejsze, pisma płaciły honoraria. Dzisiaj? No cóż...

No właśnie, czy to nie jest trochę nasza wina. Gdybyśmy nie zgadzali się publikować za darmo – to sytuacja musiałaby wrócić do normalności. To paradoksalne, że autorowi nie płaci się za tekst. Ale autor musi sam za wszystko zapłacić. Nikt mu nie daje za darmo komputera, drukarki, skanera, nie opłaca Internetu… A to wszystko jest w obecnych czasach niezbędne do tego aby pisać i publikować. Więc, może ma Pan pomysł co należałoby zrobić w tej sprawie?

– Myślę, że to wynika z nonszalancji redaktorów pism, braku dotacji na kulturę i komercjalizacji rynku. Często czasopisma literackie powstają w wyniku dogadania się kilku kolesi. Jest to sposób na autokreację i zarobienie paru groszy. Czy można temu jakoś zaradzić? Trudno powiedzieć. Moim zdaniem zagospodarowanie przestrzeni internetowej może wiele zmienić i dojdzie do tego, że pisma papierowe będą zmuszone do zaproponowania autorom honorariów.

W wydanym w tym roku zbiorze „Opowiadania” znajduje się opowiadanie p.t. „Wesele „Papugi” i ból Rotha”. Czy ma Pan może więcej utworów o tematyce nowozelandzkiej lub australijskiej?

– Wiele lat temu uległem wielkiej fascynacji Australią. W Polsce ukazała się książka „Poczta do Nigdy – Nigdy” i jako nagroda szkolna wpadła w moje ręce. Pamiętam, że czytałem ją nawet w nocy, pod kołdrą, przyświecając sobie latarką. Wychowałem się w rejonie Polski, gdzie niemal w każdym domu ktoś jest w USA. W moim domu było inaczej. Mieliśmy ciotkę na antypodach i dzięki niej w latach gomułkowskich chodziliśmy z bratem w dżinsach. Doprowadziło to do przykrej sytuacji. Były wezwania mamy do szkoły, a nawet na milicję. Po wielu szykanach przerobiliśmy dżinsy na rękawice bokserskie.

A więc możemy liczyć na to, ze w najbliższym czasie napisze Pan kilka utworów o tematyce dotyczącej Antypodów?

– Oczywiście! Mam już konspekt do powieści, w której część będzie umiejscowiona w Australii.

Jakie ma Pan poza tym plany twórcze na najbliższa przyszłość?

– Obecnie jestem w trakcie promowania nowego zbioru opowiadań, którym zamykam etap pisania krótkich form. Potem będzie powieść. Mam już pierwsze rozdziały i pracuję nad dalszymi. Równocześnie rozpisuję pomysł na następną książkę. Do tego dochodzi codzienność w redakcji „Szafy”, felietony i reporterska robota dla pewnego portalu informacyjnego.

Dziękuję za rozmowę i życzę aby Pana powieść na motywach australijskich odniosła sukces na obydwu półkulach.

Rozmowę przeprowadziła Jurata Bogna Serafińska


Przeczytaj: Wesele papugi - recenzja


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011