UBOSTWO
W Polsce juz zaczyna sie wiosna (2002), ale to
chyba jedyna pozytywna informacja. ... Ja i maz pracy sie nie boimy,
uczymy sie cale zycie, do wszystkiego doszlismy wlasna praca, a
teraz boimy sie co bedzie za miesiac. Coraz czesciej widzimy swoja
jedyna szanse w przeniesieniu sie do Australii.
Pewne informacje podane na twojej stronie wzbudzily
u mnie watpliwosci. Dlatego prosze o wyjasnienie:
Jeden z twoich znajomych mowi, ze jego pierwsze 3 lata w Australii,
to byla bida z nedza i podobno dotyczy to wiekszosci imigrantow. Jak
to pogodzic z wyrazona w innym miejscu opinia, ze "wszyscy lepiej,
czy gorzej adaptuja sie w Australii i praktycznie nikt nie rezygnuje
i nie wraca do swego macierzystego kraju"?
Piszesz, ze ok. 10% ludzi zyje w biedzie, a zaraz potem, ze
Australia jest krajem bez slumsow ("nawet w najgorszej dzielnicy na
ogol beda domki i trawniczki"). Przyznam, ze z europejskiego punktu
widzenia jest to troszke trudne do wyobrazenia, zwlaszcza gdy widze
np. slaska biedote z familokow.
|
W Polsce juz zaczyna sie
wiosna (2002), ale to chyba jedyna pozytywna informacja. ... Ja i maz pracy sie
nie boimy, uczymy sie cale zycie, do wszystkiego doszlismy wlasna praca, a teraz
boimy sie co bedzie za miesiac. Coraz czesciej widzimy swoja jedyna szanse w
przeniesieniu sie do Australii.
|
Nie jest to zapewne zadnym pocieszeniem dla czytelnikow, ale w Australii 10%
ludzi zyje z dochodow ponizej minimum socjalnego Wartosc tego minimum waha sie,
w zaleznosci od dokonujacej obliczen organizacji.
Wedlug jednego z Centrow Badan (zblizonego do liberalow) granica ubostwa
to 362 A$ na tydzien na 4 osobowa rodzine. Inne badania, zlecone przez
organizacje charytatywna "Smith Family"
www.smithfamily.com.au , przy
zastosowaniu innej metododologii, uznaly, ze ta sama rodzina bedzie bardzo uboga
majac do dyspozycji 416 A$ tygodniowo.
Obie powyzsze kwoty sa bardzo niskie, a roznica pomiedzy nimi jest niewielka. Bazujac
na nich obliczono dalej, ze od 8 do 13% spoleczenstwa australijskiego zyje
ponizej granicy ubostwa.
Nie jest to stan przejsciowy. Trwa
on latami i pokoleniami. Wielu ubogich pracuje. Ostatnio ogloszono podwyzke placy
minimalnej o jakies kolejne grosiki.
Sytuacja podobno pogarsza sie. W roku 1982 tylko 5% gospodarstw domowych
mozna bylo oficjalnie uznac za zyjace w biedzie, obecnie jak wynika z
powyzszego, okolo 10%.
W Australii Poludniowej doliczono sie 7000 bezdomnych, a liczba tanich
mieszkan komunalnych w przeciagu ostatniej dekady spadla o 10 tysiecy, glownie z
powodu obnizenia dotacji z budzetu federalnego.
Problemem jest bezrobocie. Oficjalne dane, 6-7%, obejmuja tylko tych ktorzy sa
zarejestrowani i spelniaja oficjalne kryteria. Wielu ludzi nie ma pracy, ale
zasilku nie otrzymuje, gdyz np. wspolmalzonek zarabia powyzej pewnego progu (a ten
prog jest bardzo niski). Wielu ma tylko prace dorywcza, albo w niepelnym wymiarze czasu.
Oni tez nie sa zaliczani do bezrobotnych.
Spory procent mlodziezy porzuca szkole wlasnie z powodow materialnych. Tutaj
tez zanotowano tendencje rosnaca. Nie majac wyksztalcenia nie moga oni pozniej
znalezc pracy i tak popadaja w zaklety krag biedy: z braku pieniedzy nie maja
kwalifikacji, w konsekwencji czego nie moga znalezc pracy, w zwiazku z czym nie maja pieniedzy, ...
, ...
Organizacje dobroczynne w Australii Poludniowej tygodniowo otrzymuja 1500
prosb o wsparcie. Jest to liczba o 20% wieksza niz w roku 1995.
Niedawno rozmawialem ze znajomym, ktory wspominal swoje pierwsze 3 lata w
Australii (pod koniec lat 90-tych), jako bide z nedza. Obecnie on i
zona maja juz prace, wiec jest nieco lepiej. Teraz splacaja
kredyt na zakup domu, jakies sto kilkadziesiat tysiecy ... wciaz kazdy
dolar sie liczy.
Jest to bardzo typowa sytuacja. Roznice moga wystepowac
w ilosci "pierwszych lat" lub w ilosci tysiecy, ktore trzeba w banku splacic.
Nie znam rodziny imigrantow, ktora nie podlegalaby temu schematowi.
Nie napisalem tego, aby polemizowac z autorem powyzszego stwierdzenia o
sytuacji w Polsce wiosna 2002. Takie refleksje nasunely mi sie, a dziele sie
nimi nie po to, aby dyskredytowac ten piekny kraj w oczach czytelnikow, lecz w
celu ustrzezenia ich przed zludnym przeswiadczeniem, ze w Australii
pewne zjawiska spoleczne nie istnieja.
powrot
do gory
|
Pewne informacje
podane na twojej stronie wzbudzily u mnie watpliwosci. Dlatego prosze o
wyjasnienie:
Jeden z twoich
znajomych mowi, ze jego pierwsze 3 lata w Australii, to byla bida z nedza i
podobno dotyczy to wiekszosci imigrantow. Jak to pogodzic z wyrazona w innym
miejscu opinia, ze "wszyscy lepiej, czy gorzej adaptuja sie w Australii i
praktycznie nikt nie rezygnuje i nie wraca do swego macierzystego kraju"?
Piszesz, ze ok.
10% ludzi zyje w biedzie, a zaraz potem, ze Australia jest krajem bez
slumsow ("nawet w najgorszej
dzielnicy na ogol beda domki i trawniczki"). Przyznam, ze z europejskiego punktu
widzenia jest to troszke trudne do wyobrazenia, zwlaszcza gdy widze np. slaska
biedote z familokow.
|
Dziekuje za wnikliwe sledzenie strony i
zapewniam, ze nie przylapales mnie na pisaniu nieprawdy. Jednak jeszcze raz
podkresle, ze pisze z wlasnego, subiektywnego punktu widzenia i na
podstawie wlasnych doswiadczen, i ze ktos inny moglby ten temat potraktowac
zupelnie inaczej.
W tydzien lub dwa po przyjezdzie do
Australii, w piekne niedzielne przedpoludnie przechadzalismy sie po ruchliwym
deptaku. Zauwazylem starszego czlowieka, ktory cyrkulowal pomiedzy licznymi w
tym miejscu koszami na smieci i wylawial z nich aluminiowe puszki po napojach. W
duzym worku mial ich juz calkiem sporo. Nikt na niego nie zwracal specjalnej
uwagi i ja tez prawdopodobnie bym tego nie zrobil, gdyby scena ta miala miejsce
w jakims innym kraju.
Przez jakis czas ten zapamietany widok nie
dawal mi spokoju. Nie bardzo moglem pojac, po co ten dziadek to robil. Po
kilku dniach zapytalem o to znajomych. "Jak to po co? Dla pieniedzy, dostanie
5 centow za puszke."
Ta odpowiedz, wcale nie byla dla mnie tak
oczywista. To dziwne, ale tego najprostrzego rozwiazania nie bralem wogole pod
uwage. Ta odpowiedz zupelnie nie pasowala do mojego wyobrazenia o Australii,
kraju do ktorego w koncu dotarlismy.
Wydaje mi sie, ze Ty patrzysz na Australie
troche podobnie, jak ja wtedy, idealistycznie. I reprezentujesz chyba 99%
Polakow.
Wlasnie z tego powodu podzielilem sie na
stronie swoimi refleksjami na ten temat i danymi liczbowymi, ktore
zaczerpnalem z tutejszej prasy.
Napisalem na ten temat, mimo iz nie bylo to
wlasciwie pytanie od czytelnika.
Jesli chodzi o imigrantow, to moj znajomy
mowil o 3 latach, kto inny bedzie mowil o 1 roku, a jeszcze inni wioda skromne
zycie od lat kilkunastu i szanse na zmiane maja chyba bardzo nikla.
Ostatnio kryteria dla imigrantow sa coraz
wyzsze, wiec i
szanse na szybki sukces nowoprzybylych powinny wzrastrac,
taka przynajmniej jest intencja ministra d/s imigracji.
Wiekszosc przyjezdnych nie zraza sie
pierwszymi latami. Cechuje ich determinacja, ktora powoduje, ze nie pakuja
walizek w kilka miesiecy po przyjezdzie, dlatego, ze im ciezko. Imigranci widza
dla siebie szanse, daza do czegos, maja plany i wierza w ich realizacje. Widza
cel i czuja jak sie rozwijaja i zdobywaja nowy teren - mam tu na mysli poprawe
jezyka, nowe znajomosci, coraz lepsze poznawanie srodowiska itd. Wielu z
nich podejmuje ryzyko i rezygnuje z wlasnych ambicji, majac na uwadze nie
tyle siebie, ale swoje dzieci.
Jest dokladnie tak jak napisalem. Adaptuja
sie po pewnym czasie - przejscie
wykresu W,
to lata, a nie tygodnie. Moj znajomy jest tu 6 lat, a tylko pierwsze 3 wspomina
jako bide z nedza. Adaptuja sie lepiej lub gorzej. Ci biedniejsi zaadaptowali
sie gorzej. Zapewne niektorzy zaluja swojej decyzji o emigracji, a jakis procent
rozwaza powrot. Nie ma emigranta standardowego - to sa dziesiatki, setki tysiecy
indywidualnych przypadkow.
Natomiast po spedzeniu wiekszej ilosci lat
w Australii, kraj swojego pochodzenia traktuja jako teren nieznany. Dosc trudno
wyobrazic sobie powrot ubogiego emigranta, po kilkunastu latach, do swego kraju.
Gdzie mialby mieszkac? Jak znalazlby prace w kraju z wiekszym bezrobociem, skoro
nie mogl jej znalezc w Australii? Nie mowiac juz o poczuciu totalnej przegranej.
Teraz o domkach i trawniczkach.
Taki tu styl. Nie ma tu blokowisk, osiedli
z wiezowcami, a sa domki, czasami cos w rodzaju szeregowcow. Jeden domek
kosztuje milion dolarow, drugi tylko 80 tysiecy, a trzeci jest zbudowany z
drewna i plyt cementowo-azbestowych i nie kosztuje nic, bo to domek komunalny.
Wokol domku jest zazwyczaj jakis teren, na
ktorym cos tam rosnie. Jedna rodzina moze zyc skromnie, ale dbac o "trawniczek",
a druga nie dba ani o trawniczek, ani o dom, ani o stan swojego uzebienia.
Slumsow nie ma, sa natomiast dzielnice
tanich domkow, w ktorych mieszkaja rodziny gorzej sytuowane.
Nie widzialem tu ANI JEDNEGO ZEBRAKA (nie
liczac mejtow, ktorzy podchodza do przechodnoiw bo zbieraja na kolejny kartonik
wina). Sa tez bezdomni, ale nie ma glodujacych.
Mimo to Australia niewatpliwie nalezy do
najwyzej rozwinietych krajow swiata, po prostu dlatego, ze w innych krajach
jest realtywnie gorzej. Ubostwo w Australii na pewno wyglada inaczej niz
ubostwo w Egipcie. Klasa srednia w Australii zyje inaczej niz klasa srednia w
Wenezueli, Polsce czy Rosji. Porownan prostych pomiedzy tymi krajami nie ma.
powrot
do gory
|