Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Kocie oczy Juraty

Przegląd Australijski, listopad 2008

(Korespondencja z Warszawy) Wrażenia Jana Siwmira ze spotkania autorskiego z Juratą Bogną Serafińską


Sobota, 22-ego listopada zapowiadała się nijako. Trochę nad ranem pokropiło, szarostalowe niebo zawisło ciężko nad nie chcącą się rozbudzić duszą, gałęzie drzew rozpostarły swoje badylowate pazury i depresyjnie zawodziły, a w powietrzu czuć było pierwsze oznaki chłodu. Nic mi do tej pory nie szło; maile wędrowały w pustkę, w pracy marazm i zatrzymanie krwioobiegu, na allegro nic specjalnego. A ludzie jakby coraz bardziej i bardziej opryskliwi... Czas powoli zaczął się behemocić.

„Gdy czas przemija mroźną nocą,
Kiedy poeta pyta – po co?
Kiedy Kot czarny grzbiet wypręża,
Kiedy pacierze klepią księża…

W taki właśnie dzień najlepiej wyjść na spotkanie poezji. Traf chciał, że kilka dni temu dostałem zaproszenie do księgarni „Przy Agorze”. Państwo Elżbieta i Waldemar Różyccy prowadzą nietypową księgarnię. Można tu przyjść jak do przyjaciół, zasięgnąć porady co do nowości, przeczytać fragment książki, opowiedzieć co się lubi i mieć pewność, że p. Waldemar znajdzie coś na nasz gust i kieszeń. A przede wszystkim można tu zajrzeć na filiżankę kawy i ... kieliszek (hehe) herbaty, które to napitki wspomagają przeurocze spotkania z autorami. Ja miałem szczęście posłuchać Juraty Bogny Serafińskiej. Dziennikarki, publicystki, powieściopisarki i poetki, promującej właśnie swój kolejny tomik wierszy zatytułowany „Behemoty”.

„Wtedy w tym gęstym, ciemnym mroku,
Który okrywa wszystko wokół,
Widać dyskretny urok losu,
Co krzywi się na koci sposób”

Spotkanie prowadził p. Waldemar Różycki. Ciężkie miał zadanie ponieważ p. Jurata ma cięte riposty i, jak ja to mówię, na język nie choruje. Starannie zaplanowane pytania niejednokrotnie wędrowały w najmniej oczekiwanych kierunkach. Ale to przecież jest cały urok rozmowy.

Kiedy zaczęła Pani pisać? Pewnie, jak każdy pisarz, od urodzenia?

– I tak, i nie. Ojciec pisał, wobec tego, ja także, jako mała dziewczynka, chciałam to robić. Potem było długo, długo nic, aż wreszcie po wielu latach, spostrzegłam nagle, że … piszę. Zauważyłam to kiedy zapisałam cały gruby brulion. Na początku pisałam ręcznie. Niestety, strasznie gryzmolę i nie potrafię potem odcyfrować własnego pisma. Kupiłam więc maszynę do pisania, potem komputer...

Ile kartek dziennie planuje Pani zapisywać?

– Ja nie planuję, ja po prostu piszę! Jeśli mam wenę, to mogę mieć poobrywane guziki, nie posprzątane mieszkanie i nie zrobione zakupy – ale nie mogę oderwać się od komputera. Spać kładę się koło drugiej w nocy. Nie rozumiem jak można pisać ileś tam stron dziennie i odkładać pióro (klawiaturę) po ukończeniu planu na dziś. Chyba że temat jest nudny… Ale ja nie piszę na tematy, które mnie nie interesują. Chociażby ostatnie wydarzenia polityczne i procesy gospodarcze jak recesja i bessa na giełdzie czy też sprawa tarczy antyrakietowej. Nie mogę przejść obojętnie wobec tego co się dzieje. Włączam komputer i piszę felietony…

Popatrzyłem na koci łeb wystający spod fałd mojego płaszcza. Behemot coś kombinował. Popukałem go palcem w czoło, ale prześliznął się cicho i zobaczyłem jak wchodzi na kolana profesora ekonomii Adama Koronowskiego.

Pan Adam, jako że człowiek inteligentny nie dał się zbytnio kotu podpuścić, nie mniej jednak wesoło i dla zabawy wetknął kij w mrowisko, mówiąc, że irytują go artykuły na tematy ścisłe pisane przez laików. I się zaczęło.

Zaprotestowałem pierwszy, bo znajomość zagadnienia jest ważna, ale i zdrowy rozsądek też, o umiejętności przekazania swojej wiedzy nie wspominając. Do dyskusji włączył się p. Różycki, twierdząc, że jakoś tak się przyjęło, że artykuły fachowe są nudne, a te, które człowiek chętnie by przeczytał uważane są za nieprofesjonalne.

Behemot uśmiechał się zadowolony.

Dyskusja rozgrzała salę do czerwoności. Jeszcze podczas nieoficjalnej części wracano do tego tematu. Łysiak, Cejrowski, Dostojewski, Chmielewska. Furczały nazwiska aż słychać było szum w powietrzu.

Gdy zaś dyskusja przycichła niesforny kocur wdrapał się na stolik i strącił filiżankę.

Znów rozległy się podniesione głosy. Czy artysta może obyć się bez pieniędzy? Podobno głodny lepiej pisze. Pani Jurata ostro zaprotestowała; wydawnictwa nie przyjmują rękopisów. Mało tego, wydruk musi być odpowiednio sformatowany, posiadać taką, a nie inną ilość znaków i właściwe marginesy. A komputer kosztuje. Jak wygląda scena literacka? Oj, tu siłą rzeczy zeszło na grafomanię, definicje talentu, sztukę sztucznego promowania...

Wszystkich pogodziła znajomość życia. Brak honorariów za teksty, ciężka praca na własne nazwisko, którą można zniszczyć kłamstwami i pomówieniami.

Przy tych tematach przyciągnąłem Behemota za ogon do siebie, bo już, już podczołgiwał się w kierunku jednej z lekarek, żeby nabroić i prawie udało mu się zabrać jej z ręki pamiątkową księgę, do której wpisywali się wszyscy goście i zaproszona autorka. Że też bestia wszędzie musi swoje trzy grosze wtrącić.

„Los zmieszał się i zbehemocił,
Nie chce nam marzeń więcej złocić…
Pionka do szachów ma w kieszeni…
Losu nie może nikt odmienić?

Bo zagra koniem albo żabą,
Królową nam ukaże nagą.
Ozłoci wąsy – swoje własne
Także łososia – gdy jest nastrój!”

Nastrój był! Wiersze p. Juraty, rymowane i białe, ciepłe, radosne i smutne, nostalgiczne, wyglądały jak złote ornamenty na szarej rzeczywistości. Szacowne grono złożone z lekarzy, malarzy, nauczycieli i poetów z ukontentowaniem stwierdziło, iż taka właśnie powinna być poezja. Proste słowa o tym, co każdy z nas przeżywa, o losie, miłości i wszystkim tym, co niesie życie.

„Nastrój na bale, maskarady...
A zmiana ego – bez przesady?
Los behemoci się – tysiące
Lat świetlnych – odkąd świeci Słońce.”

Jakie ma Pani plany na przyszłość?

– Pisać, pisać, pisać...

Wychodząc, paradoksalnie miałem wrażenie, że czegoś mi ubyło. Lat, trosk, smutku? Po chwili zorientowałem się, że to Behemot gdzieś się zapodział. Popatrzyłem za młodym chłopakiem idącym ślad w ślad za p. Juratą. I zrozumiałem, dlaczego cały czas wydawało mi się, że skądś znam jej oczy.


Wrażenia ze spotkania autorskiego w 2008 r. z Juratą Bogną Serafińską spisał Jan Siwmir


ps. Maciej Wysiadecki-Banaś, wydawca IRB, przyniósł na spotkanie aparat fotograficzny. Ciekaw jestem, czy na choćby jednym zdjęciu widać będzie koci grzbiet i przekorne, zuchwałe ślepia?

Wiersz „Behemot” pochodzi z tomiku wierszy Juraty Bogny Serafińskiej


Przeczytaj również: Andrzej Zaniewski: Od Behemota do... Antykota


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011