Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Pan Jurek – czyli wyciszone „złote serce”

Przegląd Australijski, luty 2008

O panu Jerzym Dudzińskim usłyszeliśmy po raz pierwszy wkrótce po naszym przyjeździe do Adelajdy


Był osobistością, był człowiekiem znanym i cenionym. Gdzież nam maluczkim, początkującym „Australijczykom” do osobistej z nim znajomości!

Kilkakrotnie spotkaliśmy się z nim przy okazji różnych wydarzeń, ale tak na dobrą sprawę nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, z kim właściwie mamy do czynienia. Na zewnątrz bowiem wyglądało na to, że jest on człowiekiem z rezerwą, trochę z dystansem do ludzi, ba – nieco zarozumiałym - szczególnie w odniesieniu do osób sobie nieznanych. Ależ ten pierwszy nasz o nim osąd był błędny!

Bliżej poznaliśmy pana Jerzego chyba dziesięć lat temu. Bywaliśmy wtedy co niedzielę w Domu Polskim na popołudniowych potańcówkach, gdzie miałem przyjemność grać do tańca. Opiekunem tejże funkcji z ramienia Domu Polskiego był właśnie pan Jerzy Dudziński. Zaczęliśmy wtedy często rozmawiać na tematy bardzo różne. Zaczęło się od tematów „bezpiecznych”, neutralnych, po prostu konwersacji towarzyskich. Potem jednak w miarę upływu czasu pan Jerzy coraz bardziej stawał się otwarty jeśli chodzi o tematy osobiste. Wrodzona skromność pana Jerzego nie pozwalała mu na osobiste wynurzenia bez tzw. haczyka, czyli podstępnej zachęty z naszej strony. Wystarczyło jednak umiejętnie go sprowokować, by dawał się wciągnąć w obszerne opowieści o sobie oraz swej rodzinie. Siedzieliśmy wtedy zafascynowani monologiem pana Jerzego. Słuchaliśmy z przysłowiowymi otwartymi ustami.

Szybko okazało się, że jego życiorys mógłby stanowić doskonały materiał do książki, a może nawet do kilku. Dowiedzieliśmy się wtedy o jego dzieciństwie, młodości, latach uniwersyteckich, następnie o dramatycznych latach wojennych, barwnych latach powojennych by dotrzeć w tych wspomnieniach do lat spędzonych przez pana Jerzego już tutaj, w Australii. Oczywiście nie czujemy się ani przez moment upoważnieni do podzielenia się tymi jakże cennymi dla nas opowieściami. Pozostaną one dla nas niezwykle piękną kartą przeuroczej znajomości z człowiekiem-instytucją polskiej społeczności w Adelajdzie, a i chyba w całej Australii.

Zadziwiające było dla nas to, że można było opowiadać o tym wszystkim w sposób niezwykle skromny i wyciszony. To właśnie cecha osobowości pana Jerzego – istnieć, działać, ale nie narzucać się swoją osobą. Ciągle był w ruchu, nieustannie coś naprawiał lub przenosił, potrafił wchodzić na wysoką drabinę lub na dach Domu Polskiego jeśli taka była potrzeba. Często dobrotliwie „rugaliśmy” pana Jurka za te ryzykowne akcje, ale on się tym absolutnie nie przejmował i dalej robił swoje. Takiego znamy i pamiętamy pana Jerzego od momentu bliższych z nim kontaktów w Domu Polskim.

Spotykaliśmy się też wielokrotnie z panem Jerzym przy okazji nagrywania materiału do różnych audycji radiowych. Jak powszechnie bowiem wiadomo to właśnie u pana Jurka mieściło się studio radiowe, o ile się orientujemy zorganizowane w dużej mierze jego prywatnym wysiłkiem. Zasługi poczynione przez pana Jerzego na polu radia są po prostu nieocenione. Nie nam tutaj przytaczać fakty z tym związane. Myślę, że jest sporo osób które powinny zabrać głos w tej sprawie.

Nie nam też wymieniać niezliczoną listę funkcji społecznych oraz rożnych inicjatyw kulturalnych których autorem, współautorem czy nawet organizatorem był pan Jerzy. Myślimy, że i on sam już wszystkiego nie pamięta. I to nie dlatego, że ma złą pamięć! Przeciwnie, pozazdrościć takiej pamięci. Po prostu lista jest zbyt długa by to wszystko przypomnieć.

Pamiętamy też jak bardzo żarliwie pan Jerzy przejmował się organizowanymi przez nas – Polski Zespół Muzyczny „aPL.AUs” - pierwszymi samodzielnymi imprezami, szczególnie zaś „Majówkami”. Ciągle dopytywał się czy wszystko idzie dobrze, a gdy potwierdzaliśmy że istotnie tak jest, bardzo się z tego powodu cieszył.

Odwiedziliśmy kilkakrotnie państwa Dudzińskich – jeszcze za życia żony pana Jerzego – w ich domu. Przeuroczy dom z charakterem – tak można najkrócej scharakteryzować ich dom rodzinny. Jakże serdecznie nas w nim przyjmowali!

Dzisiaj nasze drogi trochę się rozeszły. Wcale nie oznacza to jednak, że nie pozostaliśmy dozgonnymi wielbicielami pana Jerzego. Kiedykolwiek przyjdzie nam się gdzieś zetknąć, zawsze mamy dla siebie miłe słowa i serdeczne uściski. I tak już pozostanie...

Na koniec uwaga: jeśli państwo jeszcze nie poznali osobiście pana Jerzego to radzimy – zróbcie to jak najprędzej. Promieniuje on bowiem ciepłem i dobrocią, którymi to darami potrafi serdecznie obdarzyć jak tylko wkupicie się państwo w jego łaski. A o to naprawdę nie jest trudno jeśli tylko wyjdą państwo naprzeciw z tym samym do pana Jurka.


Barbara i Zygmunt Moś


Powrót: Jerzy Dudziński - Legenda Adelajdzkiej Polonii


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011