4 listopada 2004 roku jest szczególny i na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
(Korespondencja z Europy)
Przypomnij sobie odcinek pierwszy
Listopad 2004
I znów siedzimy na walizkach...
Minęły właśnie cztery miesiące od czasu, kiedy wróciliśmy z Niemiec do
kraju. Te kilka miesięcy, które spędziliśmy żyjąc w naszych polskich
realiach uświadomiły nam, jak słuszną decyzję podjęliśmy decydując się
na wyjazd do Australii.
Dużo mogłabym napisać o naszych
spostrzeżeniach i rozterkach przeżytych w kraju w ciągu tak krótkiego
czasu, ale myślę, że wszyscy Ci, którzy zdecydowali się na tak odważny
krok jakim jest emigracja, mają podobne odczucia do naszych.
Krótko mówiąc: wszystko ułożyło się
po naszej myśli i z niczym nie mieliśmy większych kłopotów.
Badania lekarskie wykonaliśmy w
Poznaniu (tam było najtaniej, a różnice cen są spore, więc sprawdzajcie
cennik choćby telefonicznie). Badania trwały cały dzień, łącznie z
dojazdem, więc w zasadzie nie było tak źle.
Około godziny 9 rano przeszliśmy
badania laboratoryjne. Następnie skierowano nas na prześwietlenie klatki
piersiowej. Po dwóch i pół godzinach mieliśmy wyniki w ręku i pozostało
nam tylko czekanie na wizytę u lekarza. W tym czasie wypełniliśmy
formularze, co zajęło nam jakieś 20 minut, i po dwóch godzinach przyjął
nas lekarz w swoim gabinecie. Okazał się on sympatycznym, młodym
człowiekiem, który – muszę przyznać – dość skrupulatnie podszedł do
badań.
W tydzień potem zrobiliśmy sobie
wycieczkę do stolicy i odwiedziliśmy ambasadę australijską – nasz
kolejny krok ku przygodzie.
I znowu poczułam znany mi dreszczyk emocji.
Czekaliśmy zaledwie dziesięć minut,
by sympatyczna pani w ambasadzie przyjęła nasze formularze. Zdziwiona
trochę naszym pośpiechem w załatwianiu wizy (naukę zaczynamy na początku
lutego 2005) poinformowała nas, iż wiza wydawana jest 3 miesiące przed
podjęciem nauki. Wynika z tego, iż każdy kto chciałby nieco szybciej
przyjechać do krainy Oz, może to zrobić nawet trzy miesiące wcześniej.
W naszym przypadku niczego to nie zmieniło, ponieważ bilety mamy
zarezerwowane na 6 grudnia (cudowny prezent na Mikołaja!)
Czuliśmy się jednak lepiej wiedząc,
że nasz wniosek wizowy jest już w ambasadzie! Ach, ta niecierpliwość!
Po złożeniu wniosku pozostało nam
już tylko czekać na przesyłkę z upragnioną wizą w naszych paszportach.
Czas ten uprzyjemnialiśmy sobie buszując godzinami w internecie i
wyszukując wszelkich informacji o Australii.
A może śnię?
4 listopada 2004 roku jest
szczególny i na zawsze pozostanie w mojej pamięci.
Tego dnia, jak łatwo się można
domyślić, otrzymaliśmy nasze paszporty wraz z upragnionymi wizami. WOW!
I zaczęło się... Planowanie
podróży i pierwszych dni po naszym przylocie do Adeli.
Ostatecznie zdecydowaliśmy się na
rezerwację akademika. Hotel ten jest zlokalizowany w północno-wschodniej
części miasta.
W mieszkankach nie ma łazienek. W
pokojach stoją telewizor i małe lodówki. Do kuchni trzeba kupić sobie
własne naczynia. Mam więc nadzieję, że w ciągu pierwszych tygodni uda
nam się wynająć mieszkanie i znależć jakieś „rozsądne” auto.
Już na samym początku myśleliśmy o
wynajmie mieszkania przez internet (o ile to w ogóle jest możliwe?), ale
z czasem doszliśmy do wniosku, że może to być dość ryzykowne. Po
wcześniejszych doświadczeniach z szukaniem mieszkania w Niemczech myślę,
iż rozsądniej będzie poszukać czegoś już na miejscu.
Teraz pozostaje nam już tylko cierpliwie czekać na wyjazd.
I choć od dłuższego czasu jestem
przygotowana do tego wyjazdu i wiem, że ten dzień zbliża się
nieuchronnie, to ja dalej mam wrażenie, że śnię. Tak po prostu...
Zmiany, które nastąpiły w moim
życiu w ciągu ostatnich kilku lat, powinny mnie zahartować, uodpornić w jakiś
sposób, a ja gdzieś w głębi duszy zaczynam czuć niepokój i zamęt.
A jednak z radością wsiądę do
samolotu i uwierzę w końcu, że to wszystko dzieje się naprawdę...
Agnieszka Byzdra
Przeczytaj odcinek trzeci
|