Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Eliza (3)

Przegląd Australijski, marzec 2007

Drukujemy opowiadanie Oli Szyr z Canberry zatytułowane „Eliza”. To imię dziewczyny, która wspomina Oli swoje perypetie w pierwszych dniach, tygodniach i latach pobytu w Australii. Ponad dwadzieścia lat temu do Australii przybyła wielka rzesza Polaków, tzw. solidarnościowa emigracja. Oto odcinek trzeci.

Powrót do odcinka pierwszego

Powrót do odcinka drugiego


Pamiętacie mnie? Jestem Eliza – polska emigrantka, która niedawno przybyła do Australii. Najpierw zamieszkałam w Perth, a z tego miasta przeniosłam się do Canberry, stolicy Australii, do pracy w jednym z rządowych departamentów.

Australijczycy zdrabniają moje imię i mówią do mnie krótko Liz.

Mój angielski jeszcze pozostawia wiele do życzenia. Chyba znów zapiszę się na kurs językowy.

Lubię Canberrę, szczególnie jej centrum „Civic”. Podczas codziennych włóczęg przyglądam się budynkom, kawiarniom, wystawom sklepowym…

Niestety, pobyt w motelu kończy się i muszę coś wynająć. Taka tu panuje zasada: jeżeli ci przyznają służbowe lokum, to tylko na parę tygodni. Tylko na taki czas, byś zdołała się zaaklimatyzować i rozejrzeć za czymś dla ciebie odpowiednim. Szukam więc wolnego pokoju u agentów lub z ogłoszeń gazetowych.

Któregoś dnia dostałam ofertę „nie do odrzucenia”. Jakiś pan z długimi czarnymi włosami do samego pasa zaproponował mi dzielenie jego domu i... łóżka. Przyznaję, że się wystraszyłam.

W znalezieniu czegoś odpowiedniego pomogli mi jednak rodacy. Zamieszkałam w wolnym pokoju u samotnej kobiety.

Poznałam trzech panów. Nazwijmy ich kolejno Andrzej, Bolek i Czesiek.

Andrzej to inżynier. Barczysty, dobrze zbudowany, śniada skóra i skośne nieco oczy. Chwalił się, że podnosił kiedyś w Polsce ciężary.

Bolek też inżynier. Bardzo wesoły blondyn.

Ten trzeci – Czesiek – to milczek, dużo od nas starszy.

Spotykaliśmy się na kawie. Gadaliśmy o codzienności, Zartowaliśmy, planowaliśmy różne imprezy. Któregoś dnia wybraliśmy się nad morze. To dwie godziny drogi od Canberry. Pojechaliśmy tam moim samochodem, bo tylko ja go wtedy miałam. Wydatki na benzynę były wspólne.

Nad australijskim oceanem jest ślicznie, mnóstwo zatoczek, piaszczystych plaż, no i ptaków, które można zobaczyć tylko na tym kontynencie.

Na terenie caravan parku mieszkają kookaburra oraz paużki – rainbow lorikeets, które mienią się kolorami tęczy. Uwielbiam także karmić posumy. Są to nocne zwierzątka mieszkające na drzewach jak misie koala, mają długie ogony i świdrujące czarne oczy. Właściciele caravan parku zbudowali dla nich domki na drzewach.

Tu warto wiedzieć, że na terenie całej Australii, na wszystkich trasach turystycznych znajdziecie takie dobrze wyposażone miejsca: caravan park. Tu można wynająć domek, rozbić namiot, zaparkować samochód. Koszt niewielki, na przeciętną kieszeń podróżującego Australijczyka spragnionego bliskości natury.

Któregoś wieczora wyszliśmy całą czwórką na spacer. Wzięłam kawałek marchewki i banana, przysmaki posumów.

– Zobacz! Są na tym drzewie! – wykrzyknął Czesiek. – To posum ze swoim dzieckiem.

Zwykle dzieciak siedzi na jej grzbiecie, ale ten był już większy, nieco wyrośnięty „młodzian”, więc dreptał za matką. – Popatrz już schodzi na niższe drzewo! Faktycznie. Posum schodził po konarach coraz niżej i ni¿ej. Jego mordka prawie dotykała mej dłoni. Podałam przysmaki.

Gdy moi znajomi dyskutują sobie na różne tematy, wspominają polskie dzieje, ja idę sobie na samotny spacer brzegiem morza, albo popływać w oceanie. Po moim powrocie wspólnie przygotowujemy posiłki.

Zauważyłam jednak, że Andrzej delikatnie mnie zaczepia, prawi komplementy.

– Eliza, chodźmy gdzieś razem... Andrzej opowiadał o sobie, o swoim skomplikowanym życiu. Jakaś kobieta w Polsce, dziecko…Chce wracać do kraju, boi się emigracji, pracuje tylko dorywczo. Jest miły, inteligentny, ładnie mówi, śpiewa, a najlepiej wychodzą mu arie operowe: – „ Na cóż Carmelo przysięgać mi każesz, na księżyc złoty i srebro gwiazd.

Kocham po trzykroć to czytasz z mej twarzy i moje miasto najmilsze z miast”.

Jest romantycznie , ale spacer kończy się i wracamy do reszty przyjaciół.

Przyjemnie jest pośmiać się razem, pożartować, korzystać z letniego słońca, kąpieli w ciepłym oceanie. To są dobre chwile i do dziś chętnie je wspominam.

Rankiem przyfruwały papużki i karmiliśmy je owocami, patrzyliśmy jak wysysają sok z jabłka swymi jak miotełka języczkami, a suchy miąższ zostawał na stole. Trzeba było po nich sprzątać.

Kookaburra – śmieszne ptaki z dużym silnym dziobem, szaro-białym upierzeniem, które krzyczą tak, jakby się śmiały. Niesamowite. Tu, w caravan park, są one trochę oswojone. Lubią jeść mielone mięso. Jedzą prawie z ręki. Znam te ptaki z australijskiej piosenki:

„Kookaburra sitting on the old gum tree, merry, merry king of the bush is she,
Lough kookaburra, laugh kookaburra, gay your world may be”.

Co znaczy:

„Kookaburra siedzi na starym, eukaliptusowym drzewie, jest wesołym królem buszu,
Śmiej się kookuburra, śmiej się kookaburra. Szczęśliwy jest twój świat”.

Chodziliśmy też na zbiór truskawek na pobliskiej farmie. Potem kawiarnia, trochę żartów i poważnych dyskusji. To były przyjemne wakacje i dobrze je wspominam.

Ale życie toczy się dalej, trzeba wracać do pracy i codziennych spraw.

Ciąg dalszy nastąpi...


Wyznania Elizy spisała Ola Szyr

Zdjęcia: prywatne archiwum Elizy


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011