Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Eliza (8)

Przegląd Australijski, wrzesień 2007

Drukujemy opowiadanie Oli Szyr z Canberry zatytułowane „Eliza”. To imię dziewczyny, która wspomina Oli swoje perypetie w pierwszych dniach, tygodniach i latach pobytu w Australii. Ponad dwadzieścia lat temu do Australii przybyła wielka rzesza Polaków, tzw. solidarnościowa emigracja. Oto odcinek ósmy.

Powrót do odcinka pierwszego

Powrót do odcinka drugiego

Powrót do odcinka trzeciego

Powrót do odcinka czwartego

Powrót do odcinka piątego

Powrót do odcinka szóstego

Powrót do odcinka siódmego


Raj na ziemi, czyli Cairns

Zdecydowałam się na urlop. Długo szukałam w atlasie stosownego miejsca... Wybrałam tropikalne Cairns na północy Australii.

Rok wcześniej spotkałam w polskim klubie Polaka, który zachęcał mnie do zwiedzenia tego miasta. Jego adres odnalazłam w papierzyskach.

Pamiętam, że Arek mówił o swym przyjeździe do Australii w latach osiemdziesiątych. Długo opowiadał o tym, jak z żoną i małym dzieckiem przejechali prawie cały kontynent, by znaleźć swoje miejsce na ziemi. Przez kilka lat ciężko pracowali, a potem wyruszyli w podróż, która zajęła im pół roku.

Poznali wiele pięknych australijskich zakątków, ale jemu najbardziej spodobało się Cairns. Rafy koralowe, tropikalne lasy, ciekawe sklepy i restauracje, kajakowanie po rzekach i podziwianie krokodyli, wędkowanie. Dla nas, Europejczyków, Cairns najatrakcyjniejsze jest zimą, gdy temperatura sięga 30 stopni w skali Celsjusza.

Postanowiłam więc do Arka napisać list. Odpowiedź otrzymałam już po tygodniu. W jego życiu same zmiany. A najważniejsza ta, że żona go opuściła. Wyniosła się do innego miasta. Arek pozostał jednak w Cairns i pracuje w turystyce. Zapraszał serdecznie, obiecywał że będzie dobrym przewodnikiem.

Postanowiłam, że pojadę zimą, wtedy Coral Sea jest równomiernie ciepłe, o temperaturze około 26 stopni C. Zaprosiłam też Basię z Perth. Chętnie zgodziła się, bo w tym czasie jej mąż pojechał do Polski, a ona została sama. Spotkałyśmy się na lotnisku w Cairns.

Lecę liniami Qantas. Siedzę obok Australijczyka. Ron, bo tak mu było na imię, leciał do Cairns, gdzie przesiadł się na następny samolot do Gove leżące około 800 km na wschód od Darwin. Ron pracuje w kopalni aluminium jako elektryk. Po 28 dniach pracy w kopalni przysługiwał tydzień urlopu, który można było spędzić w domu z rodziną. Ron mieszkał w Południowej Australii, niedaleko Adelajdy.

– Przy kopalni – opowiadał – jest hotel robotniczy. Każdy pracownik ma klimatyzowany pokój, posiłki zjada w kantynie, pracuje po 12 godzin dziennie, a po dwóch tygodniach dniach przysługuje mu jeden dzień wolny.

Mówił, że lubi swoją pracę, a zwłaszcza pieniądze: około pięciu tysięcy dolarów tygodniowo. Za zakwaterowanie i wyżywienie płaci firma.

Dolatujemy do Cairns. Ciekawa jestem jak wygląda Arek. Przecież widziałam go tylko raz i przelotnie...

Czekał na lotnisku, pomachał ręką w przywitalnym geście. Ale co to?! Czy ja dobrze widzę? Tuż obok niego młoda, postawna dziewczyna z roześmianą buzią. To Cecylia, jego aktualna sympatia.

Dziewczyna uścisnęła mi rękę. – Ładna i młoda – pomyślałam zazdrośnie – chyba przed trzydziestką.

Cecy, jak ją nazywał, przytuliła się do Arka, a mnie serce zadygotało i właściwie chciałam się pożegnać, ale nie wypadało. – Mógł chociaż uprzedzić – pomyślałam. Nie miałam jednak czasu na dywagacje, bo oboje serdecznie zapraszali na obiad, więc poczułam się głodna… – Poczekajmy jeszcze na Basię, jej samolot przyleci za pół godziny.

Arek z dziewczyną mieszkali we „flecie” na pierwszym piętrze. Pokój jadalny, sypialnia, kuchnia.

– Jak będziemy spać? – zapytałam wprost.

– Jak to jak? Wszyscy razem! Przecież się pomieścimy! – Arek nie miał wątpliwości.

Jakoś się opanowałam. Przy poobiedniej herbacie zaczęliśmy omawiać szczegóły zwiedzania: rafa koralowa (koniecznie!), potem przejażdżka do Kurandy kolejką parową, uroczego miasteczka w górach, Cooktown położone na północ...

Powoli zbliżał się wieczór, więc znów zaczęłam zastanawiać się nad spaniem.

Arek rozłożył na podłodze podwójny materac. Dla mnie i dla Basi.

– Ja i Cecy śpimy w drugim końcu pokoju – oznajmił.

W pewnym momencie Arek wziął mnie pod ramię i wyszliśmy na balkon. Gwiaździste, jasne niebo, świeże, ciepłe powietrze i chłopak obok. Tylko nie mój!!!

– Nic nie mówiłem o mojej dziewczynie – zaczął, nie wiadomo dlaczego, usprawiedliwiać się – bo poznaliśmy się niedawno. Sama widzisz, inteligentna i ładna, i taka młoda – westchnął. – Ja mam już 44 lata, a ona 24 wiosenki. Ale lubi mnie. Niedawno przyjechała z Polski.

– W porządku – odparłam, to twoje życie, robisz co chcesz.

Weszliśmy do sypialni.

– No dziewczyny! Do łóżka! Jutro zwiedzamy... Arek był pogodny, uśmiechnięty. Jego jasna, gęsta czupryna, złota opalenizna, muskularne ciało, przypominało bosmana statku czy żaglówki.

Poszeptałyśmy o czymś z Basią, nakryłyśmy się kocami i postanowiłyśmy spać. Ale gdzie tam! Za chwilę młoda parka o czymś sobie szepce. Mimo woli nasłuchujemy, chociaż nas to śmieszy. Wreszcie zgasili światło.

Cisza, tylko gwiazdy mrugają za oknem. Przymknęłam oczy myśląc o jutrzejszej wycieczce: koralowa rafa, bogactwo podwodnej przyrody, skaczące ryby i inne potworki – widziałam to wszystko oczami mojej wyobraźni. Już prawie zasypiałam, gdy nagle cieniutki głosik zapiszczał: – no coś ty, nie teraz… Dziewczyna chichotała, a chłopak żartował.

Otworzyłyśmy szeroko oczy… – Basiu co robić? – Nie wiem, naprawdę nie wiem, musimy to przetrwać.

Zaczęłyśmy niespokojnie kręcić się na materacu, już zupełnie rozbudzone.

– Eliza powiedz im coś – szepnęła błagalnie koleżanka, gdy na łóżku obok znowu zaczęły się harce, szepty i popiskiwania.

– Cicho tam, nie możemy spać! – warknęłam głośno. Wtedy usłyszałyśmy: – Aruś, dziewczyny są zazdrosne!

W ciemnościach usłyszałyśmy głos Arka: – Eliza, Basia, chodźcie do nas, będzie weselej!

Cecy zaśmiała się.

– Ale heca – pomyślałam. – W co ja się wpakowałam! A do tego jeszcze w niezręcznej sytuacji postawiłam Basię.

Rankiem wymęczone i niedospane pojechałyśmy z Basią na wycieczkę statkiem, a wieczorem przeniosłyśmy się do hostelu, żeby młodym nie przeszkadzać.

Razem jednak jeździliśmy na rozmaite wycieczki. Arek miał samochód, więc pojechaliśmy do Cape Tribulation na północ od Cairns, tam gdzie są tropikalne lasy, do Mosman George i do Kurandy – uroczego górskiego miasteczka.

Ciepłe słońce, pogodne niebo... czego więcej trzeba?

– Dziewczyny, słuchajcie! – zagaił pewnego dnia Arek, gdy siedzieliśmy wszyscy na balkonie. – Jak fajnie byłoby mieszkać razem, ja i trzy kobiety! Kupilibyśmy plac, wybudowałoby się duży dom, wiedlibyśmy życie jak w prawdziwej komunie – rozmarzał się, a Cecy chichotała. Arek objął nas wszystkie i westchnął. – Nawet moglibyśmy się kochać razem. Na studiach w Polsce dziewczyny lubiły mnie. Miałem swoje stadko, swój Dwór. Moje dziewczyny strzygły mi włosy, przynosiły smaczne kąski, pozwalałem się rozpieszczać. To było życie!

W kilka dni później Basia zwierzyła mi się: – Wiesz Elizka, gdy Arek tak prawił o miłości, to potem przyśniło mi się, że spotkaliśmy się razem nad wodospadem, na pięknej, białej plaży i uprawialiśmy miłość... Co też może przyśnić się takiej przyzwoitej mężatce jak ja?!

Minęło 10 dni wakacji, czas się pożegnać.

– Arek, zadzwoń czasem, opowiesz jak się wam układa, życzę szczęścia…

I rzeczywiście pół roku potem Arek zadzwonił, ale to już inna historia.

Niedawno wróciłam do Cairns. Po tych siedemnastu latach od tamtego spotkania z Arkiem i Cecy wiele się w tym mieście zmieniło. Podwoiła się liczba mieszkańców (z 60 tysięcy do 120 tysięcy), zbudowano Esplanadę, czyli teren spacerowy wzdłuż oceanu wraz z Laguną – terenem do pływania ozdobioną rzeźbami w postaci ryb, przybyło sklepów…

Cairns nazywano kiedyś Mudland, co oznaczało teren bagienny. Po osuszeniu terenu jest to dziś żywe, piękne, nastawione na turystykę miasto.

Spaceruję sobie po Esplanadzie, zajadam “seafood” w małych restauracjach, poznaję historię tego miasta, w którym „rainforest meets the reef”, czyli gdzie las tropikalny spotyka rafę koralową i wspominam mają poprzednią wycieczkę – tę sprzed siedemnastu lat. Z Basią, Cecy i Arkiem.


Ola Szyr

Fot: Ola Szyr


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011