Przegląd Australijski
Image Map

Strona
główna
Australia
z oddali
Świat Tubylców
Australijskich
Wędrówki
kulinarne
Piórem,
Pędzlem i...
„Panorama”
- miesięcznik
Ostatnia aktualizacja: 29.12.2012

Eliza (10)

Przegląd Australijski, listopad 2007

Drukujemy opowiadanie Oli Szyr z Canberry zatytułowane „Eliza”. To imię dziewczyny, która wspomina Oli swoje perypetie w pierwszych dniach, tygodniach i latach pobytu w Australii. Ponad dwadzieścia lat temu do Australii przybyła wielka rzesza Polaków, tzw. solidarnościowa emigracja. Oto odcinek dziesiąty.

Powrót do odcinka pierwszego

Powrót do odcinka drugiego

Powrót do odcinka trzeciego

Powrót do odcinka czwartego

Powrót do odcinka piątego

Powrót do odcinka szóstego

Powrót do odcinka siódmego

Powrót do odcinka ósmego

Powrót do odcinka dziewiątego


Koty i wiersze

Pani Magda ma dwa koty – Liszkę i Charliego. Mieszka sama i zwierzęta dotrzymują jej towarzystwa. Śpią wszyscy razem – pani Magda, tuż obok niej Charlie rozkosznie wyciąga się na drugiej poduszce, a Liszka w nogach.

Liszka jest matką Charliego. Ruda, w białe i czarne plamy, a syn jest czarny w białe plamy. Koty – wiadomo – trzeba karmić, a to kosztuje. Tymczasem pani Magda jest na rencie. Nie, nie narzeka, bo koty to ważna sprawa w jej życiu. Pomyślałam nawet kiedyś, że jest uzależniona od tej kociej miłości. Potrzebuje jej jak ryba wody.

Pani Magda jest emigrantką z Polski z lat osiemdziesiątych. Przyjechała do córki, ale Jadzia wyjechała wkrótce do innego miasta w Australii, by w końcu wylądować z powrotem w Europie. I tym sposobem pani Magda została w Australii sama.

Podziwiam ją szczerze, bo mimo wielu przeciwności losu jest zawsze uśmiechnięta, radosna, wręcz hipnotyzuje rozmową. Umie słuchać jak mało kto! Jej srebrne, długie włosy okalają jej rozświetloną twarz, ciągle młodą, choć jest już po siedemdziesiątce.

Pamiętam jak dziś. To była sobota. Odwiedziłam ją rankiem, przynosząc trochę łakoci. – Magdziu, przyniosłam ciastka! – oznajmiłam już na progu domu.

– Co nowego Eliza? – opowiadaj!

Więc opowiadam, że wciąż szukam tego jedynego i wymarzonego kawalera, ale znaleźć go nie mogę, choć jakieś przygody po drodze miałam. Gadam i rozglądam się po jej mieszkaniu. Stół – jak zwykle – zastawiony cukierkami, sokami, owocami. Są figi, daktyle, pomarańcze... O tak, pani Magda lubi otaczać się przedmiotami i jedzeniem.

– Ale, ale... Magdziu! Co z Charlim? Kotek nie ma jeszcze roku, a kłaki wychodzą z niego tak, że wkrótce chyba wyłysieje! Chory?

– Eeee, już od jakiegoś czasu tak źle wygląda, smaruję go cynkową maścią. Mam nadzieję, że to pomoże.

Chwyciłam kota, żeby mu się bliżej przyjrzeć, a on miauczał przerażony. Obejrzałam jego łyse płaty skóry tuż przy ogonie. Byłam pewna, że jest chory. Muszę popytać znajomego weterynarza, coś poczytać na ten temat.

Wkrótce wpadłam do pani Magdy znowu. – To chyba gscabiesh – zawołałam od progu – kocie wszy. Kupiłam lekarstwo!

Patrzę na panią Magdę, a ona cała w czerwonych, rozdrapanych plamach! Już wyczytałam, że gscabiesh też gryzą człowieka, ugryzienia tak swędzą, że ofiara drapie się, bo wytrzymać inaczej nie może.

Co było robić? Wyciągnęłam z torby kapsułkę, którą kupiłam dla kota. Wydałam 50 dolarów! Rozbiłam ją, posmarowałam wrzeszczącego przeraźliwie zwierzaka, poczułam nieprzyjemny odór tej trucizny na kocie wszy. Trudno, niech cuchnie, byle tylko zadziałało.

I znów minęły dwa tygodnie. Charli wciąż był chory. – Wiesz, moja droga – mówię do pani Magdy, trzeba go uśpić, niech nie roznosi zarazy.

Pani Magda zaczęła rzewnie płakać. Ale ja musiałam być bezwzględna. – Wybieraj! Ty albo kot! Przecież razem śpicie! Zresztą, nie musimy go usypiać – złagodniałam. – Pożyczę od kogoś klatkę i w niej powieziemy kota do ochronki. Tam pracują weterynarze. Na pewno mu pomogą, może całkowicie wyleczą. Nie stać cię na drogie lekarstwa dla niego – przekonywałam jak umiałam, bo właśnie przypomniało mi się, jak moja mama pokochała kiedyś okaleczonego gołębia. Zamieszkał z nami w domu. Fruwał sobie po pokoju i brudził. Ileż było płaczu, gdy musiałam wynieść go na podwórko!

– A ja ryczę rzewnymi łzami – pani Magda na to – bo przypomniał mi się wiersz, który często recytowała moja matka. To wiersz o konieczności wyboru, o podejmowaniu decyzji.

Usiadłam na drugim końcu stołu i słuchałam wiersza Glińskiego recytowanego przez panią Magdę w tej smutnej dla niej chwili:

Na morze

„Na morze – ja syna wam daję – słyszycie –
Pod wodzą mojego junaka,
Spokojny z was każdy być może o życie
Spokojną, bezpieczną łódź każda rybaka”.

Tak mówił Jan stary.

Rybacy ruszyli na połów.
Wtem wicher zachuczy i morze się wzburzy
Łódź ciężka się stała jak ołów,
To skała podwodna dno łodzi rozdarła,
Od spodu bluznęła fal piana.

Struchleli rybacy, pierś w tchu im zamarła,
Nie strwożył się tylko syn Jana.
„Do wioseł”!– zawołał, ląd blisko
Mnie oko nie zwodzi.
Łódź tylko już płynąć nie może,
Trza ulżyć ciężaru tej łodzi.

„Do wioseł”! – zawołał i skoczył w głębinę,
Rybacy ze strachu zamarli...
„Do wioseł”! – zawołał – ja płynę, ja płynę!
I fala porwała go na dno.

Szczęśliwie rybacy do brzegu dobili,
Lecz smutek patrzy im z czoła...
– Gdzie syn mój, gdzie syn mój!,
Jan stary zawołał, a oni odrzekli mu: – płynie...

Lecz pieśnią zagłady gra morska głębina,
Daremna tu wszelkich rąk praca.
– O morze! – zawołał: zwróć syna, zwróć syna!
Lecz morze swych ofiar nie zwraca,

Mieni się i burzy, pluszcze i szeleszcze,
Bezdenną przeraża głębiną. – Ha, trudno, powiedział,
– Mam jeszcze dwóch synów,
I oni na morze popłyną.

Łzy napłynęły mi do oczu. Pani Magda naprawdę ślicznie deklamowała. A ja nadziwić się nie mogłam, jak to z nami na tej emigracji bywa. Jakiekolwiek wydarzenie natychmiast przywołuje pamięć. Pamięć wierszy recytowanych przez matkę, bajek opowiadanych przed snem, smuteczków i drobnych radości, zwierzątek i ptaków, które się przez nasze polskie domy w życiu przewinęły. Toż ta starsza pani pamięta wiersze, których słuchała w dzieciństwie siedemdziesiąt lat temu!

Otarłyśmy łzy, zapisałam słowa wiersza, przyrzekłam przynieść klatkę.

Pożyczona od koleżanki klatka była obszerna i Charlie trochę otumaniony odrobiną valium pozwolił się do niej wepchnąć. W samochodzie żałośnie miauczał...


Wspomnienia Elizy spisała Ola Szyr


Poleć ten artykuł znajomemu | zobacz co słychać na forum
Copyright © Przegląd Australijski 2004-2011